Nie lubię, jak za długo boli. Wywiad z Łukaszem Gołębiewskim
Data: 2025-04-18 11:10:56– Kiedy pisałem Melanże z Żyletką, sporo czasu spędzałem w piwnych barach. Poznałem wielu degeneratów, przeczytałem masę książek o alkoholikach i chorobie alkoholizmu. Takiej powieści nie można wymyślić, trzeba się do niej przygotować, wgłębić w świat bohaterów. Mam to za sobą. Dzisiaj w piwnych barach nie bywam, dzisiaj Melanży... też bym już nie napisał. Bo takie doświadczanie dla pisarza też jest bolesne, a ja nie lubię, jak za długo boli – mówi Łukasz Gołębiewski, autor powieści.
Alkohol dla głównego bohatera to styl życia czy tylko choroba?
Dobre pytanie. Na pewno i to, i to, ale jednak bardziej życie, niż choroba. Niekoniecznie „styl”, zwyczajnie – życie, czyli poza alkoholem niewiele się liczy, a właściwie nic się nie liczy. Są dni, może – tygodnie, kiedy ucieka, by odpocząć od alkoholu, pracować, ale zaraz potem wraca i rzuca się w wir tytułowych melanży. Nie ma w tych ucieczkach myśli o podjęciu odwyku, o całkowitym odstawieniu alkoholu, a tym bardziej o zmianie życia. Bohater lubi to, że pije. Nie jest to ten etap, kiedy sięga się dna. Ale jego młoda przyjaciółka, owszem, leci na dno, by zostać tam już po kres opowieści.
Dlaczego narrator pozwala Żyletce staczać się coraz głębiej, mimo że dostrzega jej autodestrukcję? Czy to bierność z wygody?
Nazwałbym to pijackim zobojętnieniem. Alkohol znieczula, jeśli pije się go tak często i w takich ilościach, jak u bohaterów powieści, jest to nieczułość patologiczna. Zresztą o tym m.in. jest ta książka: o braku prawdziwych uczuć. Owszem, on jest starszy, świadomy tego, że ma przy sobie bardzo ładną, młodą partnerkę, o którą chętnie by dbał, wspierał ją i może nawet kochał, gdyby… ona odwzajemniała dobre chęci. A ona sama jest zagubiona, zaburzona, ostra jak tytułowa żyletka i autodestrukcyjna. Nie tylko dlatego, że lubi się ciąć, ona chce siebie zniszczyć, żyć krótko, ale pięknie, czyli zatracić się w patologicznej zabawie, która zabawna wcale nie jest. On na to się godzi, bo jest pijakiem, bo po alkoholu łatwo mu przejść nad wszystkimi problemami do porządku dziennego, do fatalistycznej postawy niech będzie, co ma być.
Melanże z Żyletką to powieść o pewnej obsesji. I nie mogę oprzeć się nawiązaniu do Lolity. To trop, czy jedynie skojarzenie?
Uwielbiam Nabokova, on pisze tak, jakby kadrował rzeczywistość, jakby był operatorem kamery, genialnym operatorem, który za pomocą światła i cienia maluje swoją rzeczywistość. Nie wydaje mi się jednak, by było dużo podobieństw między moją fabułą i Lolitą. Bohaterowie na pewno są zupełnie inni – emocjonalnie, mentalnie, także w ich dążeniach i dewiacjach. Być może jakimiś pomostami może być to, że mamy do czynienia z chorymi ludźmi, którzy podążają donikąd. Zwróćmy jednak uwagę na to, że moi bohaterowie ani się nie ukrywają, ani nawet nie wstydzą, a na dodatek ich zachowanie w gruncie rzeczy jest akceptowane przez osoby trzecie. Jest bardzo duży poziom akceptacji społecznej nie tylko dla nadmiernego picia, ale także dla autodestrukcji. Jeśli chcesz samemu sobie zrobić krzywdę, nie zaburzając komfortu innym, to twoja sprawa. W przypadku Lolity sytuacja jest całkowicie odmienna: nie ma akceptacji dla pedofilii, a moim zdaniem w osobie Humberta Humberta Nabokov genialnie pokazał występny sposób myślenia i działania pedofila. Mamy to w monologach wewnętrznych Humberta – niestety, film z Dominique Swain w roli Lolity tego nie pokazał. To jest dobrze zrobiony film, ale nie jest on wierny przekazowi powieści.
Jest Pan znawcą alkoholi. I napisał Pan wstrząsającą powieść o alkoholizmie. Aż ciśnie się na usta: dlaczego?
Nie myślałem, że jest wstrząsająca. Po Melanżach z Żyletką napisałem powieść Disorder i ja, która według mnie mocniej pokazuje alkoholowe dno. Powiem szczerze, że nie bardzo umiem odpowiedzieć na pytanie, dlaczego? Zacznijmy od tego, że lubię alkohol i często piję alkohol. Jestem ekspertem od alkoholi dlatego, że znam ich smaki i aromat, sposoby produkcji, surowce, historię. Napisałem bardzo wiele książek o alkoholach, prowadzę szkolenia i degustacje, klub degustacyjny, grupę na Facebooku poświęconą degustowaniu, jestem redaktorem naczelnym czasopisma o mocnych alkoholach i wydawcą największego w Polsce serwisu o alkoholach, kończyłem studia enologiczne i rozmaite kursy, odwiedziłem kilkaset destylarni na całym świecie, mam opisanych i ocenionych prawie 30 tysięcy różnych alkoholi. Nie raz się w życiu upiłem i nie raz widziałem ludzi pijanych. Jedni upijają się na wesoło, inni na smutno, niektórzy chcą rozrabiać, inni woleliby się schować albo pójść spać. Jedni piją imprezowo, inni nałogowo, a ja piję zawodowo, czyli systematycznie, notując zawartość każdego kieliszka. Staram się jednocześnie dbać o zdrowie – fizyczne i psychiczne, a także… nie pić dla przyjemności. I to jest jedna część odpowiedzi. Druga powinna dotyczyć alkoholizmu, upadku, czarnej strony życia z alkoholem. Bo ta czarna strona, oczywiście, jest znacznie częstsza niż mój przypadek. Kiedy pisałem Melanże..., sporo czasu spędzałem w takich piwnych barach. Poznałem wielu degeneratów, przeczytałem masę książek o alkoholikach i chorobie alkoholizmu. Pisarz tak pracuje, że obserwuje, notuje, czasami kradnie komuś życiorys, czasami podpatrzy jakąś scenę, scenografię itp. Takiej powieści nie można wymyślić, trzeba się do niej przygotować, wgłębić w świat bohaterów. Mam to za sobą. Dzisiaj w piwnych barach nie bywam, dzisiaj Melanży... też bym już nie napisał. Bo takie doświadczanie dla pisarza też jest bolesne, a ja nie lubię, jak za długo boli.
Czy Żyletka kiedykolwiek naprawdę kochała narratora? Czy on jest dla niej jedynie… źródłem?
Nie kochała. Ani nawet nie chciała kochać. Ona nie umiała się odnaleźć, chciała lepszego życia, myślała, że pojawia się szansa, żeby coś zmienić… a pojawiały się tylko kolejne butelki z wódką, kolejne puszki piwa. Szukając czegoś lepszego, jednocześnie wybierała to, co znała, bo tak wydawało się, że jest bezpieczniej. Wybrała pijaka, który pociągnął ją na dno, choć jego samego to nie ruszyło. Tu wracamy do początku rozmowy i znieczulenia, alkoholowej obojętności, degeneracji uczuć.
Zastanawiam się, kto jest bardziej pogubiony: narrator, czy Żyletka? A może nie ma sensu dywagować, bo skala destrukcji i tak jest porażająca?
Chyba jednak Żyletka, która zaczęła zmyślać samą siebie, konfabulować swój świat. Oszukiwała wszystkich dookoła, ale oszukiwała najbardziej siebie. Narrator to kawał obojętnego drania. Oczywiście, też pogubiony, ale on swoją drogę jak na razie odnajduje, a ona z tego czarnego lasu wyjść nie potrafi.
Kim jest Żyletka naprawdę – osobą chorą psychicznie, zagubioną dziewczyną z toksycznego domu czy produktem pokolenia bez wzorców? I tu zastanawiam się, czy w Pańskich oczach Żyletka stała się kimś innym? Powieść po raz pierwszy ukazała się w 2008 roku…
Nie chorą psychicznie, ale zagubioną tak. No chyba, że traktujemy alkoholizm jako chorobę psychiczną, bo chorobą na pewno jest, ale chyba nie o to w pytaniu chodzi. Czas dorastania w jej przypadku na pewno odgrywa dużą rolę. Nie jest to książka o pokoleniu, zresztą ona jest jakby z innego pokolenia. Jak pani zauważyła, pierwsze wydanie Melanży z Żyletką ukazało się wiele lat temu. To było jednak inne pokolenie niż dzisiejsi dwudziestolatkowie. Bohaterka powieści ma dziewiętnaście lat i biegnie skrajem lata, próbuje dogonić swój cień, że odwołam się do cytatu z jednej z moich ulubionych piosenek, a od słów tej piosenki w książce zaczyna się historia Żyletki. Czyli urodziła się około 1990 roku. Dzisiaj miałaby 35 lat, byłaby być może mamą, być może żoną, być może miałaby wokół siebie dużo radości i byłaby wolna od nałogów. Ale książka zamyka opowieść o tej dziewczynie przed jej dwudziestymi urodzinami. Pisząc książkę, nie pozwoliłem jej stać się kimś innym. To jest jednak literatura, życie często bywa bardziej łaskawe niż narracja – także tak, na pewno stała się kimś innym.
Jak interpretować momenty, w których narrator przyznaje, że Żyletka odgrywa sceny z jego książki Xenna? Czy to gra, manipulacja, czy próba zbliżenia się do niego?
Xenna moja miłość była moja pierwszą powieścią, potem były Melanże z Żyletką, a potem Disorder i ja. Te trzy powieści są ze sobą powiązane, krytycy nazwali je Brudną trylogią. Odwołania do wcześniejszej powieści są zabiegiem pisarskim, puszczeniem oka do czytelnika wcześniejszej książki albo odesłaniem nowego czytelnika do uzupełnienia lektur. Kilka lat później wróciłem do Żyletki w końcówce wydanej w 2014 roku powieści Kobiety to męska specjalność, co znów było literacką parabolą, uśmiechem do czytelnika. I to jest część odpowiedzi, bo pyta Pani o to, dlaczego Żyletka odgrywa bohaterkę innej fabuły. Tu jednak odpowiedź jest dość prosta: robi to, bo takie zachowanie świetnie pasuje do jej programu konfabulacji, wymyślania rzeczywistości. Żyletka nie jest głupią dziewczyną, proszę zauważyć, że ona czyta książki, maluje, hoduje królika, chodzi na koncerty, podróżuje, a nie siedzi ze słuchawkami na uszach i słucha powtarzających się bitów, kołysząc się jak misio-schizofrenik. Czyta książki, więc w książkach znajduje pewne schematy zachowań, znajduje kody, które można wykorzystać do własnej gry ze sobą i światem.
Czy postać Siary miała pogłębić temat toksycznych więzi, czy pokazać mechanizm wzajemnej destrukcji młodych kobiet?
Siara jest raczej kontrapunktem. Spośród jej rówieśników, koleżanek, kolegów, jako jedyna jest normalna. Normalna, czyli w gruncie rzeczy nudna w tym świecie melanży. Siara jest, ale Siara nie pasuje. W tej powieści jest wiele postaci: jedne dopełniają obraz moralnej degrengolady, inne są wciągane, ale jednak potrafią pozostać z boku. Nie jest to demoniczny horror, a narrator nie jest medium wciągającym każdego wokół w pułapkę alkoholizmu. Czytałem jednak całkiem niedawno naukowe studium o menelach i dewiacyjnej osobowości meneli. Autorka tej książki uważa, że menele są subkulturą. Nie bardzo się z argumentami tej pracy zgadzam, ale niewątpliwie rdzeń bohaterów Melanży... tworzy swoistą subkulturę.
Czy ucieczka w uzależnienia to forma walki o jakąkolwiek tożsamość? A może tożsamość w świecie, gdzie rządzą alkohol i narkotyki, nie istnieje?
Na pierwsze pytanie można odpowiedzieć twierdząco, na drugie – zdecydowanie nie. Tożsamość istnieje w każdych warunkach, nawet jeśli jest mniej lub bardziej świadomie fałszowana, jak w przypadku Żyletki, ale przecież też innych postaci tej powieści. O uzależnieniach napisano wiele świetnych książek, polecam przede wszystkim pracę dwojga amerykańskich badaczy Jeana Kinneya i Leatona Gwena Zrozumieć alkohol. Jest wiele powodów, dla których ludzie piją. Żyletka prezentuje tu tzw. styl samobójczy pijaństwa. Jest jednak bardzo młoda, biegnie skrajem lata, próbuje dogonić swój cień.
Książkę Melanże z Żyletką kupicie w popularnych księgarniach internetowych: