Portugalia jest dla mnie wyjątkowa. Wywiad z Jolantą Kosowską

Data: 2025-09-02 14:26:45 Autor: Danuta Awolusi
udostępnij Tweet

Szalone Porto to dla mnie bardzo ważna powieść. To opowieść z wyraźnym przekazem. Nie można nikogo oceniać na podstawie pozorów. Nie można patrzeć na świat przez pryzmat stereotypów. Każdy człowiek to jakaś historia. W życiu każdego jest coś, co go ukształtowało i co spowodowało, że znalazł się tu i teraz. Żeby kogoś zrozumieć, trzeba z nim przejść chociaż kawałek jego drogi. Nie chciałam, żeby ten temat przytłoczył czytelników, dlatego otuliłam wszystko ciepłą atmosferą Porto, dodałam wątek kryminalny i szczyptę miłości – mówi Jolanta Kosowska, autorka powieści. 

Martyna, główna bohaterka, ucieka od własnego dramatu i trafia do świata, którego dotąd nie znała. W powieści Szalone Porto chciała Pani pokazać jej przemianę – od zdradzonej narzeczonej do kobiety, która zaczyna dostrzegać innych?

Właśnie tak. Młoda dziewczyna, skoncentrowana na swoim nieszczęściu, trafia do świata, który dotąd był jej obcy. Niedawne przykre wydarzenia tracą na znaczeniu, nie są już tak istotne i bolesne. Z dnia na dzień coraz bardziej zaczyna się liczyć to, co jest tutaj i teraz, a także ludzie, o których istnieniu wcześniej nie miała nawet pojęcia.

Gaspar to postać niezwykle wyrazista – z jednej strony nazywany królem bezdomnych, z drugiej – pełen wrażliwości i siły. Podbił Pani pisarskie serce?

Oj tak, nawet bardzo. Gaspar to postać barwna, nieprzewidywalna, tajemnicza, zmieniająca się jak kameleon, pozornie niespójna. I chociaż pytanie, kim jest Gaspar, wielokrotnie powraca na kartkach tej książki, to tylko jedno jest pewne: że nie jest tym, za kogo się podaje. Jest człowiekiem wyjątkowym, chociaż tę wyjątkowość trudno nazwać i określić. Nie jest idealny, ale ludzki, kieruje się swoimi zasadami moralnymi. Pozornie niespójny, wzbudza sympatię i zaufanie. Dla bezdomnych z Porto jest kimś bardzo ważnym. Za czasem staje się też kimś ważnym dla Martyny.

Porto w Pani książce ma dwa oblicza – kolorowe, turystyczne i to skrywane, mroczne. Jaką rolę odgrywa miasto w tej historii?

Myślę, że obok Gaspara i Martyny Porto jest pierwszoplanowym bohaterem tej powieści. Ono żyje, jest jak człowiek: ma charakter i duszę, ma swoją historię.

Pamiętam mój pierwszy dzień w Porto. To miasto zaskoczyło mnie, zbulwersowało, zmusiło do refleksji, do skonfrontowania się z nim i z samą sobą. Pobudzało moje zmysły, drażniło, nie pozwalało o sobie nawet na chwilę zapomnieć, grało na najczulszych strunach mojej duszy. Bogactwo obok biedy, dobro obok zła, przepych obok brudu i głodu… Ta niespójność wprost krzyczała. Nie dawała spokoju. Nękała mnie nawet w snach.

Pamiętam moment, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam w Porto bezdomnego. To było na dworcu kolejowym. Wiedziałam już wcześniej, że w Portugalii jest wielu bezdomnych, a najwięcej ich jest w samym Porto. Ten na dworcu był pierwszym, którego dostrzegłam. Starszy mężczyzna siedział na posadzce w hali dworca, w rogu, tuż przy wejściu na peron, a obok niego leżało parę tobołków, zapewne zawierających dorobek jego życia. Nie żebrał, raczej chciał odpocząć z dala od ludzi. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Nikt z wyjątkiem mnie. Musiałam przyglądać mu się odrobinę za długo, bo to zauważył. Na chwilę nasze spojrzenia się spotkały. Poczułam się niezręcznie. Odwróciłam wzrok. Pospiesznie opuściłam dworzec. Potem widziałam coraz więcej bezdomnych. W pierwszej chwili pomyślałam, że z nimi jest jak z grzybami i sama przestraszyłam się tego porównania. Wydało mi się dziwaczne. Ale chodziło w nim o sposób postrzegania. Potrafiłam chodzić godzinami po lesie i nie widzieć ani jednego grzyba – aż do momentu znalezienia pierwszego. Potem mój wzrok zaczynał fiksować się tylko na grzybach i widziałam je wszędzie. Tak samo było z tymi bezdomnymi. Zauważyłam pierwszego, tuż pod olbrzymią mozaiką ułożoną z płytek azulejos, przedstawiającą sielankowy wiejski pejzaż, a potem widziałam ich już wszędzie. Przed dworcem, na skwerze, na przystanku tramwajowym, na stacji metra, w bramach… Koszmar! I nagle to pełne bogactwa i przepychu miasto wydało mi się zupełnie inne, a wyobraźnia zaczęła tworzyć tę historię.

Zachwyca realizm opisów Portugalii. Czym jest dla Pani ten kraj, tak prywatnie?

Portugalia jest dla mnie wyjątkowa. Po raz pierwszy poleciałam do tego kraju pięć lat temu. Od tego czasu przyciąga mnie jak magnes.  Moi znajomi śmieją się, że jeden raz tam i zawsze już tam…  Za parę dni znowu wyruszam. Rok bez Portugalii byłby dla mnie rokiem straconym. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Każdy wyjazd był inny, każdy pobyt przynosił nowe doświadczenia. Najpierw zauroczyła mnie Sintra i dzikie plaże, potem Lizbona, dźwięki fado i Alfama, kręte uliczki, pełne przewrotnych ludzkich losów. Potem była Madera, a w ubiegłym roku Porto. Portugalia stała się już bohaterką czterech moich powieści.

To wyjątkowy kraj, który w jakiś dziwny sposób współgra z moją duszą. Wiele mnie nauczył. Zmusił do licznych przemyśleń. Huk oceanu, wysokie klify, magiczne pałace, mroczne zamki, tajemnicze parki i ogrody, mgły snujące się tuż przy ziemi, dziesiątki ludzkich historii i mnóstwo emocji. Swoisty koktajl pobudzający wyobraźnię. I ludzie – ciepli, przyjaźni, uśmiechnięci. Oni żyją jakby inaczej, wolniej. Początkowo denerwowało mnie to leniwe tempo życia, z czasem polubiłam je. Na kilkanaście dni w roku uznaję je za swoje. Kiedy jestem w Portugalii, czas zwalnia, myśli płyną spokojniej, a wyobraźnia pracuje mocniej niż gdzie indziej. Nagle mam wrażenie, że wchodzę jakby na wyższy stopień wrażliwości. Nie mam pojęcia, dlaczego. Szkoda, że język portugalski jest taki trudny… Gdyby nie język, być może zamieszkałabym na jakiś czas w Portugalii.

Wątek kryminalny – morderca polujący na bezdomnych – dodaje napięcia. Jak się Pani odnalazła w takiej konwencji?

Myślę, że dobrze. W każdym razie ten wątek pisało mi się rewelacyjnie.

Martyna i Gaspar pochodzą z zupełnie innych światów. Co Panią interesowało w konfrontacji tych dwóch perspektyw?

Dwa zupełnie odmienne sposoby myślenia i odbierania rzeczywistości.

Książka porusza temat bezdomności bez stereotypów. Dlaczego ten temat jest tak ważny?

Kiedyś, przed laty, kiedy zaczynałam swoją pracę zawodową  w Niemczech, zetknęłam się z problemem bezdomności. Ten problem dotyczył bezdomnych Polaków w Dreźnie. Pomagałam im medycznie, walcząc z drzemiącymi we mnie stereotypami. Bezdomny bo alkoholik. Bezdomny bo narkoman. Bezdomny bo… A to przecież bzdura! Każdy z tych ludzi ma swoją historię. Każda z nich jest inna. Łatwo i wygodnie jest myśleć stereotypami. To w pewnym sensie usprawiedliwia naszą bezczynność, łagodzi wyrzuty sumienia. Poznałam  kilka historii. Zamieszkały w moim sercu. Zmieniły mnie. Sporo czasu minęło, zanim postanowiłam się nimi podzielić z czytelnikami.

Czym właściwie jest relacja Martyny i Gaspara?

Początkowo spotkaniem dwóch różnych światów, które zupełnie do siebie nie pasują. Z czasem ta relacja przeradza się w przyjaźń, a potem w powoli kiełkującą miłość.

Zwróciłam uwagę na kontrasty – piękno miasta i brud zaułków, bogactwo i biedę, dobroć i okrucieństwo. To także obraz ludzkości?

Tak. Tak to postrzegam. Może właśnie dlatego to miasto zrobiło na mnie takie wrażenie.

Pani książka to historia nie tylko o zbrodni czy o miłości, ale też o odkrywaniu siebie i przekraczaniu granic własnych uprzedzeń. Jaki ślad chciałaby Pani, żeby ta opowieść zostawiła w czytelniku?

Szalone Porto to dla mnie bardzo ważna powieść. To opowieść z wyraźnym przekazem. Nie można nikogo oceniać na podstawie pozorów. Nie można patrzeć na świat przez pryzmat stereotypów. Każdy człowiek to jakaś historia. W życiu każdego jest coś, co go ukształtowało i co spowodowało, że znalazł się tu i teraz. Żeby kogoś zrozumieć, trzeba z nim przejść chociaż kawałek jego drogi. Nie chciałam, żeby ten temat przytłoczył czytelników, dlatego otuliłam wszystko ciepłą atmosferą Porto, dodałam wątek kryminalny i szczyptę miłości.

Powieść Szalone Porto kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.