Świat naprawdę jest cudem. Wywiad z Emilią Kiereś

Data: 2021-12-17 09:38:52 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Świat naprawdę jest cudem. Wywiad z Emilią Kiereś z kategorii Wywiad

– Dzieci mają świeże i nieznużone spojrzenie na rzeczywistość – w każdej chwili odkrywają świat, a im większą wrażliwość ma dziecko, tym więcej rzeczy je zachwyca. Na pewno warto wspierać tę właściwość dziecięcego charakteru. Świat naprawdę jest cudem. Nam, dorosłym, zdarza się o tym zapominać. Od dzieci możemy się na nowo uczyć tego zachwytu – mówi Emilia Kiereś, autorka książek Złota gwiazdka i Srebrny dzwoneczek.

Ma Pani swój przepis na idealne święta?

Oczywiście: dla mnie idealne święta Bożego Narodzenia to te spędzone z rodziną, najlepiej w komplecie, w domu, przy pachnącej żywej choince. Najpierw jest wspólna Wigilia, a potem spotykamy się każdego świątecznego dnia, dużo rozmawiamy, śpiewamy kolędy, gramy w planszówki. Ten bożonarodzeniowy czas z najbliższymi nie ma sobie równych.

Takie właśnie były święta, gdy była Pani dzieckiem?

Wigilia, którą przygotowuję w moim domu, niewiele się różni od tych, które pamiętam z dzieciństwa. Myślę, że to jest duża wartość: przenoszenie tej tradycji – począwszy od drobiazgów, takich jak dawne, pochodzące z czasów dzieciństwa ozdoby choinkowe na drzewku, poprzez potrawy przygotowywane z tych samych przepisów, na sposobie spędzania czasu skończywszy. Mam nadzieję, że następne dorastające w naszej rodzinie pokolenie też będzie czerpało z dobrych wspomnień, kiedy przygotowywanie Wigilii stanie się już jego udziałem.

Myśli Pani, że rzeczywiście były to święta doskonałe, czy po prostu jako dorośli idealizujemy czas, gdy byliśmy dziećmi i wszystkie związane z dzieciństwem wspomnienia?

Wydaje mi się, że te święta, które pamiętam z dzieciństwa i te, które przeżywam teraz, będąc już osobą dorosłą, żoną i matką, są bardzo do siebie podobne – w najlepszym sensie. Domowe świętowanie Bożego Narodzenia stanowi w moim odczuciu kulminację wszystkiego, co dobre w życiu rodzinnym. Oczywiście, jako dziecko przeżywałam każdą Gwiazdkę intensywniej niż dzisiaj: czekało się niecierpliwie na wspólne pieczenie pierniczków, na ubieranie choinki (najwcześniej dzień przed Wigilią – przestrzegamy tego do dzisiaj), nakrywanie do stołu (zawsze dodatkowe nakrycie i sianko pod obrusem), śpiewanie kolęd, prezenty… Dzisiaj mam w sobie więcej cierpliwości, ale radość pozostała ta sama.

Bo też dzieci nieco inaczej niż dorośli przeżywają Boże Narodzenie.

Na pewno bardziej się emocjonują, chłoną nastrój, są przejęte tym, co się ma wydarzyć. Dlatego tak przyjemnie urządza się dla nich święta – bo od razu widać, jak się cieszą każdym szczegółem, każdą chwilą tych przygotowań. No i to są właśnie te momenty, z których budują się ich wspomnienia, ten fundament. Myślę, że to ważne: szykować Gwiazdkę razem, włączać dzieci do pomocy, bawić się z nimi tymi przygotowaniami i – zwłaszcza dziś, kiedy święta stały się tak skomercjalizowane – przypominać, co właściwie świętujemy.

Dzieci częściej niż dorośli dostrzegają – i przeżywają – magię w codziennym życiu?

Dzieci w ogóle więcej dostrzegają, tak mi się wydaje. I przeżywają wszystko intensywniej, bardziej spontanicznie. A czym jest „magia” w codziennym życiu? Szczerze mówiąc, niespecjalnie lubię to słowo. Myślę, że trafniej oddaje istotę rzeczy „niezwykłość” albo „czar”. Dla dzieci niezwykłe, czarodziejskie bywa to, co nam już dawno spowszedniało: to, że na wiosnę kiełkują rośliny, że kijanka przeobraża się w żabę, że skaleczenie potrafi się samo zagoić a księżyc raz jest okrągły, a raz ma kształt rogalika. Dzieci mają świeże i nieznużone spojrzenie na rzeczywistość – w każdej chwili odkrywają świat, a im większą wrażliwość ma dziecko, tym więcej rzeczy je zachwyca. Na pewno warto wspierać tę właściwość dziecięcego charakteru. Świat naprawdę jest cudem. Nam, dorosłym, zdarza się o tym zapominać. Od dzieci możemy się na nowo uczyć tego zachwytu.

Dzieci potrafią zachwycić się też zajęciami najprostszymi – wspólnym pieczeniem ciast, szyciem sukienek czy pielęgnowaniem ogródka…

Stwarzanie czegoś z niczego – albo przekształcanie czegoś wskutek własnego działania – na pewno ma w sobie coś z czarów. A my dużo możemy!

Myśli Pani, że w dzisiejszych, mocno zabieganych czasach rezygnując z tego rodzaju zajęć, coś tracimy?

Trudno rozpatrywać to w tych kategoriach. Coś tracimy, ale z drugiej strony – cały czas coś zyskujemy. Taki jest porządek rzeczy, tak się dzieje od zawsze. Świat się stale zmienia i trzeba się z tym pogodzić. Chociaż wcale nie musimy rezygnować z tego, co ma dla nas wartość. A może nawet: powinniśmy o to szczególnie dbać. Faktem jest, że od stuleci stale narzeka się na zepsucie obyczajów, na „dzisiejszą młodzież”, na niemądre nowe mody – często zresztą słusznie. Ale przecież ostatecznie dobro wciąż jest górą, świat nadal ma się dobrze i ludzkość jakoś przetrwała, i to w całkiem nie najgorszej kondycji.

Złota gwiazdka - Emilia Kiereś książka

O radości płynącej z rzeczy najprostszych mówi Pani w „Srebrnym dzwoneczku” i „Złotej Gwiazdce”, w której pojawia się także na przykład dziecięcy zachwyt z zabawy na śniegu. Wie Pani, dzisiaj rodzice na widok opadów śniegu myślą raczej o odśnieżaniu chodnika czy samochodu… 

Czy ja wiem…? Sama do dzisiaj chętnie toczę bitwy na śnieżki, lepię bałwany i tarzam się w śniegu! Niestety, w ostatnich latach nie było ku temu wielu okazji, bo i śniegu padało niewiele, ale wykorzystuję każdą możliwość, żeby to sobie zrekompensować!

W „Srebrnym dzwoneczku” widać też pewną tęsknotę za czasami, gdy człowiek miał czas na – powiedzmy – robótki ręczne, na pisanie listów, oddawanie się swoim pasjom… A może – za czasami, gdy miał czas, tak po prostu?

Pasje i czynności, o których Pan wspomina, stanowią tylko tło tej opowieści. Rzeczywiście, toczy się ona w niespiesznym tempie, ale nie czas na robótki czy pisanie listów jest tu sprawą pierwszoplanową. Chciałam w „Srebrnym dzwoneczku” poruszyć kilka ważnych tematów, takich jak nieśmiałość, lęk przed zmianami, starość, a nawet śmierć, choć to ostatnie zagadnienie jest właściwie tylko zasygnalizowane. Nie udałoby się zahaczyć o te kwestie, wrzucając bohaterów w świat pełen pośpiechu, hałasu i nowoczesnych gadżetów. Opowieść o Marysi i jej przyjaźni ze starszą panią z sąsiedztwa – Panią Wróżką – osadzona w scenerii niemalże wiejskiej, w środku lata, w otoczeniu ni to rzeczywistym, ni to baśniowym, właściwie poza czasem – wymagała spokojnego, refleksyjnego prowadzenia akcji.

Ale mówi Pani w „Srebrnym dzwoneczku” również o dziecięcej obawie przed rozpoczęciem nauki w szkole…

Owszem – lęk przed rozpoczęciem nauki w szkole jest jednym z tematów, który poruszam w tej książce. Wiąże się on również z nieśmiałością głównej bohaterki, która nie jest pewna, czy zostanie zaakceptowana przez nowych kolegów i czy znajdzie swoje miejsce w nowym środowisku. Wydaje mi się, że to bardzo powszechne obawy, dlatego postanowiłam o nich napisać. Bo „Srebrny dzwoneczek” powstał między innymi po to, żeby pomóc małym czytelnikom pokonać niepewność i lęk przed zmianami. 

Z czasem szkołę można jednak oswoić, można też oswoić nowych kolegów, nowe sytuacje. Bardziej boimy się samej perspektywy nadejścia czegoś nowego – na przykład perspektywy pójścia po raz pierwszy do szkoły we wrześniu – niż gdy samo to wydarzenie rzeczywiście ma miejsce?

Z tym bywa różnie. Ale na pewno perspektywa zmiany często onieśmiela – nawet dorosłych, więc tym bardziej dzieci. Warto im pomóc zmierzyć się z tym wyzwaniem, przekonać, że wiele zależy od nich samych, że mamy rzeczywisty wpływ na to, co się wokół nas dzieje – i że najczęściej strach ma wielkie oczy. 

Bohaterką „Srebrnego dzwoneczka” jest Marysia. To dziewczynka niezwykła.

Marysia zmaga się z własną nieśmiałością i początkowo ma opory przed zawieraniem nowych znajomości, boi się obcych, boi się odezwać, jest niepewna siebie. Dopiero pod wpływem przyjaźni z tajemniczą sąsiadką, starszą panią, dojrzewa do tego, żeby się otworzyć, przełamuje swoje obawy i swoją nieśmiałość i przekonuje się, że czasami warto zapomnieć o sobie i zwrócić uwagę na innych. Pomaga jej w tym także Dorota, nieznajoma dziewczynka z sąsiedztwa, która okazuje się dzieckiem jeszcze bardziej niepewnym siebie niż Marysia.

Marysia jest też chyba mistrzynią dostrzegania tej magii w codziennym życiu, cieszenia się chwilą i dzielenia się tą radością z innymi.

Myślę, że tak jak każde wrażliwe dziecko, Marysia instynktownie cieszy się pięknem wokół i dostrzega szczegóły, które inni mogą przegapić.

W „Srebrnym dzwoneczku”, nie zdradzając zbyt wiele z fabuły, Marysia wnosi tę radość w życie pewnej starszej kobiety. Ale też chyba sama od niej co nieco otrzymuje? 

To przykład prawdziwej przyjaźni. Obie strony dają coś z siebie, obie coś otrzymują. Są sobie potrzebne, uzupełniają się i pomagają sobie nawzajem.

Złota gwiazdka - Emilia Kiereś książka

Wygląda na to, że bardzo ją Pani polubiła – na tyle, że Marysia pojawiła się w innej Pani książce, „Złotej Gwiazdce”, w której przedstawia nam swojego brata, Antka. Ale od czasu „Srebrnego dzwoneczka” minęło sporo czasu, bo w tej książce Antek dopiero się urodził, a tu jest już całkiem dużym chłopcem.

„Srebrny dzwoneczek”, wydany po raz pierwszy w 2010 roku, był moim debiutem literackim. Kiedy napisałam tę książkę, w ogóle nie przypuszczałam, że kiedykolwiek powstanie ciąg dalszy. Nie zamierzałam dodawać do tej opowieści nic więcej. Ale książka została uhonorowana nagrodami i spotkała się z żywym odzewem krytyki i czytelników – do dzisiaj zresztą cieszy się powodzeniem, to jest jej trzecie wydanie. I stało się tak, że sami czytelnicy zaczęli się dopytywać o kolejną część – więc w końcu uległam ich namowom. Nie chciałam już jednak pisać o Marysi, opowieść o niej uznałam za zamkniętą, kompletną. Postanowiłam poświęcić kolejną książkę jej braciszkowi, Antkowi. „Srebrny dzwoneczek” kończy się jego narodzinami – a w „Złotej gwiazdce” chłopiec ma już dziewięć lat.

Ale i u Pani chyba sporo się zmieniło, bo pomiędzy wydaniem „Srebrnego dzwoneczka” i „Złotej Gwiazdki” upłynęło sporo czasu.

Owszem, te dwie historie powstały w odstępie ośmiu lat. Po drodze jednak napisałam siedem innych książek dla nieco starszych dzieci i przetłumaczyłam ponad dwadzieścia powieści. Nie marnowałam czasu!

Wszystko zaczyna się od wyjazdu do znanej już ze „Srebrnego dzwoneczka” cioci Ani. Niedawno na świat przyszedł mały braciszek Antka i Marysi, Stasiek, i chłopiec czuje się trochę niepotrzebny.

Akcja „Złotej gwiazdki” zaczyna się około osiem-dziewięć lat po „Srebrnym dzwoneczku”. Marysia jest już poważną nastolatką, Antek – trzecioklasistą, i rzeczywiście, pojawia się tu ich nowy braciszek, Stasiek, który dopiero co się urodził.

To nigdy nie jest łatwe – ani dla rodziców, ani dla dzieci – gdy na świat przychodzi młodsze rodzeństwo. 

Nic, co naprawdę wartościowe, nie jest łatwe. Z całą pewnością przyjście dziecka na świat to dla rodziny rewolucyjne wydarzenie, za każdym razem. Przede wszystkim jednak – jest to absolutnie piękne.

Antek, bohater „Złotej gwiazdki”, cieszy się z narodzin brata, ale jednocześnie trudno mu się pogodzić ze zmianami, jakie pociągnęło za sobą pojawienie się nowego członka rodziny. To jest główny temat tej książki: sprzeczne emocje, z jakimi musi sobie radzić dziecko, które dotąd było najmłodsze. Dla wielu dzieci taka sytuacja jest radosna i trudna zarazem. Często nie rozumieją, dlaczego rodzice nagle mają dla nich mniej czasu, dlaczego nowe dziecko wymaga tyle uwagi. Chciałam, żeby „Złota gwiazdka” była pomocą dla rodzin w podobnej sytuacji, żeby mogła stać się punktem wyjścia do rozmowy, którą czasem trudno podjąć. Na pierwszy plan jednak wysuwa się tu przygoda, zagadka i tajemnica podszyta odrobiną czarów – a w tle widzimy rodzinne przygotowania do Bożego Narodzenia.

W obu powieściach dotyka Pani dziecięcych problemów, które rodzice dość często bagatelizują lub których po prostu nie dostrzegają... 

Owszem, cała ta seria ma na celu poruszanie tematów ważnych i trudnych dla dzieci. Tak to sobie wymyśliłam. Czasami te dziecięce troski wydają nam się błahe i nieistotne, ale bywa, że niesłusznie. W książkach z tej serii piszę o sprawach takich jak nieśmiałość, potrzeba przyjaźni, nieporozumienia między rówieśnikami, zazdrość o rodzeństwo albo przeciwnie: tęsknota za tym, by rodzeństwo mieć, samotność, rozmaite troski i obawy. Dostaję sygnały od rodziców, że te opowieści rzeczywiście bywają pretekstem do rozmów, że pomagają rozwiązać problemy, że – oprócz tego, że stanowią rozrywkę – mają też wartość wychowawczą. To dla mnie prawdziwa radość i satysfakcja.

Ale porusza też Pani wiele innych ważnych tematów – pisze Pani o tym że „Życie ma sens, kiedy się żyje dla innych”, że „Nie można kogoś kochać bardziej. Albo się kocha, albo nie”, że „miłość jest nieskończona”. W ogóle mnóstwo jest w obu tych książkach zdań jakby gotowych do wynotowania – bardzo lapidarnych, trochę wieloznacznych, ale nie na tyle, by zbliżyły się do coelhizmów. Jak to się robi – pisze o zwykłych sprawach, nie popadając w banał? 

Cha! Nie mam pojęcia. Może trzeba mieć w sobie zachowaną odrobinę tego dziecięcego zachwytu nad wszystkim, co się składa na naszą codzienność. 

Bo nasze życie nie jest banalne? 

Różnie bywa. Z pewnością jednak każde życie ma szansę nie być banalne. W ogromnej mierze to od nas zależy, co z nim zrobimy.

Na „Złotą Gwiazdkę” czytelnicy musieli czekać dobrych kilka lat. Zapowiedziała już Pani również, że wkrótce pojawią się kolejne części.

Miedziany Listek”, trzecia część cyklu, po raz pierwszy ukazał się w 2019 roku – w marcu 2022 nakładem wydawnictwa HarperKids ukaże się jego odświeżone wydanie, a towarzyszyć mu będzie premiera zupełnie nowej, czwartej części serii, zatytułowanej „Cynowy rycerzyk”.

Bohaterką „Miedzianego Listka” – jak wiedzą wierni czytelnicy – jest Tereska, kuzynka Marysi, Antka i Staśka. Akcja tej książki toczy się w niespełna rok po wydarzeniach opisanych w „Złotej gwiazdce”. Tereska, która jest jedynaczką, czuje się nieco samotna. Bardzo chce mieć przyjaciółkę i marzy o rodzeństwie – te dwa zagadnienia przysparzają jej sporo trosk. Ale zdarza jej się o nich zapomnieć, zwłaszcza kiedy trafia na ślad Potwora, którego tropi wraz z kuzynem Antkiem i innymi dziećmi.

„Cynowy rycerzyk”, książka, którą dopiero co skończyłam pisać, jest historią Staśka. Akcję dzieli od poprzedniej części dobrych kilka lat – chłopiec chodzi już do szkoły i spotykamy go w czasie, kiedy przebywa w domu cioci Ani, gdzie przechodzi rekonwalescencję: ma złamaną nogę, jest zakuty w gips i bardzo z tego powodu cierpi. Pojawiają się też inne zmartwienia, jest trochę śmiechu, ale i przygody – dosłownie nie z tej ziemi! – jak to w tej serii bywa. Mam wielką nadzieję, że czytelnicy zaprzyjaźnią się z kolejnym moim bohaterem i że będą często wracali także do tej opowieści.

Książkę Srebrny dzwoneczek kupić można w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.