Wszyscy jesteśmy zanurzeni w tych samych lękach. Wywiad z Maciejem Zakliczyńskim

Data: 2025-12-30 13:23:07 Autor: Danuta Awolusi
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Wszyscy jesteśmy zanurzeni w tych samych lękach. Wywiad z Maciejem Zakliczyńskim z kategorii Wywiad

– Wszyscy jesteśmy zanurzeni w tych samych lękach – przed odrzuceniem, przed samotnością, przed utratą kontroli nad swoim ciałem i życiem. To, co w mojej książce widoczne przez pryzmat doświadczenia osób LGBT, to jednocześnie lustro dla całego społeczeństwa. Bo samotność nie ma orientacji, uzależnienie nie zna etykiety, a choroba nie czyta rubryk tożsamości. To są ludzkie doświadczenia. I o tym jest ta opowieść – o bólu, który jest wspólny, tylko inaczej nazwany – mówi Maciej Zakliczyński, autor książki Bezruch

W relacji bohaterów Pańskiej książki, Adama i Kacpra, pojawia się wiele przemilczeń. Jest sporo sarkazmu, wojenek słownych. O czym to wszystko opowiada?

To jest relacja dwóch mężczyzn, którzy bardzo chcą się kochać, ale jeszcze bardziej boją się przyznać, że potrzebują siebie nawzajem. Sarkazm jest tam jak zasieki z drutu – niby chronią, a w praktyce kaleczą dłonie, kiedy próbujesz przejść przez ogrodzenie. Oni obaj chowają się za językiem. Milczą tam, gdzie powinni powiedzieć jedno zdanie, jedno wyznanie. Wojny słowne to ich dotyk – tylko że dotyk zrobiony z kolców. To opowieść o niedojrzałości uczucia, które zostało wepchnięte w dorosłość przez okoliczności, nie przez gotowość.

Co według Pana sprawia, że Adam reaguje na telefon Sebastiana tak impulsywnie i natychmiast wyrusza w drogę? To dosyć wymowne.

On nie reaguje na telefon. On reaguje na własną winę. Telefon jest tylko dźwiękiem, który obudził to, co w nim spało jak niedźwiedź w gawrze. Sebastian jest symbolem wszystkiego, co Adam zignorował, od czego uciekł. Dlatego rusza natychmiast, jakby chciał nadrobić cały czas swojego milczenia jednym czynem. W drodze jest pewna łaska – idziesz, więc jeszcze możesz naprawić. Adam nie wierzył w słowa, uwierzył w ruch.

Adam jest narratorem. I człowiekiem kipiącym od przemyśleń, często gorzkich. Przytoczę cytat: Byłem takim wieżowcem. Na każdym piętrze mnie odbywały się nieme spektakle, teatry tańca prezentowały niekończące się choreografie, a postaci, nieświadome jak roboty, cyborgi, hosty, tańczyły, tańczyły, tańczyły, w osoczu codzienności, w kolorowych kostiumach, uwijały się z robotą, wierzyły, że po coś to robią, po coś istnieją, ktoś je wymyślił i uruchomił nie bez powodu, ekstrawertyczne erytrocyty, wycofane leukocyty, lekceważone, zamknięte w sobie trombocyty, inne, takie podobne, wypełniały pokoje, boksy, cele i harowały, podglądane przeze mnie, po to, abym przez sekundę lub dwie pomyślał, ile tego wszystkiego jest, jakiej masy ruchu potrzebuję, żeby żyć. A co Pan myśli o swoim bohaterze? Jakim jest człowiekiem? W jakim miejscu się znalazł?

Adam jest jak szkło: twardy, przejrzysty, kruchy. Wygląda na cynika, ale cynizm to tylko peruka noszona przez kogoś, kto cierpi z nadmiaru uczuć, a nie z ich braku. Jego metafora o wieżowcu jest trafiona – on nie jest jedną osobą, on jest systemem naczyń połączonych, pełnym mikrodramatów, których nikt poza nim nie zobaczy. Taki człowiek łatwo się gubi, bo nie wie, które piętro jest prawdziwe. Adam znalazł się w miejscu, gdzie świadomość własnych błędów stała się większa niż strach przed zmianą. I to jest moment, kiedy człowiek może się złamać… albo otworzyć.

W pańskiej książce społeczność LGBT opisywana jest często przez pryzmat samotności, uzależnień i choroby. Dlaczego właśnie te doświadczenia są w powieści najbardziej widoczne? I czy to spojrzenie obejmuje całość polskiego społeczeństwa?

Nie opisuję społeczności z zewnątrz. Jestem jej częścią, więc piszę o nas od środka – o ludziach, których poznałem, których dotknąłem, o historiach, które wbijały się pod skórę jak drzazgi i zostawały tam na lata. Kiedy zaglądasz pod powierzchnię tego, co niewypowiedziane – tam często znajdujesz długie cienie: alkohol jako znieczulenie, seks jak opium, chorobę jak lustro, w którym odbijają się wstyd i głód bliskości. To nie jest oskarżenie. To jest intymne spojrzenie na doświadczenia, które przez lata były spychane do podziemia. W Polsce queerowość długo żyła po cichu – a cisza potrafi być jak zasolenie organizmu, powoli zabija od środka. Kiedy coś istnieje w ukryciu, obrasta lękiem, poczuciem winy, samotnością. Pisałem o tym, bo to są realne emocje, realne rany, nie symbol. Ale ta perspektywa nie dotyczy tylko LGBT. To byłoby za proste, za krzywdzące i wygodne dla czytelnika: to ich historia, nie moja. Wszyscy jesteśmy zanurzeni w tych samych lękach – przed odrzuceniem, przed samotnością, przed utratą kontroli nad swoim ciałem i życiem. To, co w mojej książce widoczne przez pryzmat doświadczenia osób LGBT, to jednocześnie lustro dla całego społeczeństwa. Bo samotność nie ma orientacji, uzależnienie nie zna etykiety, a choroba nie czyta rubryk tożsamości. To są ludzkie doświadczenia. I o tym jest ta opowieść – o bólu, który jest wspólny, tylko inaczej nazwany.

W książce przewijają się tematy depresji, odrzucenia i lęku przed samotnością. To są problemy, które zżerają nas, współczesnych?

To są problemy ludzkie. Nic bardziej współczesnego niż człowiek, który patrzy w ekran, a widzi tylko własne odbicie. Może wcześniej ludzie mieli mniej czasu, żeby myśleć o pustce. Teraz wszyscy mamy czas i narzędzia do porównywania się ze światem, który nie istnieje. Samotność jest chorobą, która w XXI wieku stała się epidemią uprzejmych uśmiechów.

Pisze Pan mocno, bezkompromisowo. W książce dużo jest przemyśleń bohatera, jesteśmy z nim sam na sam, tak jak on jest sam na sam ze sobą. Nie chciał Pan łagodzić tej prozy, bo potrzebujemy takiej właśnie szczerości?

Nie wierzę w literaturę uładzonej poduszki. Jeśli bohater wymiotuje lękiem – trzeba to pokazać, a nie podać chusteczkę pachnącą lawendą. Kiedy jesteśmy sami ze sobą, nie wygładzamy myśli, nie korygujemy wstydu. Ja chciałem, żeby czytelnik poczuł, jak to jest być w cudzym umyśle bez światła, bez lustra, bez publiczności. I uwierzył, że szczerość, nawet okrutna, jest czasem jedynym gestem miłości do samego siebie.

Bezruch to Pański debiut. Dojrzały. Sama dobrze wiem, że w debiuty często wkłada się siebie. A Pan jest w tej książce?

Jestem i mnie nie ma. Debiut jest jak pierwsza rana: boli, ale pokazuje, że żyjesz. Wkładam tam swoje nerwy, nie swoje fakty. Bohater nie jest mną, ale oddałem mu swoją temperaturę, swoją kreskę emocjonalną. Jeżeli ktoś widzi we mnie Adama – niech widzi. To znaczy, że coś w nim jest uniwersalne.

Adam wypowiada takie zdanie: W najgorszych momentach życia zawsze jesteśmy sami. Gorzkie słowa. Prawdziwe. Co musiałoby się stać, by Adam nabrał większej wiary w życie, w ludzi, w siebie?

On musiałby najpierw zrozumieć, że samotność w najgorszym momencie nie oznacza osamotnienia zawsze. Ludzie są jak fale – przychodzą, odchodzą, czasami zabierają piasek spod stóp, ale innym razem przynoszą muszle. Adam musi wybaczyć sobie, naprawdę sobie. Nie innym. Nie światu. Jemu brakuje czułości wobec samego Adama. Kiedy ją znajdzie – uwierzy.

Opowiada Pan w swojej książce o tych, którzy decydują się odebrać sobie życie. Adam wspomina, że taka śmierć jest naznaczona oceną, a nawet potępieniem. On sam boi się takiego wyboru, takiego końca?

Boi się braku sensu, nie śmierci. Śmierć dla niego jest punktem granicznym, nie wyborem. Ale wie, że ludzie, którzy tam docierają, najczęściej nie chcą umierać – chcą przerwać ból. Potępienie jest najgorszą reakcją, jaką można im zaoferować. Adam ma świadomość, że świat uwielbia oceniać, a nienawidzi rozumieć. Może dlatego ta myśl go przeraża – bo sam przez lata oceniał innych, nie próbując ich dotknąć.

Czy chce Pan iść za ciosem, pisać dalej?

Kiedy raz otworzysz te drzwi, nie ma powrotu. Historia to nie jest książka – to jest strumień. Ale prawda jest taka, że pisałem zawsze. Tylko do szuflady, w przerwach między innymi działaniami, które wydawały mi się ważniejsze, bardziej realne. Powieść nie była początkiem, raczej momentem, kiedy postanowiłem przestać milczeć. Dziś szukam wydawcy dla drugiej powieści, trzecią zacznę pisać na wiosnę, a w zanadrzu mam zbiór kilkudziesięciu opowiadań – jak kapsuły czasu, w których zapisane są różne wersje mnie. Czuję, że wreszcie znalazłem język, który jest mój. Środek komunikacji ze światem, w którym nie muszę iść na żaden kompromis, nie muszę tłumaczyć emocji na akceptowalną formę. Literatura nie zmieni świata, ale zmienia pojedynczego człowieka. Tego, który czyta w nocy. I mnie samego, kiedy piszę. To dla mnie wystarczające.

Książkę Bezruch kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.