Między Paryżem a Syberią. Wywiad z Dorotą Ponińską

Data: 2021-11-09 11:43:02 Autor: Adrianna Michalewska
udostępnij Tweet

– Mam wrażenie, że polska wyobraźnia w XIX wieku rozciągała się pomiędzy Paryżem a Syberią – często członkowie jednej rodziny trafiali do tych dwóch odmiennych światów. Dlatego opowieść o polskich romantykach bez pokazania ich paryskich oraz syberyjskich losów byłaby niepełna.

O losach Polaków w Paryżu w początkach XIX wieku opowiada Dorota Ponińska, autorka opublikowanej właśnie powieści Romantyczni w Paryżu, przedstawiającej kulisy życia elit politycznych i kulturalnych po upadku powstania listopadowego.

Romantyczni w Paryżu to kontynuacja Romantycznych – pięknie napisanej historii o jednym z najważniejszych wydarzeń w polskiej kulturze i literaturze. Mam na myśli wileńskie wydarzenia związane z ruchem filomatów i filaretów. Przypomnijmy pokrótce, co się wydarzyło na początku XIX wieku w Królestwie Kongresowym.

Pierwsze ćwierćwiecze XIX wieku jest bardzo ciekawym i barwnym okresem w naszej historii – wciąż świeża była pamięć Konstytucji 3 Maja, a potem szoku utraty niepodległości. Następnie legiony i epopeja napoleońska, nadzieje związane z Bonapartem i swobodne życie w Księstwie Warszawskim, a potem klęska Wielkiej Armii w Rosji i powstanie Królestwa Polskiego pod zwierzchnictwem Rosji. O ile w centralnej Polsce poparcie dla Napoleona było powszechne, o tyle na Litwie i na kresach wschodnich, czyli na tzw. „ziemiach zabranych”, sytuacja była trochę inna – car Aleksander był popularny, lubiany i podziwiany. Wierzono w jego zapewnienia o sympatii dla Polski, ufano mu i uznawano jego legalną władzę, której np. na Uniwersytecie Wileńskim nikt nie kwestionował. Dopiero z czasem, wobec kłopotów z rosyjską administracją, a szczególnie wobec procesu wileńskiego i ciężkich wyroków skazujących na wygnanie studentów i uczniów okolicznych szkół, nastroje się zmieniły. Rosyjskie represje w Królestwie Polskim i na Litwie nasilały się, tajna policja tropiła spiski, a Wielki Książę Konstanty na placu Saskim w Warszawie musztrował do upadłego polskie wojsko.

A potem miało miejsce powstanie listopadowe, które upadło i zapoczątkowało Wielką Emigrację. Dokąd uciekali Polacy i dlaczego?

W czasie powstania listopadowego Rosją rządził już brat Aleksandra, car Mikołaj, który rozpoczął swe panowanie od krwawej rozprawy z rodzimymi dekabrystami, domagającymi się konstytucji i większych wolności obywatelskich. Ich szubienice i dożywotnie zsyłki na Syberię nie pozwalały polskim „buntownikom” liczyć na łaskę cara. A rząd francuski po upadku powstania wystosował zaproszenie do polskich żołnierzy, by się schronili na francuskiej ziemi. Wielu powstańców skorzystało z tego zaproszenia, niektórzy wiedzeni ciekawością i chęcią przygody. W rewolucyjnej atmosferze tamtego czasu mało kto przypuszczał, że opuszczają rodzinny kraj na zawsze, wydawało im się, że wrócą lada moment z bronią w ręku. Zdecydowana większość żołnierzy trafiła do wielkich zakładów, czyli koszar na południu Francji, w Awinionie i w Besançon, ale niektórzy znaleźli się w Belgii, w Anglii, a nawet zostali wysłani do Ameryki.

Opisuje Pani Francję i Polaków, którzy szukali tam schronienia przed carskimi represjami. Paryż belle epoque i Paryż czasów Wielkiej Emigracji to dwa różne miasta. Proszę nam zdradzić, gdzie szukała Pani materiałów do powieści?

Rzeczywiście, elegancki Paryż belle epoque to wynik przebudowy miasta według wizji prefekta Georges’a Haussmanna w latach 50-tych i 60-tych.  Powstały wtedy wspaniałe bulwary, eleganckie budowle publiczne, nowe parki i ogrody, a także system wodociągowy i kanalizacyjny. Wcześniej, jeszcze w latach 30 -tych i 40-tych wciąż dominowała w centrum Paryża ciasna, średniowieczna zabudowa, z błotnistymi ulicami i rynsztokami. Przybyszów uderzał hałas, stukot dorożek, powozów i końskich kopyt. No i było tam mnóstwo nędzy i dramatycznych warunków życia – wystarczy przypomnieć sobie Nędzników Victora Hugo. Mnie do opisów Paryża służyły głównie pamiętniki, wspomnienia i listy polskich emigrantów, bo byłam ciekawa ich perspektywy. Oczywiście była ona zależna od ich statusu majątkowego – arystokraci i generałowie mieszkali w dobrych warunkach i stykali się z eleganckim światem, ale wielu zwykłych żołnierzy na głodowych zapomogach doznawało prawdziwej nędzy i desperacji. Wielu było wśród nich samobójców, wielu chorujących fizycznie i psychicznie lub pogrążonych w apatii. Początkowo czekali na szybki powrót do kraju, na powszechną europejską rewolucję, ale kolejne zrywy upadały i nie zmieniały sytuacji emigrantów.

Powitanie polskich powstańców na Zachodzie

Szczególnie wstrząsająca jest desperacja księcia Adama Czartoryskiego, usiłującego zainteresować sprawą Polski rządy Anglii i Francji. Historia zakpiła sobie z nas…

Mój ulubiony cytat dotyczący tej sprawy pochodzi z ust Karola Sienkiewicza, bliskiego współpracownika księcia, który powiedział po upadku powstania: przegraliśmy, bo nikomu z nas nie przyszło na myśl, że zachodni politycy i dyplomaci okażą się tak zimnymi, bezdusznymi i egoistycznymi ludźmi, jakimi się okazali. Polacy mieli świeżo w pamięci swoją służbę u boku Napoleona i hasło za waszą wolność i naszą, liczyli na trochę międzynarodowej solidarności wobec okrucieństw caratu, ale boleśnie przekonali się, że zostali zupełnie sami. Książę Czartoryski wierzył w siłę dyplomacji, niezłomnie szykował wciąż nowe projekty polityczne, ale jego działalność emigracyjna była pasmem bolesnych klęsk i rozczarowań. Nawet wojna krymska, na którą liczył i o którą zabiegał, czyli wojna zachodnich mocarstw z Rosją, nie przyniosła Polakom nic.

Na paryskich i podparyskich cmentarzach znajdziemy sporo grobów uchodźców polistopadowych. Większość z nich żyła skromnie. Często są to zbiorowe mogiły. Z czego się utrzymywali Polacy we Francji?

Tak, oglądałam te groby. To są wzruszające pomniki losu tych ludzi – często samotnych mężczyzn, którzy składali się po kilku na wspólny grób. Wielu z nich przeżyło w Paryżu samotnie jeszcze kilkadziesiąt lat. Polistopadowi emigranci stanowili szeroki przekrój społeczeństwa polskiego, różnili się statusem społecznym i majątkowym, więc ich losy były bardzo różne. Zasiłki zależały od stopnia wojskowego, wypłacano je przez parę lat i dla zwykłych żołnierzy były wręcz głodowe. Polacy podejmowali więc różne prace: ci wykształceni uczyli języków, muzyki, rysunków, tańca. Ale wielu uświadamiało sobie niepraktyczność swego wykształcenia na paryskim rynku pracy. Niektórzy uważali pracę i zarabianie za dyshonor, uwłaczający ich szlacheckiemu statusowi. Nieliczni ożenili się z Francuzkami i przejęli różne rodzinne biznesy. Nieliczni również odnieśli jakiś sukces biznesowy – na przykład wydawcy i księgarze, bracia Januszkiewiczowie. Część zawodowych żołnierzy i oficerów zaciągnęła się do obcych armii. Dominowała jednak bieda.

Wśród tysięcy żołnierzy byli też wielcy naukowcy i ludzie kultury. Wśród nich Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki. Wiemy, że obaj nie znosili Paryża…

Zastanawiałam się nad źródłem tej niechęci, dość powszechnej wśród naszych emigrantów, którzy nazywali Paryż miastem przeklętym, piekielnym, bezbożnym, plugawym, itd. Kiedy uczyłam się o tym w szkole, trudno mi było zrozumieć, czemu oni się tak męczyli w tym Paryżu, który nam wydawał się wtedy wspaniałym, atrakcyjnym miejscem. Ale w jednej z książek o Wielkiej Emigracji znalazłam odpowiedź: to ogromna różnica kulturowa i cywilizacyjna między nowoczesną metropolią, jaką był ówczesny Paryż, a spokojnymi dworkami i zaściankami Litwy, Podola czy Mazowsza, z których pochodzili emigranci. Paryż był miastem rosnącej w siłę burżuazji, z jej bankami, giełdą, zarabianiem pieniędzy, wynalazkami techniki, koleją żelazną, rozwojem nauki, itd. Spokojna wieś litewska była od tego bardzo odległa, także mentalnie. Nowy świat wielkomiejskiego kapitalizmu był dla wielu emigrantów obcy i niezrozumiały, wydawał się nieprzyjazny i wrogi. Nieludzki. Piekielny. I w tej kapitalistycznej pogoni za pieniędzmi „kupiecki”, co w ustach szlachcica brzmiało pogardliwie (wystarczy przypomnieć stosunek Izabeli Łęckiej do Wokulskiego w Lalce z jeszcze późniejszych czasów). To uganianie się Francuzów za interesem, za zarabianiem pieniędzy, bardzo wielu Polaków raziło. Juliusz Słowacki pisał matce, że w ogóle z Francuzami nie utrzymuje kontaktów towarzyskich, bo tak są nieciekawi i powierzchowni.

Krzemieniec, miasto Juliusza Słowackiego i Salomei

Skoro jesteśmy przy Słowackim: jego matka przeniosła się z Wilna do Krzemieńca. Krzemieniec był miejscem szczególnym, z uwagi na działające tam liceum, w którym nauka trwała dziesięć lat. Dlaczego przywołała Pani to miejsce w kontekście paryskich salonów?

Juliusza łączyła z matką niezwykle silna więź, jego listy do niej są głównym źródłem do poznania jego życia. Salomea Słowacka wydawała mi się ciekawą osobą, wartą pokazania – była związana z wieloma wybitnymi ludźmi tej epoki, chciałam przybliżyć jej postać. Na kresowych „ziemiach zabranych” dwa najważniejsze ośrodki kultury polskiej to właśnie Wilno i Krzemieniec – wielu ludzi pobierających tam naukę znalazło się potem na emigracji w Paryżu. Niektórzy mogli się swobodnie przemieszczać – np. Zygmunt Krasiński bywał i w Paryżu, i w Krzemieńcu – to on przywiózł Juliuszowi z Krzemieńca wiadomość o aresztowaniu jego matki. Dlatego i Krzemieniec, i Wilno były żywe i obecne w świadomości wielu paryskich emigrantów. A sam Krzemieniec jest niezwykłym, pięknym miasteczkiem, do którego trochę trudniej się wybrać niż do Wilna – chciałam je pokazać, bo mnie zachwyciło.

Jeśli mówimy o salonach – Czartoryski kupił, a właściwie kupiła jego teściowa (czyż nie wspaniała postać?), Hotel Lambert. To był taki ówczesny odpowiednik dzisiejszego Instytutu Polskiego. Czy miała Pani okazję zwiedzić to miejsce?

Księżna Anna Sapieżyna zasługuje na wdzięczną pamięć, bo szeroka działalność Hotelu Lambert była możliwa dzięki jej pieniądzom i jej talentowi do interesów. Teściowa księcia osobiście negocjowała z europejskimi bankierami i Rotszyldami, zarabiając miliony dla swojej rodziny. Bardzo chciałabym zwiedzić wnętrza Hotelu Lambert, który kupiła, zwłaszcza, że freski na ścianach malował tam Eugène Delacroix. Niestety, pałac widziałam tylko z zewnątrz, bo odkąd kupił go jakiś katarski książę, nikt nie jest tam wpuszczany. Natomiast można wejść do sąsiedniego budynku na wyspie Św. Ludwika, który należał do Władysława Zamoyskiego i w którym do dziś mieści się ufundowana przez niego Biblioteka Polska w Paryżu, z której zasobów korzystałam. Zachowały się jednak przedwojenne czarno-białe fotografie wnętrz Hotelu Lambert, z czasów, gdy był on wciąż w rękach rodziny Czartoryskich. Pełne przepychu, elegancji i kolekcji sztuki. Nie mogę odżałować, że rząd polski nie odkupił tego pałacu, gdy miał taką okazję w latach 70-tych.

Hotel Lambert na wyspie Świętego Ludwika w Paryżu

Czartoryski skierował swoją uwagę na kraje Wschodu. Szukał sposobu na walkę z Rosją. Czy z tego powodu Adam Mickiewicz ruszył do Stambułu?

Tak, zdecydowanie. Adam Mickiewicz pojechał do Stambułu na prośbę księcia Czartoryskiego z misją zażegnania konfliktu pomiędzy dwoma dowódcami wojska polskiego, tworzonego w Turcji do walki z Rosją w wojnie krymskiej. Jednym był bardzo katolicki, myślący w kategoriach narodowych Władysław Zamoyski, a drugim Michał Czaykowski, czyli Sadyk–Pasza, miłośnik kozaczyzny, tworzący wielokulturowe i wielowyznaniowe wojsko. Obu tym dowódcom nie można odmówić patriotyzmu i zaangażowania, różniła ich jednak wizja Polski i narastający spór utrudniał współpracę. Mickiewicz miał ich pogodzić i skłonić do współpracy. Niestety, gdy wrócił z odwiedzin w obozie wojskowym Sadyka, gdzie czuł się doskonale wśród żołnierskich i kresowych pieśni, po paru dniach w Stambule zachorował nagle i niespodziewanie zmarł.

Zapowiada Pani kolejny tom przygód Romantycznych. Dokąd tym razem ruszą nasi bohaterowie?

Ostatni tom Romantycznych poświęcony będzie tym, którzy nie trafili na emigrację, tylko za swoją działalność zostali zesłani w głąb Rosji. Taki los spotkał filomatów i część filaretów po procesie w Wilnie, wielu powstańców listopadowych i późniejszych spiskowców. Mam wrażenie, że polska wyobraźnia w XIX wieku rozciągała się pomiędzy Paryżem a Syberią – często członkowie jednej rodziny trafiali do tych dwóch odmiennych światów; tak było np. w rodzinie Słowackiego, gdy jego siostra Hersylia i wuj Teofil zostali zesłani na Syberię za udział w spisku Konarskiego. Dlatego opowieść o polskich romantykach bez pokazania ich syberyjskich losów byłaby niepełna.

Bardzo Pani dziękuję za tę serię. Czekam z niecierpliwością na trzeci tom historii o Romantycznych. 

Powieść Romantyczni w Paryżu kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.