Bo miłość nie jest taka prosta. Tom 1, część 5.
Rozdział 14
***
Poniedziałek. Piąta. Budzik egoistycznie wypełniał swoją rolę i co pięć sekund dzwonił coraz głośniej. Marika nie żywa szukała dłonią przycisku stop. W końcu zwlekła się z łóżka. Leniwie ziewając przeciągła się, zabrała ręcznik i wyszła z pokoju. Zanim weszła do łazienki postanowiła obudzić Mikea.
-Wstawaj śpiochu.- Potrząsnęła jego ramieniem.
-Nie śpię, już wstaje.
-Właśnie widzę. Daje ci jeszcze dziesięć minut.- Zwykle to Mike wypełniał rolę zegarręki.
-Dobra, idź już.
-Więc wstawaj.- Poszła do łazienki. Wychodząc z niej minęła się z Mikem.
-Masz szczęście.
-Mówiłam, że dziesięć minut!
-Dobra, dobra.- Delikatnie i żartobliwie uderzył Marikę ręcznikiem. Marika idąc do pokoju aby się ubrać poczuła dziwny zapach. Podeszła pod drzwi Roxany. Wyraźnie czuć było, że pochodził z jej pokoju. Marika zapukała.
-Roxie, śpisz? Roxie, mogę wejść? Halo?- Kiedy nie było żadnej odpowiedzi weszła. W środku widać było dym, lecz nie było ognia. To były kadzidełka. Roxana siedziała w fotelu zrobionego chyba z wikliny, który wyglądał trochę jak koszyk dla kota. Wygodnie ułożona siedziała i coś rysowała.
-Przepraszam. Nie wiedziałam, że już nie śpisz.- Uspokoiła się nieco na widok przyjaciółki.
-Nic się nie stało.
-Poczułam dym myślałam, że...
-W porządku. Na prawdę. Też zaraz zbieram się do pracy.- Powiedziała jak gdyby nigdy nic.
-Teraz?
-Tak, zaszło kilka zmian i muszę się dostosować. Jak to mówią, służba nie drużba.
-O matko, już tyle godzin! Ja lecę!- Pobiegła do pokoju, ubrała się i wleciała do kuchni dopijając zimna już kawę. Mike wszedł do kuchni wkładając sweter.
-Co gotowa?
-Tak jest.
***
Kiedy czas pracy zbliżał się ku końcowi, do drzwi jego biura ktoś zapukał.
-Proszę- drzwi otworzyły się i do pomieszczenia weszły cztery osoby w tym Marika.
-Mike, nie patrz na mnie. To one mnie tu przyciągnęły!- Mike nie do końca wiedział o co chodzi.
-W czym mogę pomóc?- Przed nie wyszła jedna z kobiet.
-Tak więc, Mike pakuj manatki, porywamy cię!
-Słucham?
-Ja nie mam z tym nic wspólnego.- Tłumaczyła się Marika.
-Siedź cicho! Mike mówię, że cię porywamy. Dość na dziś tej roboty. Zabieramy cię na obiad, chyba nam nie odmówisz?- Dziewczyna mniej więcej w wieku Mariki skrzyżowała ręce i uniosła kokieteryjnie brew.
-A z jakiej to okazji?
-A z takiej, że chciałybyśmy uczcić twój powrót. Nie było okazji aby cię porządnie na nowo powitać więc trzeba to nadrobić.- Trzy pary oczu wymownie na niego spojrzały.
-A mam inne wyjście?
-Nie.- Podeszła do niego Linda, zamknęła jego komputer i porwała pod rękę. Zaraz z drugiej strony znalazła się Gina i Sonia. Marika szła za nimi, kręcąc głową i uśmiechając się do siebie. Zamknęła drzwi i dogoniła ich. Wsiedli do samochodu i ruszyli do pobliskiej restauracji. Dziewczyny zamówiły dla wszystkich i zaczęły zasypywać Mikaela pytaniami. Zanim zdarzył odpowiedzieć na jedno, już padało drugie. I tak minęło popołudnie. Później rozeszli się i Mike z Mariką wrócili do domu.
-Ty je nasłałaś na mnie?- Spytał kierując samochodem.
-Oszalałeś!- Oburzyła się nieco.
-Możliwe.
-Dopadły mnie na przerwie. Wypytywały czy to prawda, że…
-Że co?- Spytał czując, że kryje się za tym jakiś spisek.
-Że nie jesteś już z Amandą.
-Słucham?- Zrozbił dziwną minę.
-Nie miałam pojęcia o co im chodzi.
-Jasne.
-Od kiedy ty tak działasz na kobiety?- Wyszczerzyła się do niego.
-Co, wątpiłaś w mój urok osobisty?- Mrugnął do Mariki.
-Patrz na drogę!