Dobre życie to nie życie idealne. Rozmowa z Moniką Kowalską
Data: 2025-09-25 14:01:01
– Dobre życie to nie życie idealne. To życie, w którym potrafimy przemieniać to, co mamy, w coś pięknego i sensownego. Dobrą analogią jest gotowanie obiadu z tego, co znajdziemy w lodówce. Czasem mamy pełno składników, a czasem tylko kilka – a jednak możemy z tego stworzyć coś wartościowego. Tak samo jest z życiem – mówi Monika Kowalska, długoletnia asystentka Wydawnictwa Biały Wiatr, promotorka poszerzania świadomości i spełnionego życia, a także tłumaczka książki Gladys McGarey Dobre życie. Sześć sekretów zdrowia i szczęścia 103-letniej lekarki. Rozmowę prowadzi Ewa Giurkowicz – dziennikarka i pisarka, trenerka rozwoju osobistego, nauczycielka gimnastyki śmiechu i ruchu terapeutycznego.
Dziś porozmawiamy o wyjątkowej książce Dobre życie. Sześć sekretów zdrowia i szczęścia 103-letniej lekarki. Jej premiera odbyła się w zeszłym roku i od tamtej pory cieszy się ogromną popularnością – świetnie się sprzedaje, jest o niej głośno. Towarzyszy mi dziś Monika Kowalska, tłumaczka tej książki.
Dzień dobry, miałam ogromną przyjemność i zaszczyt przełożyć książkę doktor Gladys McGarey Dobre życie. Od piętnastu lat współpracuję z Wydawnictwem Biały Wiatr – jako tłumaczka, w zespole redakcyjnym. To dla mnie wielka radość. Na swoim koncie mam już kilkadziesiąt książek.
Najlepiej czuję się w tłumaczeniu książek o duchowości i rozwoju osobistym. To wynika z mojego doświadczenia – przez blisko trzydzieści lat współpracowałam z Ewą Foley. Miałam przyjemność tłumaczyć zajęcia, które prowadziła, a także warsztaty nauczycieli i wykładowców, których zapraszała do Polski. Tłumaczyłam między innymi spotkania z Joy Manne, organizowane kilka razy w roku w Polsce. Pracowałam również z Colinem i Mariną Sisson oraz z Jonette Crowley, która w czerwcu ponownie przyjedzie do Polski, aby obchodzić dwudziestolecie swojej pracy.
To były cudowne spotkania i niezwykłe doświadczenia. Uwielbiam tłumaczyć tego typu teksty i pracować z takimi ludźmi – każda taka okazja jest dla mnie podróżą.
Mam też anegdotę związaną z wydawnictwem. Przy każdej książce, którą tłumaczę, mówię Darkowi Wróblewskiemu, szefowi wydawnictwa: Darek, wiem, że już tłumaczyłam kilka książek, ale ta jest naprawdę wyjątkowa! I rzeczywiście każda kolejna jest inna, bo każda zabiera mnie w nową wewnętrzną podróż. Tłumaczenie różni się od zwykłego czytania – nie można tekstu tylko przelecieć wzrokiem. Trzeba się całkowicie zanurzyć w świecie, języku i energii autora. To rodzaj medytacji.
Ale chociaż po Dobrym życiu przełożyłam już kolejną książkę, to i tak mówię, że publikacja dr Glady McGarey jest wyjątkowa. Spośród wszystkich książek, które tłumaczyłam, właśnie ta zajmuje pierwsze miejsce – ze względu na autorkę.
No właśnie – opowiedz o niej coś więcej.
Doktor Gladys McGarey dożyła 103 lat. Niestety, zmarła we wrześniu ubiegłego roku. Wiem, że były plany zaproszenia jej do rozmowy, ale nie zdążyliśmy. Dobre życie w oryginale ukazało się kilka lat wcześniej, gdy miała sto lat. I już to samo w sobie czyni tę książkę wyjątkową. Gladys do końca życia pracowała zawodowo. W medycynie przepracowała aktywnie osiemdziesiąt lat. Po wydaniu książki udzielała mnóstwa wywiadów, była gościnią podcastów. Młodzi ludzie z ogromnym entuzjazmem z nią rozmawiali. Mając sto lub sto jeden lat, wystąpiła nawet na konferencji TED. Była aktywna do samego końca, dzieląc się swoją mądrością – a właśnie o niej jest ta książka.
Dobre życie rzeczywiście różni się od wszystkiego, co dotąd wydaliśmy. Trudno znaleźć inną książkę napisaną przez osobę w tak zaawansowanym wieku, lekarkę, która ma fascynujące historie do opowiedzenia. Gladys przeplata własne wspomnienia z opowieściami o pacjentach. Tak jak sama mówiłaś – tę książkę czyta się niemal jak powieść, jak biografię. Pisze lekko, a jej język jest niezwykle przystępny. Powiedz, co według Ciebie jest w niej najpiękniejsze?
Ta książka jest wyjątkowa, bo doktor Gladys McGarey nazywana jest matką medycyny holistycznej. Rzeczywiście, Dobre życie czyta się jak powieść – są dialogi, historie zarówno poważne i smutne, jak również zabawne. Każdy rozdział ma w sobie jakąś perłę mądrości – historia pacjenta czy wspomnienie autorki nie są tylko ilustracją, ale niosą głębsze przesłanie. A wszystko napisane jest niezwykle lekko, z dużą dawką humoru.
Gladys była córką lekarzy osteopatów i misjonarzy pracujących w Indiach na początku XX wieku – to było niesamowite, bo w tamtych czasach kobieta-lekarz to była rzadkość. Jej rodzice znali się z Mahatmą Gandhim, a Gladys jako młoda dziewczyna osobiście go spotkała podczas słynnego marszu solnego w latach 30.
Wraz ze swoim mężem i Miltonem Ericksonem zakładała pierwsze amerykańskie stowarzyszenie medycyny holistycznej. Przez całe życie pracowała nad tym, aby holistyczne podejście do zdrowia wprowadzać do medycyny konwencjonalnej. Do dziś to stowarzyszenie działa, a hipnoza jako metoda terapeutyczna jest wykorzystywana w wielu szpitalach na świecie – między innymi dzięki jej pracy.
Była niesamowitą kobietą – studiowała w czasach, gdy kobiety nie mogły mieć własnego konta bankowego, nie miały praw wyborczych ani swobody podejmowania decyzji. Pisała, że jednym z sekretów dobrego życia jest znalezienie pasji – czegoś, co nas napędza. I wskazywała, jak to zrobić. To sprawia, że jej książka nie jest zwykłym poradnikiem medycznym. Nie znajdziemy w niej diet czy metod leczenia. To książka o tym, jak przeżyć dobre życie, pisana przez kogoś, kto sam żył w zgodzie ze swoimi wartościami i pasją.
Pięknie to ujęłaś. Faktycznie – książka nie jest podręcznikiem samorozwoju ani zbiorem sześciu kroków do szczęścia. To opowieść o życiu, napisana przez kogoś, kto swoje życie przeżył w pełni.
Dokładnie. I – co ważne – ta książka jest dla każdego. Gdy tylko się ukazała, rozdawałam ją bliskim na prezenty świąteczne. Odbiór był cudowny – zarówno osoby trzydziestoletnie, jak i osiemdziesięcioletnie były zachwycone. To po prostu dobrze się czyta.
Na rynku jest sporo książek pisanych przez młodych autorów o smakowaniu życia, refleksjach duchowych – bardzo wartościowych, jak choćby Briana Weissa. Ale Dobre życie niesie w sobie coś, czego nie da się podrobić: ciężar doświadczenia. Gladys miała sto lat, gdy ją pisała. To doświadczenie jest bezcenne.
Sama mam ponad sześćdziesiąt lat i wiem, że pewne rzeczy rozumie się dopiero z perspektywy przeżytych lat. Nie chodzi o to, że młodzi ludzie nie mają mądrości – mają, ale to inny jej kolor. A u Gladys mamy całą tęczę.

Pięknie powiedziane. To, co mnie ujęło, to przeplatanie mądrości historiami – z życia autorki, z praktyki lekarskiej, z relacji z ludźmi. To nie są wyświechtane truizmy, ale żywe doświadczenia. Dzięki temu książka daje poczucie swobody – każdy czytelnik może odnaleźć w niej coś dla siebie. I mimo że tytuł to Dobre życie, książka nie unika trudnych tematów – choroby, śmierci, niespełnienia, rozstań. Ale pokazuje, że dobre życie polega na tym, by mieć narzędzia do przemieniania trudnych doświadczeń w coś wartościowego.
Tak. Sama Gladys pisała, że życie nie zawsze jest łatwe – oczekiwanie, że będzie, to iluzja. Ale można przeżywać je dobrze – nawet gdy jest trudne. Dobre życie to umiejętność przemieniania ołowiu w złoto.
Ta książka potrafi być wsparciem także w trudnych momentach – dla kogoś w żałobie może być ukojeniem. Nie leczy bólu, ale łagodzi go, dając szerszą perspektywę.
To, co mnie ujęło, to także jej szczerość. Gladys nie ucieka od trudnych pytań – na przykład czy ważniejsza jest długość życia, czy jego jakość. I mówi o tym kobieta, która sama dożyła 103 lat!
Dokładnie. I – co niezwykłe – ona wprost pisze, co uważa za największe lekarstwo. I nie jest to żaden lek, terapia czy dieta. To coś zupełnie innego, coś, co każdy ma w zasięgu ręki. To mnie absolutnie zaskoczyło – że lekarka z takim doświadczeniem może napisać coś tak prostego i zarazem głębokiego.
A przy tym nie poucza, nie mówi, jak żyć. Dzieli się tylko swoimi sekretami – tym, co sprawiło, że jej życie było dobre. Z jednej strony daje ogromną swobodę, z drugiej – pokazuje własnym przykładem, jak można żyć pełnią życia.
Gladys McGarey do końca była aktywna – codziennie stawiała sobie cel, żeby przejść trzy, cztery tysiące kroków. Jeździła na rowerku trójkołowym, a przy tym zawsze była zadbana, z uśmiechem, z pięknym warkoczem wokół głowy i w biżuterii. Promieniowała radością i kobiecością.
W książce mamy sześć sekretów dobrego życia. Zaskoczył Cię któryś z nich?
Dwa szczególnie. Jeden dotyczy tego, jak zachowywać się, gdy czujemy się zablokowani. Drugi – metafory czasu kokosa. Gladys tłumaczy, że kokos spada z palmy wtedy, kiedy jest dojrzały, nie wcześniej. I tak samo jest w życiu – pewne rzeczy wydarzą się w odpowiednim momencie, ani za wcześnie, ani za późno.
Pisze też, że zawsze jesteśmy we właściwym czasie – tak jak moment narodzin i śmierci przychodzi dokładnie wtedy, kiedy powinien. To niezwykle uwalniające spojrzenie. Sama często wracam do tego obrazu – daje ogromny spokój.
Piękne. Ale rzeczywiście – zdradzanie wszystkich sekretów mija się z celem. Każdy czytelnik powinien sam je odkryć i zinterpretować.
Zgadza się. Poza tym sekret zapisany na liście nie oddaje energii, jaka płynie z całej książki. Tam jeden rozdział naturalnie wynika z drugiego, to proces. Można czytać wyrywkowo, bo każda anegdota jest perłą samą w sobie, ale gdy czyta się całość – to układa się jak klocki Lego w spójną całość.
A jak się czułaś, tłumacząc tę książkę? W końcu polskie słowa to Twoje słowa. Miałaś wrażenie, że współtworzysz dzieło?
Mam zasadę, że staram się być jak najbliżej oryginału. To nie jest interpretacja – to przekład myśli autorki. Tekst, oczywiście, przechodzi potem redakcję i korektę, ale moim zadaniem jest być cieniem dla słów autora.
Tę książkę tłumaczyło mi się niezwykle łatwo, a jednocześnie głęboko mnie poruszała – raz wzruszała, raz rozśmieszała. To chyba jedyna książka, przy której śmiałam się głośno podczas tłumaczenia. Gladys pisała tak lekko, że mogłam sobie pozwolić na swobodniejsze użycie polskich zwrotów.
I widać, że to przekłada się na odbiór czytelników. Sama wiem o wielu osobach, które dostały tę książkę w prezencie i potem zamawiały kolejne egzemplarze, żeby podarować je innym.
Tak, dokładnie. To książka, którą się nie tylko czyta, ale i rozdaje. Podarowałam ją między innymi zaprzyjaźnionej 86-letniej pani doktor. Była tak zachwycona, że zamówiła cztery kolejne egzemplarze dla swoich koleżanek. To dowód, że ta książka trafia do bardzo szerokiego grona – młodych matek, lekarzy, osób starszych.
Rzeczywiście – to książka dla bardzo szerokiego grona odbiorców. I co ważne, nie spotkałam się z żadną negatywną opinią na jej temat. Sprzedaż jest świetna, a czytelnicy są nią zachwyceni. Pamiętam, jak Darek Wróblewski pokazał mi ją po raz pierwszy. Miałam wtedy poczucie, że pojawiła się książka, która mówi o zdrowiu i życiu w podobny sposób, w jaki inne nasze tytuły mówiły o pieniądzach czy relacjach. Dobre życie daje taki sam efekt – uświadamia, co jest naprawdę najważniejsze.
Dokładnie. Z całym szacunkiem dla rynku wydawniczego i autorów, których tłumaczyłam dla Białego Wiatru – choć bardzo ich cenię, jak Matt Kahn czy Jeff Foster – gdybym miała wskazać książkę najbardziej duchową i jednocześnie praktyczną, wybrałabym właśnie tę.
Mówi o duchu, psychice, energii – ale bez patosu, bez nadęcia. Gladys sprowadza wielkie idee do codzienności. Pokazuje, że duchowość to nie tylko medytacja i wielkie słowa, ale też zwykłe życie – praca, dzieci, codzienne trudności. I że można je przeżywać z miłością i wdzięcznością.
Co ważne, sława książki trwa nadal – szczególnie po śmierci autorki, kiedy jeszcze głośniej zrobiło się o jej dorobku. Zostawiła po sobie niezwykłe dziedzictwo – nie tylko w medycynie, ale też w rodzinie, dzieciom i wnukom.
Jednym z jej największych darów było to, że uczyła doceniać życie takim, jakie jest. Nie oczekiwać wiecznego słońca, ale przyjmować też deszcz i chłód.
Pięknie powiedziane. Czytając książkę, miałam wrażenie jakbym oglądała film z happy endem – taki, w którym bohater po trudnych doświadczeniach nagle uświadamia sobie, jak piękne jest życie. Tylko że tutaj każdy rozdział daje to poczucie.
Dokładnie tak. Każdy fragment niesie zasoby, z których można korzystać już teraz. I co ważne – dzięki licznym historiom pacjentów czytelnik nie czuje się sam. Widzi, że inni też przechodzą przez trudne chwile i że można je przekuć w coś dobrego.
To książka o kreowaniu życia – ale nie w znaczeniu zdobywania wszystkiego, czego się pragnie, tylko w sensie robienia najlepszego użytku z tego, co mamy.
Świetna analogia to gotowanie obiadu z tego, co znajdziemy w lodówce. Czasem mamy pełno składników, a czasem tylko kilka – a jednak możemy z tego stworzyć coś wartościowego. Tak samo jest z życiem.
Dobre życie to nie życie idealne. To życie, w którym potrafimy przemieniać to, co mamy, w coś pięknego i sensownego.
Książkę Dobre życie znajdziecie na stronie Wydawnictwa Biały Wiatr.