Jak ocalić światło w czasach mroku? Rozmowa z Emilią Kiereś o sile dzieciństwa, pamięci i tajemnicy

Data: 2025-06-16 11:21:14 Autor: Danuta Awolusi
udostępnij Tweet

Czy możliwe jest, by dobro przetrwało nawet najciemniejsze czasy? Emilia Kiereś, autorka Szkatułki, opowiada o dziecięcej wrażliwości naznaczonej wojenną traumą, sile zakorzenionej głęboko w każdym człowieku, roli pamięci oraz o tym, jak wplatać cudowność i harmonię w realistyczny świat powieści. Zapraszamy do rozmowy, w której autorka zdradza kulisy tworzenia literackiego świata, podkreślając, że to czytelnik decyduje, jak zinterpretuje symbole i przesłania tej niezwykłej książki.

Historia Halinki i Gustawa to niezwykle poruszający obraz dzieciństwa naznaczonego wojną. Co chciała Pani opowiedzieć o dziecięcej wrażliwości i sile w obliczu historycznej traumy?

Halinka to dziewięciolatka, pozostająca pod opieką dorosłego kuzyna, Gustawa. Czytelnik poznaje ją w bardzo trudnym czasie: pół roku wcześniej (jest rok 1942) gestapo aresztowało jej matkę, a ojciec jest nieobecny – wiadomo tylko tyle, że walczy na wojnie, z dala od domu. Halinka to dziecko straumatyzowane, które żyje w poczuciu ciągłego zagrożenia. Kuzyn i jego gosposia starają się stworzyć dziewczynce tymczasowy dom, ale oczywiście Halinka nieustannie tęskni za minionym życiem. Bardzo trudno było zbudować tę postać i ukazać otaczające ją realia. Chciałam jak najwierniej odtworzyć grozę niemieckiej okupacji, pamiętając jednak, że jest to książka dla młodego czytelnika. Cały problem polegał na utrzymaniu balansu, na wyważeniu proporcji: jak pokazać tę potworną przecież wojnę, nie uciekając się do drastyczności i unikając patosu, a jednocześnie nie bagatelizując i nie upraszczając ówczesnej sytuacji Polaków; jak zrobić to z szacunkiem dla ludzi, którzy przeżyli okupację? Chciałam też pokazać dziecko, które – choć trafia w stosunkowo bezpieczne miejsce – staje się ofiarą tych czasów. Nikomu nie zawiniło, a jednak odebrano mu to, co stanowi jego podstawowe prawo: obecność najbliższych, beztroskie dzieciństwo, stabilność, miłość, opiekę i troskę. Żeby przetrwać w takich okolicznościach, koniecznie trzeba odnaleźć w sobie siłę. Halinka ją odnajduje i być może to jest jedno z ważniejszych przesłań, jakie chciałam zawrzeć w tej książce: że każdego z nas stać na więcej niż mu się wydaje. Że w każdym z nas jest siła, z której istnienia nie zdajemy sobie sprawy – do czasu, kiedy jest nam potrzebna, by przetrwać albo by uratować kogoś nam bliskiego.

Muzyka sfer, Wszechakord, dążenie do harmonii – to niezwykle metafizyczne motywy. Jaką rolę odgrywa według Pani muzyka – dosłownie i symbolicznie – w tej opowieści?

Odpowiedź na powyższe pytanie to zadanie dla czytelników. Myślę, że każdy zinterpretuje te motywy po swojemu, i tak powinno być. Nie chciałabym niczego narzucać ani podpowiadać. Mogę natomiast zdradzić, że muzyka, w tym także muzyka sfer, stanowi oś mojej powieści, a poszukiwanie harmonii – zarówno w świecie ogarniętym straszną, dewastującą wojną, jak i w naszej współczesności – staje się głównym celem moich bohaterów. Ja sama uważam, że zjawisko, jakim jest muzyka, to coś zupełnie niezwykłego. Trwam w wiecznym podziwie i zadziwieniu nad nim. Jak to się dzieje, że dźwięki ułożone w określony sposób sprawiają nam przyjemność, a nawet mają moc leczenia duszy? Dotyczy to zarówno muzyki stwarzanej przez ludzi, jak i tej, którą możemy usłyszeć w naturze, jak na przykład śpiew ptaków. Dlaczego jest nam tak potrzebna? To bardzo zagadkowa sprawa i myślę, że warto się nad nią zastanowić.

Wojtek to chłopiec współczesny, ale za sprawą tajemniczej szkatułki zostaje wciągnięty w wydarzenia wykraczające poza czas. Jaką symbolikę niesie jego postać w zestawieniu z Halinką i Gustawem?

Wojtek jest postacią mało symboliczną, wydaje mi się nastolatkiem bardzo konkretnym i twardo stąpającym po ziemi (do czasu…). Natomiast jego historia uzupełnia historię Halinki i Gustawa. Wojtek dopisuje zakończenie niezwykłej przygody zapoczątkowanej przez dwoje kuzynów z przeszłości. Zresztą dwoistość i wzajemne dopełnianie się to w ogóle jeden z ważnych elementów konstrukcyjnych Szkatułki.

Postać Innocentego – tajemniczego lutnika – jest pełna niedopowiedzeń i uroku. Kim on właściwie jest? I czy można go odczytywać jako przewodnika między światami?

Myślę, że i na to pytanie czytelnik sam powinien znaleźć odpowiedź. Książka udziela odpowiedzi połowicznej, pozostawiając pole dla własnych dopowiedzeń i interpretacji. Ale tak jak opowieść o Halince i Gustawie zrównoważona jest i dopełniona historią Wojtka, tak wątek Innocentego ma swój symetryczny odpowiednik w wątku złowrogiego Cyriaka. Jeden nie może istnieć bez drugiego – a dlaczego? Szkatułka przynosi rozwiązanie tej zagadki.

W książce rzeczywistość codzienna splata się z cudownością, a elementy baśniowe są świetnie wkomponowane w realistyczną fabułę. Co sprawia, że ten świat nadnaturalny działa tak przekonująco i wiarygodnie?

Cała zabawa kryje się w czarowaniu słowami i na tym polega rola pisarza: stworzyć takie uniwersum, które przekona do siebie czytelnika, wchłonie go i da złudzenie autentyczności. To wynik drobiazgowej, ciężkiej, wielomiesięcznej pracy, gier z wyobraźnią, nieustających obserwacji realnego świata, szlifowania bez końca, modelowania, cyzelowania, poprawiania. Bez tego nie uda się stworzyć wiarygodnej fikcji. Bardzo się cieszę, że tak ocenia Pani tę szkatułkową baśniowość – to najlepszy komplement! I nagroda również, bo dopracowanie elementów tego książkowego świata, znalezienie złotego środka także w połączeniu realizmu z fantastyką było bardzo pracochłonne i wymagało ode mnie dużej samodyscypliny oraz cierpliwości. Ale jestem zadowolona z efektu.

Szkatułka porusza temat pamięci – nie tylko tej rodzinnej, ale też zbiorowej. Czy możemy powiedzieć, że ta książka jest pewną formą literackiego pomnika pamięci o pokoleniu wojennym?

Jako dziecko, nastolatka, studentka nasłuchałam się wiele o tamtych czasach – od moich dziadków i ich rodzeństwa, od rodziców, którzy znali wojenne opowieści z pierwszej ręki, od innych świadków, którzy chętnie i dużo mówili o swoich okupacyjnych przeżyciach, mając świadomość wagi tych wspomnień. Ale pokolenie pamiętające drugą wojnę światową, niestety, powoli odchodzi. To na nas spoczywa odpowiedzialność za przekazywanie pamięci o tych ludziach i ich doświadczeniach. Znajomość historii – zarówno tej wielkiej, jak i tej rodzinnej – uważam za jeden z najistotniejszych fundamentów naszego życia i tożsamości. Nie da się żyć w oderwaniu od tego, co było przed nami, nie zrozumiemy otaczającego nas świata, nie wiedząc, jak się kształtował – i nie poznamy też siebie. Jesteśmy połączeni z wcześniejszymi pokoleniami rozmaitymi więzami: krwi, narodowości, wyznania, literatury, kultury, sztuki. To także one sprawiają, że jesteśmy tym, kim jesteśmy. Przeszłość powinna stanowić dla nas punkt odniesienia. Historia est magistra vitae – mówili starożytni, i jak zwykle mieli rację. Naród bez dziejów, bez historii, bez przeszłości, staje się wkrótce narodem bez ziemi, narodem bezdomnym, bez przyszłości. Naród, który nie wierzy w Wielkość i nie chce ludzi wielkich, kończy się – to z kolei słowa kardynała Stefana Wyszyńskiego. Bez korzeni jesteśmy jak wiotkie roślinki, skazani na zatratę przy okazji pierwszej lepszej wichury, a jak wiadomo, życie i bieg dziejów nieustannie fundują nam rozmaite zawieruchy. Myślę, że szczególnie dzisiaj, kiedy z dziećmi rozmawia się mało, kiedy codzienność stale nas pogania, żyjemy w dobrobycie, w poczuciu wolności, z przekonaniem, że nic nam nigdy tego nie odbierze i nic nam nie zagrozi, bardzo ważną rzeczą jest pokazywać, gdzie leżą nasze korzenie. Powinniśmy dbać o to, żeby kolejne pokolenia umiały zapewnić im żyzną glebę. Myślę, że jesteśmy to winni naszym poprzednikom na Ziemi – ale też tym wszystkim, którzy przyjdą po nas. Żeby mieli do czego przychodzić.

Halinka niesie w sobie nadzieję i światło mimo okrutnych doświadczeń. Co według Pani daje człowiekowi siłę do zachowania dobroci w świecie ogarniętym złem?

Nie powiem niczego nowego: wiara, nadzieja i miłość. Miłość przede wszystkim. Choć to wcale niełatwe, zachować je w sobie i nie pozwolić im zagasnąć w strasznych okolicznościach. Niełatwe – ale możliwe, czego dowodzą liczne przykłady.

Czas w powieści nie biegnie liniowo – raczej układa się w spiralę, w której teraźniejszość, przeszłość i bezczas współistnieją. Co chciała Pani pokazać poprzez taką konstrukcję czasu?

Szkatułka jest trzecią książką nieformalnego cyklu, do którego należą także Kwadrans i Haczyk. Wydaje mi się, że model czasoprzestrzeni, jaki Pani nakreśliła, pasuje bardziej do Kwadransa niż do Szkatułki. Powiedziałabym, że w Szkatułce akcja toczy się liniowo, ale dwutorowo: śledzimy losy bohaterów na dwóch płaszczyznach czasowych, połączonych co prawda obszarami bezczasu. Wszystkie trzy książki poruszają zagadnienia związane z czasem, z wiecznością, stawiają pytania o to, kim jesteśmy, skąd przychodzimy, dokąd idziemy, co (lub kto) kieruje naszym losem, czym jest czas – i czy on w ogóle istnieje. W każdej z tych powieści podchodzę do wymienionych tematów od nieco innej strony, staram się sprowokować młodych czytelników do zastanowienia nad tymi kwestiami, konstruuję świat przedstawiony nieco inaczej, inaczej też traktuję samo pojęcie czasu. Myślę, że warto przeczytać Szkatułkę w odniesieniu do Kwadransa i Haczyka – wtedy cała ta historia nabierze jeszcze większego sensu.

Wątek katastrofy, której można zapobiec, i konfliktu między siłami światła i cienia jest bardzo emocjonujący. Czy można odczytać ten motyw również jako opowieść o wewnętrznym zmaganiu człowieka z własnymi lękami?

Wszystko można! Dlatego literatura jest takim cudownym zjawiskiem: każdy odkrywa w czytanej książce coś innego. Co więcej: każda książka stanowi w pewnym stopniu zwierciadło duszy czytelnika, odbija i pokazuje także to, co nosi on w sobie, pozwala mu lepiej poznać siebie samego. To jeden z powodów, dla których unikam podsuwania interpretacji własnych powieści i pozwalam czytelnikowi na własną rękę szukać sensów. I nie ma znaczenia, czy książkę czyta dziecko, nastolatek czy dorosły. Staram się, żeby moje powieści były wielowarstwowe i na wielu poziomach trafiały do czytelników w różnym wieku.

W Szkatułce pojawia się sporo symboli – szkatułka, list, muzyka, deszcz zatrzymany w powietrzu… Czy mogłaby Pani opowiedzieć, które z nich mają dla Pani szczególne znaczenie i dlaczego?

Każdy element mojej książki ma dla mnie szczególne znaczenie. Staram się zawsze bardzo uważnie i skrupulatnie konstruować opowieść, tak żeby nie było w niej elementów zbędnych. Wszystko czemuś służy, każdy składnik ma swoje zadanie i pełni określoną funkcję. Dlatego wszystkie są tak samo ważne. 

Książka porusza też temat odpowiedzialności – zarówno wobec historii, jak i przyszłości. Jakiej postawy wobec świata i jego tajemnic chciałaby Pani uczyć swoich bohaterów – i czytelników?

Rzeczywiście, uważam, że odpowiedzialność za to, na co mamy wpływ i co jest nam drogie, to nasz wielki obowiązek. Poza tym myślę, że jedną z najsłuszniejszych postaw w obliczu niezwykłości i zagadkowości świata, w którym żyjemy, jest pokora. Wydaje nam się, że poznaliśmy Ziemię, że coraz lepiej znamy kosmos, zaglądamy w jego coraz odleglejsze zakamarki – ale w rzeczywistości ciągle wiemy tak niewiele! I zawsze tak będzie, nie mam co do tego wątpliwości. Jesteśmy drobinkami rzuconymi w nieskończony wszechświat i dobrze by było, gdybyśmy o tym nie zapominali. Osobiście staram się też pielęgnować w sobie zachwyt nad światem, który naprawdę jest pełen małych-wielkich cudów. Oczywiście, nie wszystko na nim jest godne zachwytu (choć to akurat w dużej mierze wątpliwa zasługa ludzkości), ale warto skupiać się na tym, co dobre i piękne.

Ostatnie sceny książki zostają długo w sercu. Bez zdradzania szczegółów – czy uważa Pani, że światło może zwyciężyć nawet wtedy, gdy wszystko wydaje się ciemne? Jaką nadzieję chciała Pani zostawić czytelnikom?

Oczywiście, że tak uważam. Nawet odrobina światła rozprasza największy mrok. Dobro zawsze zwycięża, choćby walka trwała długo. Ale korzystny wynik tej walki zależy po trosze od każdego z nas. Bardzo do mnie trafiają i bardzo są mi bliskie słowa, które J.R.R. Tolkien napisał kiedyś w liście do swojego syna (był to, nawiasem mówiąc, rok 1944): Wiemy tylko, a i to w dużym stopniu dzięki bezpośredniemu doświadczeniu, że zło trudzi się – z wielką mocą i nieustannym sukcesem – na próżno: zawsze jedynie przygotowuje glebę dla niespodzianego dobra. I ja mocno w to wierzę.

Książkę Szkatułka kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.