Debiut Zyty Oryszyn z 1970 roku to napisana z czułością, ale niepozbawiona stylistycznej brawury opowieść o życiu na wsi. Opowieść, w której karty na pozór są już rozdane, a role i tożsamości, także płciowe, raz na zawsze przypisane, lecz mimo to życie tchnie, kędy chce, nie zważając na to, co esencjalne. Po pięćdziesięciu latach od pierwszego wydania Najadę czyta się jako przeciwwagę wobec tworzonego przez mężczyzn kanonu literatury chłopskiej. Myśliwski, Pilot, Redliński? Owszem, ale przede wszystkim Oryszyn.
Wydanie Najady opatrzone posłowiem prof. Ingi Iwasiów.
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2021-02-22
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 180
Język oryginału: polski
Lapidarność stylu Hanny Krall i korowód postaci jak z prozy Bohumila Hrabala. Pierwsza od lat dwudziestu powieść Zyty Oryszyn. Kunsztowny, finezyjny obraz...
Wydane poza cenzurą książki (ukończona jeszcze w 1974 r. Czarna iluminacja, wyd. NOWA 1981; Madam Frankensztajn, "Przedświt" 1984; Historia choroby, historia...
Przeczytane:2021-04-27, Ocena: 5, Przeczytałam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2021 roku,
„Nie jest to prawda, że najady wychodzą tylko w ciemne noce ze stawów nabrzękłych oparem albo zza krzaków bzu. Najady w ludziach mają zacisze i wypełzają krętymi pytaniami, kiedy sercem ludzkim targnie byt, bo są to pytania o sens” [1].
„Najada” to debiut Zyty Oryszyn, wydany po raz pierwszy w 1970 roku, powracający w nowym wydaniu po pół wieku. Ta krótka powieść nie tylko wywiera niezapomniane wrażenie, ale i wymyka się łatwym interpretacjom i próbom zaszufladkowania. Metaforyczna opowieść utkana z losów zwykłych mieszkańców wsi hipnotyzuje już od pierwszych stron, zaskakuje dojrzałością i pięknym, poetyckim stylem.
„Powiadali ludzie ludziom w te lepsze wieczory, a dzieci słuchały tego w kucki, że będzie lat temu z dziesięć przed wojną, Topolniak, co kamienicę miał w Radomży, a córkę Amelię z żoną do wód wysyłał, w interesach do Żyda do Przyrowa przyjechał, nie drogą, tylko na skróty wracać chciał i ni stąd, ni zowąd na dolinę wjechał, i oniemiał. Szwajcarska Dolina - powiedzieć miał tylko, kiedy potem kupował ją, od kogo trza” [2].
Niewielka, malownicza wioska i kilka upalnych dni podczas żniw stają się okazją do wysnucia niemal sennej historii skupionej na trójce bohaterów. Sawce – młodym mężczyźnie pracującym przy hodowli trzody, który pojawia się znikąd – bez korzeni i rodziny, za to z bagażem wspomnień. Marychnie, tubylczej dziewczynie szukającej celu w życiu i jej matce – Białawskiej, spracowanej kobiecie, która po śmierci męża w trakcie II wojny światowej została sama z dziećmi i teściem na gospodarstwie. Chociaż myśli wszystkich z postaci zdają się zaprzątać codzienne, przyziemne sprawy, to tak naprawdę każde z nich toczy w sobie swoją wewnętrzną walkę i szuka własnej tożsamości. „Wiem tylko tyle, że mi jakoś tak zawsze niewygodnie jest. Ciągle zdaje mi się, że tu, gdzie akuratnie jestem, to nie miejsce dla mnie, że gdzie indziej byłoby mi lepiej, że gdzie indziej wiedziałabym, co i jak” [3], myśli Marychna i szuka dla siebie miejsca „rozejrzała się wkoło, jakby nie jedna droga prowadziła do innego świata, gdzie ona pojmie siebie samą i to, co teraz opuszcza - ale milion dróg. A droga była jedna” [4].
Akcja toczy się niespiesznie, najważniejsze pozostaje to, co rozgrywa się wewnątrz bohaterów –retrospekcje i reminiscencje przenoszą czytelnika w głąb umysłów postaci, nie tylko do kluczowych momentów w ich życiach, ale i tych chwil, które ich ukształtowały. Sawka nie może uwolnić się od obrazów z dzieciństwa – kiedy chował się na strychu, podczas gdy babka u której mieszkał spędzała płody u miejscowych dziewczyn, tłumacząc chłopcu, że zajmuje się wypędzaniem z nich diabła. „Te dziewczynine. Lubią one noce gwiaździste i siano dopiero co skoszone po stodołach. Te diabły ja wypędzam” [5]. Marychna tęskni za nigdy nie widzianym ojcem.
“Najada” to opowieść wielowymiarowa, niejednoznaczna i umożliwiająca każdemu czytelnikowi wybór jego własnej interpretacji – czy to lektury zgodnie z kluczem, jaki niesie za sobą tytuł, czy poszukiwania w ślad za Marychną i Sawką tożsamości i prób dostosowania się do rzeczywistości, czy też odnajdywania własnych tropów i podążania za nimi. „Bo jak się dowiemy, że przed tysiącami lat żył tam jakiś człowiek, kochał, jadł, spał i wiersze układał, i na polowania chodził, to tak, jakbyśmy i my żyli od tysięcy lat” [6].
Zyta Oryszyn posługuje się gawędziarskim stylem, tworząc intrygującą i zadziwiającą opowieść, której dalszego ciągu nie sposób przewidzieć. „Najada” została napisana gwarą i niemal poetyckim, pięknym językiem. To lektura niełatwa w odbiorze, jednak nie z uwagi na jej konstrukcję czy podejmowane tematy, ale przez filozoficzne, refleksyjne nakreślenie rzeczywistości bohaterów. Oryszyn pisze przejmująco o samotności i wyobcowaniu – „człowiekowi tam jest dobrze, gdzie jest całkiem obco, że ta obcość terenu, ludzi, zmusza go do przyjaźni ze światem w ogóle. Tam gdzie nie ma nic naszego, wszystko uważamy za swoje, tam gdzie niewiele rozumiemy z życia innych ludzi, wydaje się nam, że nasze życie jest najzrozumialsze, najlepsze, najpiękniejsze” [7].
„Najadę” czyta się jak przypowieść, chłonie każde słowo, chociaż kolejne strony wywołują coraz większy dyskomfort psychiczny, zmuszają do przemyśleń, których wcale może nie chcieć się podejmować. To proza wywołująca niepokój, chociaż zachwycająca językiem i stylem. „Nie myśl sobie, że wszystko zawsze przed tobą, bo nagle się okaże, że wszystko już przeżyłeś i nawet o tym nie wiedziałeś. Że przeżyłeś, choć zawsze czekałeś na co innego, na innego siebie, niż jesteś, na inne życie niż to, którym żyjesz” [8].
[Recenzja opublikowana na innych portalach czytelniczych]
[1] Zyta Oryszyn, „Najada”, wyd. Drzazgi, 2021, str. 7.
[2] Tamże, str. 5.
[3] Tamże, str. 56.
[4] Tamże, str. 48.
[5] Tamże, str. 8.
[6] Tamże, str. 113.
[7] Tamże, str. 58.
[8] Tamże, str. 111.