Dyniak

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

To nie wygląda jak część składu orkiestry. Raczej zjeżdża się elita na nielegalne walki kogutów.

Wyglądają bardziej jak politycy albo agenci FBI.

Schodzę zboczem między brzozami. Serce mi wali, kiedy jestem na otwartej przestrzeni. Tamten gościu na wjeździe mnie nie widzi, ale może być ich więcej. Wszystkiego się mogę spodziewać.

Czuję się jak dzieciak. Kiedyś zakradaliśmy się z kumplami w różne miejsca. Było ekscytująco. Teraz też jest. Może nie tak jak wtedy, gdy podglądaliśmy sąsiadkę, Andżelikę. Była dorosła, miała z osiemnaście lat. Któregoś wieczoru trafiliśmy ją po kąpieli zawiniętą w ręcznik. Coś tam robiła z buzią przed lustrem. Nie zasunęła zasłon i miała zapalone światło. Wiedziała, że ją widać z dworu, ale liczyła, że akurat nikogo tam nie ma, a niesforny ręcznik, z którym walczyła, niczego nie odkrywał. Jakże się myliła.

Czerwone mordy nas paliły. I w gaciach było niewygodnie.

Teraz tego nie ma. Także wtedy było fajniej.

Już jestem pod stajnią i mogę zajrzeć do środka przez zakurzone szyby.

To Dyniak?

Widzę od tyłu typa w czarnym garniturze, blond włosy, postura Maćka, trzyma otwarte drzwi od kanciapy, wpuszcza tę parę, która przyjechała. Ochroniarze zostali w samochodzie.

Facet wchodzi za nimi i mogę zobaczyć jego profil.

To Dyniak! On ma muchę?! Nie podobny do siebie kompletnie. Bardzo poważny i uczesany.

– O ty, w ząbek – szepczę.

Ciężko uwierzyć w to, co widzę. Najwyraźniej celnie trafiłem wyobraźnią, że Dyniak udaje.

– Co tu się dzieje?

Po jaką pałę siedzą w tej zasyfiałej kanciapie?

Nic nie rozumiem, ale już wiem, jak wejdę do środka. Wiem, w którym miejscu dostać się na strych.

Kiedy jestem w środku, schodzę na dół. Nikt mnie nie słyszy. Wszędzie siano, można poruszać się cicho, niemal bezszelestnie. Wychylam się zza winkla. Wydaje mi się, że nikt nie stoi z przodu przy wrotach. Podchodzę do drzwi od kanciapy. Zbliżam ucho. Cisza.

Nie mogę uwierzyć, w to, co zobaczyłem. Tu jest przecież taki syf, że w normalnych ciuchach strach wejść. Wszędzie wiszą pajęczyny, wszystko brudne, betonowa podłoga, wybiałkowane ściany, drewniane drzwi, poustawiane wszędzie albo wiszące graty. Nic nie jest czyste. Gruby kurz lata w powietrzu beztrosko. Mieszkają tu myszy i szczury.

A tu takie rzeczy! Co on tu robi?

A co mi tam. Obrazi się? Najwyżej będzie niezręcznie. Muszę wiedzieć, co się dzieje.

Naciskam na klamkę i otwieram drzwi, a tam graciarnia i syf, jak zawsze. I nikogo nie ma, pali się tylko światło. Pomieszczenie wielkości dużego pokoju w bloku, ale zagracone kompletnie.

Nie mogli przecież zniknąć.

Rozglądam się. Okno częściowo zasłaniają żaluzje, które wyglądają, jak zabrane z gruzów zawalonego domu. Ni to ozdoba, ni ochrona. Okno i tak jest siwe jak dym i nic przez nie nie widać. Z prawej strony w rogu stoi koza. Musiała kiedyś buchać ogniem, bo ściany i sufit w rogu są czarne od sadzy. Pewnie siedzieli tu sobie, chlali i prawie spalili stajnię. Podobno mieszkał tu kiedyś bezdomny. Pracował w zamian za ciepły kąt i żarcie.

Z boku stoi krzesło. Ściągam z niego jakiś badziew i siadam.

– Nie wierzę w bajki.

Dyniasty zresztą też. Nie mogli przepaść bez śladu. Musieli przejść gdzieś dalej.

– Może jakaś schizofrenia mi się zaczyna?

Oglądam podłogę. Nie ma żadnego włazu, nie dałoby się ukryć zejścia, a w żadną inną stronę nie mogli pójść.

Wyobrażam sobie tajemne wejście, jak rozsuwa się cały ten bajzel na stole i pod nim i odsłania zejście do podziemi. Potem zamyka się z powrotem i cały śmietnik wraca na swoje miejsce.

Coś sobie uzmysławiam.

– Musieli wyjść, kiedy wchodziłem na strych.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-01-19 08:57:23