Wolno być innym. Wywiad z Wojciechem Maksymowiczem
Data: 2025-05-09 15:15:27
– Chciałem rozprawić się z hipokryzją niby to chrześcijańskich społeczeństw, które wobec obietnicy zwiększenia własnego dobrobytu rezygnują z szacunku do osób spoza ich kręgu bliskości. Podstawą wszelkich relacji międzyludzkich jest wzajemny szacunek i akceptacja drugiej osoby. W obrębie rodziny czy partnerstwa wiąże się to z silniejszymi emocjami i zobowiązaniami, zwanymi miłością. To wszystko, jeżeli jest prawdziwe, pozwala akceptować każdą inność. Wojna z zasady niszczy szacunek do osób, wobec których została podjęta, a więc „innych”, czyli wrogów. Rozpoznanie jest szybsze, a kontrasty ostrzejsze. Prowadząc wojnę, trzeba wręcz zabijać tych „innych”. W swojej powieści chciałem potrząsnąć ludźmi, żeby ratować tolerancję i podkreślić prawo do inności – mówi Wojciech Maksymowicz, autor książki Inni.
Pięć lat pracy nad książką. Inni trafili niedawno do rąk czytelników. Co Pan czuje? I jakie są kolejne wyzwania, bo przecież planuje Pan kolejne premiery?
Oczywiście wystąpiła satysfakcja, ale na krótko. Tak jak zawsze, gdy coś uda się nie tylko zacząć i realizować, ale też skończyć. Jak to dziś jest modne nazywać: dowieźć temat. Jednak dominuje pewien niepokój. Pokonując liczne zwykłe życiowe trudności, zacząłem pracę nad kolejną książką. Zebrałem w międzyczasie sporo materiałów, napisałem ramowy plan i pierwsze rozdziały. Ciągle jeszcze nie mam pewności, czy przyjęcie mojej pierwszej powieści wpłynie na zainteresowanie potencjalnych wydawców całym cyklem. Bez względu na to, muszę pisać, nawet tylko dla siebie. Mam poczucie ograniczonego czasu, a chciałbym przytomnie napisać to, co sobie założyłem.
Proszę opowiedzieć nieco o tym, jak wyglądało szukanie materiałów do tej książki? Domyślam się, że był to ogrom pracy…
Tak, to prawda. W dużej mierze przypominało to zbieranie materiałów do pracy naukowej, którą od studiów się zajmowałem (chociaż dotyczyło to nauk eksperymentalnych i klinicznych). Bardzo pomocne były rozmowy z moim wujem, Bohdanem Ryszewskim, emerytowanym profesorem historii, który słynie z pedantycznego podejścia do metodyki badań. Ukończenie 90 lat życia nie ograniczyło jego potencjału intelektualnego. Oczywiście beletrystyka rządzi się swoimi prawami. W przypadku książek historyczo-obyczajowych można tworzyć fabułę, osadzając ją w szkielecie faktów. Kluczowe są przeżycia bohaterów. Warto jednak pilnować prawdziwości tego rusztowania historii. Jednym z celów, jakie sobie stawiam, jest odtworzenie ducha epoki. Przeczytałem wiele książek i opracowań historycznych. Dzięki cyfryzacji archiwów za pomocą internetu mogłem zdobyć nawet zdjęcia i skany oryginalnych dokumentów. Korzystałem z materiałów Instytutu Pamięci Narodowej, jak również ze zbiorów zagranicznych, na przykład Międzynarodowego Centrum Badań Prześladowań Nazistowskich Arolsen Archives. Bezcenny był też powrót do relacji rodzinnych, zwłaszcza mojej wspaniałej Babci – Reginy Ryszewskiej, ubóstwiałem słuchać jej wspomnień od wczesnego dzieciństwa.
W książce wyraźnie zarysowany jest motyw inności – jak rozumie Pan to pojęcie w kontekście zarówno wojny, jak i życia rodzinnego?
Chciałem rozprawić się z hipokryzją niby to chrześcijańskich społeczeństw, które wobec obietnicy zwiększenia własnego dobrobytu rezygnują z szacunku do osób spoza ich kręgu bliskości. Podstawą wszelkich relacji międzyludzkich jest wzajemny szacunek i akceptacja drugiej osoby. W obrębie rodziny czy partnerstwa wiąże się to z silniejszymi emocjami i zobowiązaniami, zwanymi miłością. To wszystko, jeżeli jest prawdziwe, pozwala akceptować każdą inność. Wojna z zasady niszczy szacunek do osób, wobec których została podjęta, a więc innych, czyli wrogów. Rozpoznanie jest szybsze, a kontrasty – ostrzejsze. Prowadząc wojnę, trzeba wręcz zabijać tych innych.
Brat Ali budzi wiele emocji – od współczucia po niepokój. Jak pan, jako autor, postrzega jego rolę: jest bardziej ofiarą, świadkiem czy katalizatorem zdarzeń?
Wydawałoby się, że był najbardziej predestynowany do pełnienia roli ofiary. Oczywiście, bywał ofiarą niezrozumienia, a – co najbardziej bolesne – braku akceptacji ze strony osoby, która miała najsilniejszą powinność bycia opiekunem – ze strony ojca. Jednak jego postać stanowi przede wszystkim pewną przeciwwagę zupełnie nienormalnych, prawdziwie wariackich warunków brutalnej hitlerowskiej okupacji. To on jest normalny w swoich reakcjach, a nie ci, którzy chętnie by go zamordowali, gdyby zwrócili na niego uwagę. Ma Pani rację, że w pewnym sensie ten daleki od ówczesnego wzorca normy psychologicznej, ten inny chłopiec, staje się katalizatorem rozpoznawania dobra i zła. Tego, co jest właściwe, a co zupełnie nieakceptowalne. Nie tylko w realiach wojennych
Relacje rodzinne są tu skomplikowane i pełne napięć. Jakie znaczenie miało dla bohaterów milczenie i nieobecność ojca?
Paradoksalnie, więcej spokoju było, gdy go nie było. To postać tragiczna dla bliskich, ale też dla siebie samego. Zgodnie z zasadami przedwojennego świata, które wielu kultywuje do tej pory, od początku chciał być panem i władcą rodziny. Gdy zanurzył się w alkoholizmie, nie mógł pełnić żadnej pozytywnej roli. Miewał jednak okresy mobilizacji, w trudnych chwilach wykazując się nawet heroizmem. Nie był więc tylko uosobieniem zła. Najgorsze jednak, że nie można było na nim polegać.
W jakim stopniu doświadczenia bohaterów odzwierciedlają realia II wojny światowej w Polsce, a na ile stają się one metaforą innych współczesnych konfliktów i wykluczeń?
Podstawowe przesłanie książki to WOLNO BYĆ INNYM. Chciałem potrząsnąć ludźmi, żeby ratować tolerancję i podkreślić prawo do inności. Właściwie umieszczenie akcji w okresie II Wojny Światowej było pewnego rodzaju prowokacją, próbą skłonienia czytelników do refleksji. Tamte sytuacje dostarczyły aż nadto przykładów zwalczania ludzi odmiennych w zakresie wszelkich możliwych kryteriów – zarówno narodowych, etnicznych, religijnych, seksualnych, jak i psychologicznych. Starałem się przy tym wiernie przedstawić ówczesne realia, wykorzystując ostatnie szanse uzyskania bezpośrednich relacji świadków.
Powieść zacząłem pisać w 2020 roku, gdy nic nie zapowiadało brutalnej napaści Rosji na Ukrainę. Szybko okazało się, że demony powróciły. Teraz tym bardziej nie jest to już książka tylko historyczna.
W książce pojawia się motyw ukrywania się – zarówno dosłownie, jak i metaforycznie. Jak wpływa on na postrzeganie prawdy przez bohaterów?
Prawda z pewnością jest nienaruszona w kręgu rodziny, w pewnym stopniu izolowanym od tego, co dzieje się na zewnątrz. Niestety, wrogie otoczenie często brutalnie okazuje się być również prawdziwe. Ucieczkę przed nim stanowi równoległy, wyimaginowany świat chłopca postrzeganego jako inny.
Mimo wojny, życie toczy się dalej. Jak Pan postrzega zwyczajne gesty i rutynę – czy są formą ucieczki, oporu czy złudzenia normalności?
Lekarstwem na przewlekanie się sytuacji kryzysowych zawsze jest pewne dostosowanie z utrzymywaniem rytuałów i zasad współżycia. Tak bywa przy przewlekłej chorobie. Podobnie było w każdym domu milionów Polaków czasu wojny, a nawet w getcie. Reportaże z Ukrainy pokazują kurczowe trzymanie się swoich domów przez biednych ludzi, narażonych na codzienny niszczący ostrzał.
Niektóre sceny są opisane z dziecięcą naiwnością, inne – z brutalnym realizmem. Czy narrator dojrzewa razem z bohaterami?
Chyba cały świat w jakimś sensie „dojrzewał”. We wrześniu 1939 roku nikt nie wyobrażał sobie ogromu bestialstwa dokonywanego przez miliony reprezentantów narodu, który był tak ważny dla kultury światowej.
Czy matka Ali jest w stanie chronić swoje dzieci, czy raczej sama potrzebuje ochrony?
Trzeba pamiętać, że była ukształtowana do pełnienia roli poddańczej wobec męża, a w związku z zamożnością mieszczańskiego domu rodzinnego, nie była przygotowana do samodzielnego zapewnienia bytu pracą swoich rąk. Dopiero w krytycznej sytuacji, gdy okazuje się, że może liczyć tylko na siebie samą, a nie na partnera, zmienia postawę życiową z biernej na bardziej aktywną.
Wielu bohaterów ukrywa nie tylko swoje pochodzenie, ale i emocje. Jaka jest tego cena?
W którymś momencie zarówno pochodzenie, jak i emocje muszą się ujawnić. Dzieje się tak wtedy, gdy nie ma już ryzyka egzystencjalnego lub gdy nic już nie ma znaczenia – poza zachowaniem godności. Tak zdarza się w sytuacji walki na wojnie. W naszych, jak na razie nie wojennych doświadczeniach, występują psychologiczne substytuty takich stanów. Wtedy my też dla godności rezygnujemy z ukrywania prawdziwych osobowości i emocji.
Pojęcie inności jest obecne od pierwszych stron. Czy w świecie przedstawionym w książce istnieje miejsce, gdzie inni mogą być naprawdę sobą?
Źle to wygląda. Chłopiec o cechach autystycznych jest naprawdę sobą, gdy wyłącza się z otaczającego go świata. Żydzi w getcie mogą być naprawdę sobą, gdy podejmują heroiczną, ale z założenia samobójczą walkę. Podobnie jest z żołnierzami Powstania Warszawskiego, nazywanymi przez Niemców bandytami. Życie w powojennej Polsce z obcą ideologią i administrowaniem narzuconym przez wypierające Niemców sowieckie mocarstwo też nie pozwala większości na bycie sobą. Jedyną enklawą zawsze jest miejsce, gdzie każdy, także inny czuje miłość i szacunek. Bez względu na warunki zwykle oparcie daje rodzina i/lub grono prawdziwych przyjaciół.
Czego możemy się spodziewać po kolejnych tomach?
W kolejnej książce chciałbym pokazać zdolności adaptacyjne do życia w zaskakujących uwarunkowaniach Polski powojennej. Uwagę ogniskuję na skomplikowanych relacjach międzyludzkich w obrębie swoistego tygla narodowościowego północno-wschodnich tzw. „ziem odzyskanych”. Setki tysięcy ludzi przemieszczało się tam nie całkiem w wyniku wolnych decyzji lub zupełnie pod przymusem. Później bohaterowie trafią na okres pozornej stabilizacji, szarpanej brakiem zgody na narzucone ograniczenia. I tak aż do teraz… Jest o czym pisać!
Książkę Inni kupicie w popularnych księgarniach internetowych: