Misza

Autor: BrunoKadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Stanął na lądzie. Polska. Tak blisko domu i tak daleko zarazem.

Podrapał się w lewy bok pod pachą. Swędziało go tam od dziecka, odkąd pamięta. Pytań w stylu „Czego ty się wciąż tam drapiesz, Miszka?”, padło tyle w ciągu jego życia, że nie zliczy.

Rozglądał się po nabrzeżu. Słyszał, że Polacy mocno wspierali Ukrainę, a znienawidzili Rosję, więc wątpliwości, czy dobrze robi, schodząc na ląd, przykleiły się jak chleb do podniebienia, który mateczka piekła co wieczór, a on podjadał jeszcze gorący. Tęsknił za jego smakiem coraz bardziej.

Ja jestem dobry chłopak – pomyślał.

Zostałby na statku, ale musiał pochodzić po stałym lądzie, jego organizm już tego potrzebował.

Niewiele wiedział o wojnie, tylko tyle, że się toczyła i że Rosja jej tak nie nazywała, a jego mateczka i inni ludzie w wiosce to powtarzali. Mówili, że tak trzeba, że Putin wie, co robi. Ale Misza poznał już świat i znał swój kraj, i wiedział, jak tam kłamią. Serce mu pękało, że jego ukochana ojczyzna dopuszczała się takich okropieństw.

Na greckim drobnicowcu wśród wielonarodowościowej załogi był jedynym Rosjaninem, dwóch pozostałych jakiś czas temu wróciło do domu na zmianę.

Kiedy wybuchła wojna, nikt do niego nie zmienił stosunku. No bo dlaczego mieliby zmienić. Pocieszny był z niego chłop, pomocny, a jak wypił, nie był uciążliwy, tylko sypał kawałami i włączała mu się śmieszna przypadłość – sprzątał po wszystkich w mesie, drapał się pod pachą i siedział ze szmatką w ręce czekając tylko, aż komuś coś spadnie albo się rozleje.

Więc jak mogli zmienić do niego nastawienie ci, co go znali? A ci, co nie znali, szybko się zorientują, że Miszka to swój chłopak.

– No to w miasto, Miszo Gawriłowiczu – rzekł na odwagę i ruszył przed siebie, pogwizdując cicho i drapiąc się co jakiś czas pod pachą.

Przylizał grzywkę, włosy zachodzące na uszy i podszedł do postoju taksówek, ukłonił się rozmawiającym w grupce taryfiarzom, którzy ożywili się na jego widok, czując pieniądz i wypatrując kolejnych marynarzy.

Wsiadł do pierwszej taksówki w kolejce.

– Zdrast… Heloł – poprawił się.

Po angielsku lepiej.

– Aj am Misza – przedstawił się.

Taksówkarz miał gdzieś, jak klient się nazywał i skąd pochodził, pieniądz się liczył.

– Dokąd jedziemy? – zapytał po angielsku starszy, brzuchaty pan w wędkarskiej kamizelce koloru zgniłej zieleni.

– Na dyskotekę. Gdzie fajne dziewczyny.

Taryfiarz uśmiechnął się pod nosem, odpalił silnik i nie pojechał w kierunku żadnej z dyskotek, ale ku perspektywie większego zarobku. Niech sobie tam marynarzyk potańczy.

Będę udawał Ukraińca. Ich tu wszyscy teraz lubią – myślał Misza i oglądał świat za oknem.

Taksówkarz znał język angielski, ale nie lubił używać i wolał milczeć, jednak pasażerowi zebrało się na rozmowę, irytującą, zważywszy na zdradzającą Miszę charakterystyczną aparycję.

– Dużo u was Ukraińców już? – zapytał marynarz.

– Dużo. A co ciebie to obchodzi? Jesteś z Rosji.

– Nie, z Ukrainy, ze wschodu, ale pływam cały czas i nie wiem, co i jak.

– Taki z ciebie Ukrainiec, jak ze mnie Chińczyk. Na Ukrainie to ty pewnie nigdy nie byłeś. Widać, że jesteś z głębokiej Rosji.

– Z Charkowa jestem, swój chłopak.

– Ta.

Może lepiej nic nie mówić?

Wbił gały w szybę.

Podjechali pod klub nocny. Misza wyglądał przez okno. Nie wysiadał jeszcze. Drapał się.

– Dyskoteka? Na pewno? – zapytał.

Zadaszenie łukowe z nazwą klubu przed wejściem świadczyło, że był tu jakiś przybytek, ale jakiś taki mało dyskotekowy.

– Tak, głośna muzyka i piękne dziewczyny. – Ożywił się sztucznie taryfiarz reklamując lokal. – Zapłać za kurs i dawaj do środka, Miszka, wejdę z tobą, żeby ci było raźniej.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
BrunoKadyna
Użytkownik - BrunoKadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-01-19 08:57:23