Świat jest gościnny i warto go poznawać. Wywiad z Katarzyną Kozłowską

Data: 2025-12-23 10:26:02 Autor: Danuta Awolusi
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Świat jest gościnny i warto go poznawać. Wywiad z Katarzyną Kozłowską z kategorii Wywiad

– W odległych miejscach, z dala od cywilizacji, takich jak Tasmania, albo na dzikich wyspach Indonezji, poczułam się jak odkrywca. Wpływ na to mieli także serdeczni ludzie, których spotykałam w podróży: Indianie na Borneo, którzy oddali mi swój kawałek podłogi, żebym mogła z nimi mieszkać w skromniej chatce, albo małżeństwo z Nowej Zelandii, które zaprosiło mnie na nocleg do siebie... Te momenty pokazały mi, że świat jest gościnny i warto go poznawać... – mówi Katarzyna Kozłowska, autorka książki Solo dookoła świata.

Piszesz, że pierwsza podróż dookoła świata otworzyła cię na gościnny, bezpieczny i różnorodny świat. Które z doświadczeń z tamtej pierwszej wyprawy najbardziej wpłynęło na decyzję, by ruszyć drugi raz, z jeszcze większą odwagą?

To nie było tylko jedno doświadczenie, ale cały ich szereg… W odległych miejscach, z dala od cywilizacji, takich jak Tasmania, albo na dzikich wyspach Indonezji, poczułam się jak odkrywca. Wpływ na to mieli także serdeczni ludzie, których spotykałam w podróży: Indianie na Borneo, którzy oddali mi swój kawałek podłogi, żebym mogła z nimi mieszkać w skromniej chatce, albo małżeństwo z Nowej Zelandii, które zaprosiło mnie na nocleg do siebie... Te momenty pokazały mi, że świat jest gościnny i warto go poznawać...

Kiedy kupiłaś bilet w jedną stronę i podporządkowałaś całe życie przygotowaniom, co było najważniejszym momentem tego procesu. Takim, po którym naprawdę poczułaś, że ta decyzja Cię niesie?

Od momentu zakupu biletu przestawiłam się mentalnie na podróż. Czytałam ciekawostki i doniesienia internetowe z krajów, które chciałam odwiedzić. Intensywnie uczyłam się hiszpańskiego, niejako żyłam miejscami, które planowałam odwiedzić. Chociaż potem i tak dokonałam zmian wyprawy, bo na przykład zamiast na Kostarykę (na której lał deszcz) poleciałam do Peru.

Twoi bliscy reagowali różnie na pomysł podróży. Jak te rozmowy wpłynęły na twoje myślenie o własnej wolności?

Zawsze czułam się wolna i nigdy nie miałam poczucia, że nie mogę zrobić czegoś, na czym mi zależy. To, co myślą obcy, nie ma dla mnie takiego znaczenia jak opinia rodziny. A bliscy akceptują moją szajbę, nawet jeśli się czasem o mnie boją. Jesteśmy partnerskim małżeństwem prawie 40 lat i szanujemy swoją przestrzeń. Nie musimy robić i lubić tych samych rzeczy, ale to nie znaczy, że się nie wspieramy. To mój mąż kupił mi plecak i karimatę, czyli szafę i łóżko, w pierwszą podróż dookoła świata.

Wspominasz, że ludzie czasem oceniają samotną podróż jako egoizm. Jak radziłaś sobie z takim spojrzeniem, kiedy byłaś już w drodze?

W podróży poznałam wiele takich osób jak ja, z całego świata i w różnym wieku, które same podróżowały z wyboru. Tam nikt tego nie oceniał. Negatywne opinie usłyszałam dopiero w Polsce – od ludzi, którzy myślą stereotypowo, że skoro jestem mężatką, to nie powinnam na tak długo wyjeżdżać sama.

Twoja lista rzeczy do plecaka jest konkretna i bardzo pragmatyczna. Czy któreś z tych przedmiotów okazały się ważniejsze niż zakładałaś, a niekktóre – zupełnie zbędne?  

Wszystkie rzeczy się sprawdziły, w mniejszym lub większym stopniu. Powerbank i aparat najbardziej, także adaptery, ze względu na różne napięcia zasilania i iPad, na którym robiłam notatki… Selfie stick to raczej wygodny gadżet, który zgubiłam w australijskim hostelu. Ten cały zestaw rzeczy miałam już sprawdzony z poprzedniej wyprawy, teraz tylko dodałam kamerkę GoPro.

Po powrocie piszesz, że byłaś szczęśliwa, ale też trochę Ci żal. Jak wyglądał moment pierwszego dnia w domu po pół roku w ruchu?

Powrót i przywitanie z bliskimi to taka chwila, dla której warto wyjechać na dłużej… Gorące uściski, rozmowy, pytania, wręczanie prezentów…potem długi, zasłużony sen. Dopiero wtedy poczułam, jak zeszło ze mnie całe zmęczenie.

USA, Kolumbia, Australia, Wietnam – to tylko kilka kierunków, jakie obrałaś. Jaką perspektywę daje Ci zwiedzanie solo?

Powiedziałabym, że najlepszą. Pisałam o tym także w książce: gdy wędrowałam sama, miałam wyostrzone wszystkie zmysły, byłam uważna na to, co się działo dookoła. Dzięki temu znalazłam i uratowałam na Polinezji wyrzucone na śmietnik szczeniaki, których płaczu nikt inny nie słyszał. Mogłam również zaopiekować się przestraszonym koniem w Ekwadorze… Bycie samej jest w wielu sytuacjach wartością, pozwala lepiej się orientować, chłonąć wszystko i reagować.

Opowiadasz o ciszy, uważności, pozwoleniu sobie na bycie w chwili. Które miejsce na trasie najmocniej Cię tego nauczyło?

Każde z tych miejsc odbierałam w pełni, delektowałam się widokami. Kluczem w mojej wyprawie była natura i przestrzeń, więc wiele było takich chwil, które pozwalały mi na zatrzymanie się i obserwację… Cudowne noce w namiocie, na prerii, pośród gór Skalistych, wędrówka przez dżunglę amazońską w Ekwadorze,  dzikie plaże w Parku Tyrona w Kolumbii, spacer po polach ryżowych w dolinie Sapa, objeżdżanie rowerem wysp Polinezji czy nurkowanie z rekinami na Galapagos…

Spotkania z ludźmi były jednym z filarów tej podróży. Czy była sytuacja, w której czyjaś dobroć wywróciła Twój lęk do góry nogami?

Szczęśliwie nie miałam sytuacji zagrożenia, ani takiej, w której odczuwałam lęk, a ludzie, których spotykałam, służyli mi chętnie pomocą i radą, mówili, co warto zobaczyć, opowiadali o swoim kraju... Stawali się po prostu moimi przyjaciółmi w drodze.

Barwnie opowiadasz o miejscach, gdzie masowa turystyka jeszcze nie dotarła. Który z tych krajów najpełniej pokazał Ci swoją dzikość?

Poczułam, co to znaczy prawdziwa dzikość, gdy na parę dni zostałam z Indianami w dżungli Ekwadoru. To było niezwykłe doświadczenie. Las jest przestrzenią, która pomaga im się wyciszyć, dzięki której mogą się skontaktować z wewnętrzną mądrością i uzdrawiającą mocą. Tutaj nie ma niepotrzebnych bodźców i przesytu – inaczej niż w mieście. Indianie są samowystarczalni, leczą się dżunglą, do sklepu chodzą tylko czasem po sól, bo nawet piwo robią z manioku. Amazońska dżungla daje wszystko, co potrzeba, i jest przebogata w najdziwniejsze stworzenia, rośliny i drzewa.

W Stanach zaskoczyły Cię drobiazgi: chleb, kawa, lód w wodzie. Po tylu miesiącach podróży, które małe rzeczy z innych krajów zapamiętałaś najmocniej?

Kuchnie poszczególnych krajów to wspaniały element smakowania świata. Tym bardziej, że odwiedzałam kraje tropikalne, gdzie jest obfitość owoców i ryb. Nie wiedziałam, że w Peru jest tak smacznie. Mają tam kilkaset gatunków kukurydzy i kilka tysięcy odmian ziemniaka… W Limie piłam chicha morada, napój z czerwonej kukurydzy i jadłam doskonałą ceviche, rybę w marynacie. Ale w Peru mają coś jeszcze… oyas de coca (liście koki). To jest święta roślina Inków. Taki red bull Ameryki Południowej, roślina wielozadaniowa: działa przeciwbólowo, leczy zaparcia, działa antybakteryjnie… a ze względu na zawarty w liściach alkaloid dodaje energii i niweluje objawy wysokościowe. Tak więc zaparzałam ja sobie codziennie rano przed wyjściem w góry.

W każdym kraju było coś ciekawego, w Kambodży n przykład pieczona tarantula… Miło wspominam też warsztaty kulinarne w Tajlandii i nocne markety, na których próbowałam smażonej szarańczy (smakuje jak orzeszki ziemne).

Opowiadasz o tym, że podróż nauczyła Cię odpuszczania kontroli. Czy był moment, kiedy los wymusił na Tobie zmianę planów tak mocno, że sama byłaś zaskoczona, jak łatwo to przyjęłaś?

To było na Bali. Chociaż zakupiłam internetowo wizę do Wietnamu, nie dostałam jej na czas i nie mogłam wylecieć planowanym lotem. Wróciłam więc do swojego pensjonatu na kilka dni. Poniosłam koszty związane z przebukowaniem lotu i transportem, ale tak bardzo się tym nie zmartwiłam. Potraktowałam to jako próbę stoicką. Przestałam się denerwować czymś, na co nie miałam wpływu. Tego właśnie uczy długa podróż, że nie wszystko można kontrolować.

Pojawia się pytanie, czy samotna podróż to odwaga, czy raczej zaufanie do siebie. Co dało Ci to zaufanie: doświadczenie, wiek, poprzednie wyprawy, czy coś jeszcze?

Myślę, że istotnym elementem odwagi jest właśnie zaufanie do siebie i umiejętność podejmowania decyzji. Ważna jest także odporność psychiczna, a to trenujemy w nowych i trudnych sytuacjach. Mówi się, że to czy dach został dobrze położony, sprawdzimy dopiero wtedy, gdy spadnie deszcz. Z ludźmi jest podobnie: umiejętność znoszenia dyskomfortu, niewygody, tego, co nie idzie po naszej myśli i jak na to reagujemy. Każde wychodzenie ze strefy komfortu jest treningiem odporności. Z całą pewnością moje doświadczenie podróżnicze, znajomość języków i sprawność fizyczna to zasoby, które pomagały mi czuć się pewniej i nie obawiać samotnej wędrówki.

Książkę Solo dookoła świata kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.