Książek nic nie zastąpi. Wywiad z Agnieszką Janiszewską

Data: 2023-03-30 10:46:38 | artykuł sponsorowany Autor: Adrianna Michalewska
udostępnij Tweet

– Lata osiemdziesiąte to lata przyspieszonego dojrzewania wielu młodych ludzi, myśmy naprawdę żyli tym, co się wokół nas działo – mówi Agnieszka Janiszewska, której najnowsza powieść W mroku jest już w księgarniach. Z autorką rozmawiamy o czasach przełomu, o zaangażowaniu w otaczający nas świat i o codzienności pisarza i nauczyciela.

To już Pani, chwileczkę, dwudziesta powieść?  

Zgadza się. Większość z moich powieści to dylogie, jedna – trylogia. Moja najnowsza książka W mroku obok Pamiętam to powieści zamknięte w jednym tomie.

Czytamy na okładce, że zawodowo pracuje Pani w liceum. Jak to jest być dzisiaj nauczycielem młodzieży? Czy jest w młodych ludziach pasja, potrzeba zmieniania świata?

Zawód nauczyciela to bez wątpienia duże i niełatwe wyzwanie. Wiąże się z olbrzymią odpowiedzialnością i – wbrew temu, co wielu ludzi nadal przypuszcza – jest bardzo czasochłonne. To nie tylko zajęcia w szkole, przy tablicy, lecz także kontakty z rodzicami, potrzeba sprostania różnym problemom i innym wyzwaniom związanym z młodzieżą. Do tego dochodzą godziny spędzane w domu nad poprawianiem i ocenianiem sprawdzianów.  Na przestrzeni tych lat, które przepracowałam w szkole – a jest to staż niemały – dostrzegam istotne zmiany. Inne są przecież teraz realia niż wtedy, gdy po raz pierwszy stawałam przed młodzieżą w roli nauczyciela. Świat się zmienił i nie mogło to ominąć szkoły, a młodzi ludzie są bardzo podatni na wszelkie nowinki – i to zarówno w tym pozytywnym, jak i niekoniecznie najlepszym tego słowa rozumieniu. Czy jest w nich pasja i – jak to Pani określiła – potrzeba zmieniania świata? Nie chciałabym tu generalizować ani uogólniać, lecz mam wrażenie, że wielu z nich inaczej już podchodzi do tych zagadnień. Mają swój własny świat, wykreowali go dla siebie i pilnują swojej przestrzeni. Oczywiście nie wszyscy, może nawet nie większość, lecz jest to zjawisko dostrzegalne. To spore wyzwanie dla nas, dorosłych, zarówno rodziców jak i nauczycieli.

Uczniowie dziwią się, że pani od historii pisze powieści?

Faktycznie, początkowo, kilka lat temu, byli zaskoczeni. Potem przywykli, ale nadal czasem zadają pytania. To zresztą pomaga nam w nawiązaniu nici porozumienia, bo – nawiązując do Pani poprzedniego pytania – niektórzy z nich także starają się rozwijać swoje pasje artystyczne. 

Przeczytałam kilka z Pani książek. Dba Pani o szczegóły, o detale, właściwe elementy, określające czas, w którym toczy się fabuła. Ale nie jest Pani autorką powieści historycznych. To sagi i powieści obyczajowe. A kto jest Pani ulubionym pisarzem? Mamy w Polsce kilku dobrych twórców powieści historycznych…

Rzeczywiście jest kilku takich pisarzy, na przykład nieżyjący już Antoni Gołubiew czy też Elżbieta Cherezińska.  Jednak dla mnie niedościgłym wzorem pozostaje francuski autor, Maurice Druon, twórca rewelacyjnych Królów przeklętych, cyklu powieściowego o ostatnich Kapetyngach. 

Słyszałam niedawno tezę, że powieści będą się przekształcały w scenariusze gier RPG. Świat idzie do przodu, ludzie nie chcą już myśleć chronologicznie, chcą różnych wariantów fabuły. To możliwe?

Świat się zmienia i nie mam nic przeciwko niektórym grom, ale myślę, że książek i powieści w tradycyjnym tego słowa rozumieniu nic nie zastąpi.

Lubimy gdybać, rozmyślać, zastanawiać się nad tym, co by było, gdyby... W mroku, Pani najnowsza powieść, to swoisty przykład refleksji nad tym, co się zdarzyło i jak to wpłynęło na bohaterów. Przypomnijmy: po latach do Polski wracają dwie kobiety, matka i córka. I powraca przeszłość, w której centralnym elementem jest śmierć młodego mężczyzny. Przeszłość destrukcyjna…

Narracja skupia się przede wszystkim na dramacie bohaterów, którzy próbują się uporać z tym, co wydarzyło się w ich życiu w przeszłości i co zrujnowało ich wzajemne, kiedyś bardzo bliskie relacje. Przy tej okazji dokonują oni rozrachunku także sami ze sobą, z błędami, które kiedyś popełnili, ze słabościami, z którymi niegdyś nie podejmowali walki, a które zawsze utrudniały im codzienne funkcjonowanie. Jest to powieść o potrzebie i konieczności uporania się z własnymi błędami, demonami, z wyrządzoną krzywdą. 

Pokazuje Pani wydarzenia i ich konsekwencje jako zbiór powiązanych ze sobą elementów. Coś się stało i nic już nigdy nie będzie takie, jak dawniej. Konfrontacja z przeszłością bywa trudna. Karolina doświadcza tego szczególnie boleśnie. Czy tylko ona cierpi?

Karolina cierpi, bo czuje się winna. Jej niefrasobliwość, nieodpowiedzialne zachowanie, wreszcie – brak odwagi, by w stosownym momencie wyznać prawdę, uruchomiły całą lawinę zdarzeń, nad którymi w końcu ona sama straciła kontrolę, co miało wpływ nie tylko na jej dalsze życie, ale także na losy innych ludzi. W rezultacie cierpią także jej bliscy, rodzina, dawni przyjaciele. Wszyscy żyją w cieniu tragedii, która wydarzyła się przed laty. Jednak by wydobyć się z tego mroku, trzeba nie tylko się uporać z tamtym konkretnym dramatem, lecz także przy okazji z innymi sprawami, które już wcześniej wpływały na wzajemne relacje.

Fabuła jest częściowo osadzona w latach 80-tych XX wieku. Częściowo, bowiem wydarzenia toczą się na dwu płaszczyznach. To jedna z ciekawszych epok w historii Polski. Ciekawych i niezwykle dramatycznych. Jak Pani wspomina lata 80?

To dla mnie bardzo ważny czas, lata mojego dzieciństwa, a potem dorastania, gdy dokonywałam pierwszych życiowych wyborów. Szkoła podstawowa, a potem liceum, początek studiów. Przyjaźnie i pierwsze miłości lub zauroczenia. Tak zwany „karnawał Solidarności”, to wyraźne, pierwsze na tak masową skalę w dziejach PRL-u przebudzenie się społeczeństwa, a potem noc stanu wojennego, wreszcie – manifestacje w ważne rocznice narodowe – czy to w formie tłumionych przez ZOMO demonstracji ulicznych, czy zapalania świeczek w oknach, czy cichych przerw w szkole, gdy siedzieliśmy tłumnie w milczeniu przed pokojem nauczycielskim, wspierani przez większość naszych profesorów. Potem, w drugiej połowie lat osiemdziesiątych ten opór choćby bierny, jakby zmalał, a zastąpiło go poczucie rezygnacji, niekiedy pogodzenia się z rzeczywistością, której – jak większość wtedy sądziła – nie da się już zmienić. Lecz wbrew temu pesymizmowi, doszło jednak do przełomu, do tego ponownego przebudzenia, jakim były strajki w 1988 roku, wybory czwartego czerwca 1989, a potem „jesień narodów”, przez dziesięciolecia więzionych za żelazną kurtyną.

Wtedy historia nabrała tempa…

Lata osiemdziesiąte to lata przyspieszonego dojrzewania wielu młodych ludzi, my naprawdę żyliśmy tym, co się wokół nas działo. Dużo czytaliśmy, dyskutowaliśmy – przynajmniej tak było w moim środowisku. Ale jednocześnie cieszyliśmy się naszą młodością, bawiliśmy się, śledziliśmy listy przebojów. W sklepach wszystkiego brakowało, ale z tym problemem borykali się głównie nasi rodzice i dziadkowie, którzy w codziennym zmaganiu się z niełatwą codziennością zawsze nas wspierali i kiedy trzeba było, stali przy nas jak skały. Mowy na przykład nie było o tym, aby podczas szkolnych wywiadówek miejsca dla rodziców świeciły pustkami. 

To już jednak zamknięty okres. Powstaje coraz więcej powieści osadzonych w tych czasach. Świat bardzo się zmienił, właściwie Polska z lat 80-tych i Polska współczesna to dwa różne kraje. Cywilizacyjnie i technologicznie jesteśmy w innej epoce. A co z naszą wrażliwością? Czy jesteśmy sobie, jako społeczeństwo, bliżsi?

Poziom życia jest teraz bez wątpienia dużo wyższy, a postęp technologiczny faktycznie wprowadził nas w inną epokę, lecz z drugiej strony rzeczywiście odnoszę wrażenie, że jako społeczeństwo jednak wtedy byliśmy sobie bliżsi. W dużej mierze dlatego, że nie było aż tak dużej polaryzacji pod względem ekonomicznym. Nie znaczy to, oczywiście, że panowała w tej mierze powszechna równość, lecz jednak nie były to aż tak wielkie różnice, jak obecnie. Linia podziału politycznego i ideologicznego także była wyraźnie wytyczona, w czym walnie dopomogły realia wykreowane przez władzę ludową.

Polacy spędzali ze sobą czas…

Ludzie ze sobą więcej rozmawiali – pamiętam te dyskusje niemal do białego rana. Tematy były różne, nie tylko światopoglądowe i związane z polityką. I – odnoszę wrażenie – było więcej w tych rozmowach treści i sensu niż w tak popularnych obecnie mediach społecznościowych, które właściwie zastąpiły normalną wymianę myśli i spostrzeżeń i często służą wyłącznie bezsensownej wymianie ciosów.

Moje uwagi nie oznaczają, że idealizuję tamte czasy – w latach osiemdziesiątych życie pod wieloma względami było naprawdę bardzo ciężkie, a perspektywy na poprawę – żadne. To powodowało, że ludzie nie zawsze odnosili się do siebie miło i uprzejmie. Pamiętam na przykład zajadłe awantury w kolejkach pod sklepami, niemniej wszyscy byli w pewnym sensie twardsi, bardziej odporni na trudności i silniejsi psychicznie niż dziś. Jak w tej piosence: Bądź jak kamień, stój, wytrzymaj, kiedyś te kamienie drgną i polecą jak lawina…  Czas pokazał, że kiedy trzeba było, ludzie potrafili się zjednoczyć. Nawet poziom kabaretów był wyższy, o filmach i serialach już nawet nie wspominając. 

Zatytułowała Pani powieść W mroku. Czym jest ten mrok? Przeszłością? Ciemnością, od której chcemy uciec?

Jednym i drugim. Tak jak już wspominałam, tragedia, która wydarzyła się w przeszłości, położyła się cieniem na życiu zarówno głównych bohaterów jak i tych z dalszego planu. Skomplikowała ich wzajemne relacje, sprawiając, że trudno im po latach usiąść do normalnej rozmowy. Ten tytułowy mrok to żałoba po śmierci ukochanego człowieka, lecz także poczucie winy, żal, nawet nienawiść, a są to uczucia, które wręcz mogą uniemożliwić normalne funkcjonowanie. To tęsknota za tym, co było, za bliskimi niegdyś ludźmi – nie tylko za tymi, którzy odeszli już na zawsze. W dodatku nie wszyscy bohaterowie pragną uciec od wspomnień. Oni wciąż tą przeszłością żyją, jedna z bohaterek traktuje to nawet jako formę pokuty. Ale jest to również powieść o wysiłku, jakim jest uporanie się z tym mrokiem, o poszukiwaniu nadziei.

Jest Pani optymistką?

Chciałabym odpowiedzieć twierdząco, lecz niestety różnie z tym bywa. Czasami trudno mi zdobyć się na optymizm. Bywa, że dopadają mnie bardzo pesymistyczne refleksje. Ale nie poddaję się, nawet jeśli nie podejmuję walki z takimi nastrojami i nie szukam na siłę tak zwanych jasnych stron tej czy innej sytuacji. Czasami wystarczy po prostu przeczekać złe chwile. 

Napisała Pani, jak ustaliłyśmy na początku, już dwadzieścia powieści. To oznacza, że łączy Pani pasję z życiem zawodowym. Czy to trudne? Książkę pisze się długo…

Połączenie pracy zawodowej z pisaniem to faktycznie duże wyzwanie – tym bardziej, że zarówno jedno, jak i drugie jest zajęciem bardzo absorbującym i czasochłonnym. Czasami jednak myślę, że daje to poczucie pewnej równowagi. Praca w szkole sprawia, że nie funkcjonuję w tak zwanej bańce, w oderwaniu od realnego świata. I na odwrót – dzięki pisaniu mogę choćby na trochę oderwać się od tego, co tu i teraz, od moich codziennych obowiązków, i przestawić się na inne tory myślenia. 

Nie zawsze wszystko idzie jak z płatka. Bywa, że po napisaniu kilku stron, a nawet kilku rozdziałów, dochodzę do wniosku, że trzeba dokonać zmian i całą pracę wykonać od początku. Na bieżąco też poprawiam styl. Zanim ukończoną powieść wyślę do wydawnictwa, czytam ją przynajmniej dwa razy, by wychwycić błędy językowe i ewentualne niekonsekwencje w fabule. To bardzo intensywna praca, a przecież nie mogę jej poświęcić całego mojego czasu i wszystkich sił.

A co na to bliscy, rodzina? Pewnie wciąż jest Pani zajęta.

To prawda, praktycznie jestem cały czas zajęta. Szkoła, obowiązki domowe, sprawdzanie prac, przygotowywanie lekcji, a potem – na ogół późnym wieczorem – praca nad kolejną książką. Nie ukrywam, że jeśli chodzi o pracę nad powieścią, najłatwiej jest mi znaleźć na to czas w dni wolne od zajęć w szkole, choć każdego dnia staram się napisać choćby kilka zdań – w ten sposób jestem cały czas na bieżąco z fabułą, nie gubię wątków. Nie ukrywam, że to spore wyzwanie dla życia domowego, ale od kilku lat moje życie rodzinne unormowało się na tyle, że potrafię już jakoś temu sprostać. Wcześniej raczej nie byłoby to możliwe, praca zawodowa i obowiązki domowe wypełniały mi praktycznie cały czas. Wyobraźnia podsuwała mi różne pomysły, obmyślałam fabuły, bohaterów, itd., lecz na tym poprzestawałam. Teraz jestem już w stanie bez większego uszczerbku dla nikogo z moich bliskich przynajmniej raz w roku przygotować kolejną powieść.

Czyli kolejna powieść ukaże się…?

Pracuję nad nią, ale wciąż jeszcze wprowadzam zmiany. Pojawiają się nowe wątki, z innych z kolei rezygnuję, poprawiam styl, błędy w pisowni i pewne niekonsekwencje w narracji. Praca jest już dość zaawansowana, ale nie potrafię jeszcze – nawet w przybliżeniu – prognozować, kiedy będzie w pełni zakończona.

Dziękuję za rozmowę.

Książkę W mroku kupicie w popularnych księgarniach internetowych: 

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.