Ludzie kłamią. Wywiad z Magdaleną Sobotą
Data: 2025-05-22 14:27:40 | artykuł sponsorowany– Jak to mówią, confessio est regina probationum, przyznanie jest matką dowodów. Ale i w tym wypadku sprawa wcale nie jest taka oczywista. Z perspektywy karno-prawnej przyznanie się musi być oceniane tak samo, jak wszystkie inne dowody, nie ma od nich większej wartości ani nie przesądza o wyroku. Sąd powinien dążyć do ustalenia prawdy materialnej, czyli tego, co się zdarzyło, więc nie powinien bazować tylko na słowach oskarżonego. A z perspektywy moralnej… No cóż, ludzie kłamią – mówi Magdalena Sobota, autorka książki Róże cmentarne z cyklu Śledztwa Herminy Wasylik.

Hermina Wasylik decyduje się zaangażować w śledztwo Mikołaja nie tylko jako była przyjaciółka, ale też jako osoba z moralnym kompasem. Czy, tworząc jej postać, myślała Pani o niej jako o kimś, kto pragnie zbawić innych, czy może o kimś, kto w ten sposób próbuje ukoić własne traumy?
Prawda leży, jak zawsze, gdzieś pośrodku. Hermina pewnie chciałaby naprawić świat, z tym też wiązało się jej życiowe powołanie, a jednocześnie tkwi w niej głęboko zinternalizowany system wartości jej ojca. Złamanie zasad, jakimi on się kierował, za każdym razem powoduje u Herminy poczucie winy. Zaangażowanie się w sprawę Mikołaja z jednej strony wynika z niezdrowej ciekawości, którą Hermina zawsze wykazywała, a z drugiej jest podyktowane nieprzepracowanymi przez nią uczuciami, które w dużej mierze wiążą się z traumą. Jest też trzeci czynnik, coś, co najbardziej lubię w tej bohaterce: bezinteresowna dobroć. Hermina nie liczy, że dostanie coś w zamian za pomoc Mikołajowi, jest też świadoma, że być może on na to nie zasługuje. Ale nic jej nie powstrzymuje.
Jak, Pani zdaniem, zmieniła się Hermina? Tę bohaterkę niektórzy czytelnicy już dobrze znają. A poznaliśmy ją jako policjantkę, dla której praca jest niezwykle ważna…
Myślę, że Hermina niewiele się zmieniła, mimo wszystko. Pozostaje dobra i lojalna, a to według mnie jej najistotniejsze cechy. Hermina może być chwilami irytująca, obsesyjna, czasem – nie do końca rozważna i w tej części trylogii nie zawsze postępuje zgodnie ze swoim systemem wartości, ale zna cenę własnych wyborów i ich wagę. To właśnie świadomość, że niektóre z jej decyzji są złe i niezgodne ze wszystkim, w co wierzy, a także emocje, jakie w niej ta świadomość budzi, według mnie sprawiają, że w gruncie rzeczy Hermina wciąż pozostaje sobą.
Mikołaj Myszkin to postać niejednoznaczna. Jego wyznanie o ojcobójstwie jest szokujące, ale im bardziej poznajemy jego historię, tym trudniej ocenić go jednoznacznie. Bo tak naprawdę ludzie potrafią być szalenie skomplikowani? I dla pisarzy to dobrze? (śmiech)
Oczywiście, że to dobrze! Mikołaj od pierwszego tomu trylogii miał w jakimś sensie tajemnicę, już w Ogrodzie złym pojawiała się sugestia dotycząca jego trudnej przeszłości i relacji z ojcem. Sama nie lubię czytać o jednowymiarowych, płaskich bohaterach, dlatego zawsze staram się przedstawić swoje postaci w różnym świetle. I nie musi to oznaczać, że zawsze są moralnie szarzy, z tendencją w kierunku czerni – jak Mikołaj, czy bieli – jak Hermina. Postaci mogą być przecież w pełni pozytywne; po prostu staram się nie zapominać, że każdy popełnia błędy. Jeśli któryś bohater wydaje się zbyt idealny, to tylko dlatego, że nie zdołałam mu poświęcić więcej miejsca na kartach książki, a z całą pewnością ma szereg wad!
W książce mamy do czynienia z przemocą, kalectwem, destrukcją relacji. Ta książka była dla Pani wyzwaniem? To już trzeci tom cyklu, więc teoretycznie powinno być łatwiej.
Prawie zawsze orbituję wokół tego typu tematyki, ale to nie znaczy, że jest coraz prościej. Pewnie nikogo nie zaskoczę, mówiąc, że każda książka jest ogromnym wyzwaniem. Zarówno od strony warsztatowej, bo styl pisania zmienia się i ewoluuje, jak i w warstwie merytorycznej czy fabularnej. Prostsze jest tylko przy kolejnych tomach budowanie postaci, ale i tutaj trzeba się nagimnastykować, żeby bohaterowie pozostali sobą w tym najgłębszym wymiarze, ale zarazem pokonali sensowną drogę i dojrzeli.
Siostra Mikołaja opiekuje się sparaliżowaną matką… To bardzo silna postać. Jak mocne piętno odcisnęła na niej przeszłość?
Zosia jest, podobnie jak Mikołaj, bardzo niejednoznaczna. Myślę, że opiekowanie się na pełen etat chorym członkiem rodziny jest dla niej nawet większą traumą niż przemoc doświadczana ze strony ojca, choć nigdy by tego nie przyznała. Zajmowanie się mamą jednocześnie ją wykańcza, ale też każe jej prawidłowo funkcjonować, wyznacza cel w życiu. Owszem, trzeba być wyjątkowo silnym człowiekiem, żeby podjąć się takiego zadania. Jeśli chodzi o przeszłość, Zosia właściwie nigdy jej nie opuściła, nadal w niej tkwi. Pozostaje w domu rodzinnym, z którego Mikołaj dawno uciekł, porzuciła własne marzenia i perspektywę założenia rodziny. Mimo, że pozornie po śmierci ojca wszystko się zmieniło, dla niej koszmar trwa nadal – tyle że teraz jest wyciszony i Zosia przeżywa go w samotności.

W książce pada pytanie: Czy przyznanie się do winy oznacza automatycznie winę? – to niezwykle przewrotne. No właśnie: jak to jest?
Jak to mówią, confessio est regina probationum, przyznanie jest matką dowodów. Ale i tu sprawa wcale nie jest taka oczywista. Z perspektywy karno-prawnej przyznanie się musi być oceniane tak samo, jak wszystkie inne dowody, nie ma od nich większej wartości ani nie przesądza o wyroku. Sąd powinien dążyć do ustalenia prawdy materialnej, czyli tego, co się zdarzyło, więc nie powinien bazować tylko na słowach oskarżonego. A z perspektywy moralnej… No cóż, ludzie kłamią.
Relacja Herminy i Mikołaja wydaje się chłodna, pełna niedopowiedzeń. Czy dla czytelnika ma ona być nie do końca oczywista?
Tak, ma być niejasna, bo to nie jest relacja romantyczna. To znaczy, oczywiście, ci bohaterowie darzą się jakimś uczuciem, nie w pełni sprecyzowanym, ale nie ma w fabule miejsca na rozwinięcie tego wątku, na jakikolwiek początek. Zawsze, gdy piszę relacje międzyludzkie, projektuję sobie najlepszy i najgorszy z możliwych wariantów; w przypadku Herminy i Mikołaja w najlepszej wersji mogliby wzajemnie załagodzić swoje wady, przepracować problemy i naprawić błędy, które popełnili, porozumieć się i coś zbudować. Niemniej wszystko, co się między nimi dzieje, jest niedopowiedziane, bo i oni sami niczego sobie nie powiedzieli, co wynika z ich własnych blokad i ułomności w komunikacji. Przemawiają tylko czyny, ale w tym wypadku to za mało.
Zofia – postać złożona, obciążona przeszłością. Czy według Pani dzieciństwo w toksycznym domu zawsze determinuje dorosłość, czy możliwe jest przekroczenie tej granicy? Wydaje się, że to cel naprawdę trudny do osiągnięcia.
W mojej prywatnej opinii, wspartej doświadczeniami z pracy, bardzo trudno pozbyć się obciążenia wynikającego z toksycznego środowiska, dzieciństwa. Problemy, które mogą wynikać z wychowania w niesprzyjających warunkach, są liczne, a czasem bardzo nieoczywiste, jednak według mnie większość z nich można przepracować. Wymaga to, oczywiście, ciężkiej pracy, często wieloletniej. Niestety, nie każdy może sobie na nią pozwolić i nie każdy dostrzega potrzebę przełamania nabytych wzorców. Czasem nawet nie sposób dostrzec, będąc w trudnej sytuacji, że potrzebuje się pomocy.
Koniec powieści jest mocnym uderzeniem… Bardzo namieszała Pani w życiu Herminy! Czy myśli Pani o kolejnym tomie?
Dziękuję! Nie, nie tym razem. Już pierwsza część miała być tą jedyną, ale nie mogłam porzucić bohaterów. Teraz jednak ich historia jest zamknięta, dopięłam na ostatni guzik wszystkie otwarte wątki – taką mam przynajmniej nadzieję – i pozostaje mi tylko pożegnać się z nimi i odłożyć książki na półkę.
Powieść Róże cmentarne kupicie w popularnych księgarniach internetowych: