Pisanie przywróciło mi równowagę. Wywiad z Paolą Gampo
Data: 2025-12-09 13:58:44
– Pracując, cierpiałam na nieustanny brak czasu, nie potrafiłam wyszukać literatury, która spełniałaby moje oczekiwania. Napisałam więc książkę, którą sama chciałabym przeczytać, która rozwija się fabularnie w świecie fantastycznym, ale jednak świat ten stanowi tło dla relacji między bohaterami. Dopiero po wydaniu dowiedziałam się, że moja powieść idealnie wpasowuje się w gatunek romantasy. Jeśli ktoś gustuje w tym gatunku, z pewnością spodoba mu się moja książka – mówi Paola Gampo, autorka powieści Aythya oraz Aquila.
Aythya – rudowłosa wojowniczka, która łączy siłę, magię i wrażliwość. Jak narodził się pomysł na tę postać?
Historia mojego pisania związana jest z wypaleniem, którego doświadczyłam w 2023 roku. Kiedy nie potrafiłam już nic w siebie wchłonąć, niczego czytać, oglądać, wkładać do głowy, to ulgą okazało się, kiedy coś wychodziło z niej na zewnątrz. Pisanie przywróciło mi równowagę i nadało nowy sens, który po drodze gdzieś się zatracił. A czemu akurat rudowłosa wojowniczka? Tego nie wiem, od zawsze kocham fantastykę i noszę tych historii tysiące. Jedna z nich chciała być opowiedziana jako pierwsza.
Skąd wziął się motyw żywiołów i przypisania ich do konkretnych bohaterów?
Zanim podjęłam się terapii lekami, pomagałam sobie spacerami w lesie. Znane są badania korzystnego wpływu przyrody na osoby w depresji. Cała pierwsza część jest mocno związana z naturą. Byłam ściśle złączona z biznesem i widocznie brakowało mi tego, co bliższe memu sercu, czyli kontaktu z przyrodą lub choćby zwykłych spacerów, na które nie znajdowałam wcześniej czasu. Tak powstały żywioły natury.
Chciałam zapytać o Twoje zainteresowania związane z ornitologią. Miały duży wpływ na książki?
Nie, w zasadzie nie, prócz imion bohaterów. Wszystkie imiona pochodzą od nazw rodzajowych czy gatunkowych ptaków, w tym tytułowe bohaterki. Aythya to nazwa łacińska rodzaju ptaków z podrodziny kaczek, Aquila to po łacinie orzeł a Ardea to czapla.
Aythya poznaje na swojej drodze wielu mężczyzn. Jak budowałaś te relacje, żeby zachować równowagę między emocjami a przygodą?
Fajne pytanie. Ponieważ pracując, cierpiałam na nieustanny brak czasu, nie potrafiłam wyszukać dla siebie literatury, która spełniałaby moje oczekiwania. Napisałam więc książkę, którą sama chciałabym przeczytać, która rozwija się fabularnie w świecie fantastycznym, ale jednak wciąż świat ten stanowi tło dla relacji między bohaterami. Dopiero po wydaniu dowiedziałam się, że moja powieść idealnie wpasowuje się w gatunek romantasy. Jeśli ktoś gustuje w tym gatunku, to uważam, że spodoba mu się moja książka.
Aythya w pierwszym tomie sporo doświadcza. Jak chciałaś pokazać jej wewnętrzną przemianę?
Wszystkie siostry przechodzą przemianę, ale każda radzi sobie z tym na swój sposób. Jeśli doświadczasz traumy w dzieciństwie, a do tego przez wiele lat jakoś trzeba sobie radzić z trudnymi emocjami, to częstym mechanizmem jest ich zamrażanie. Nie czuję, więc nie cierpię. Kobiety z moich książek, uwolnione od ojca-tyrana, stopniowo uczą się, że prócz złości czy strachu jest jeszcze cała gama emocji. Że lepiej pozwolić płynąć łzom niż blokować je niezdrowo w środku. Że czasem warto podjąć ryzyko i się odsłonić, a można zyskać dużo więcej. Moje bohaterki muszą też uwierzyć, że są warte kochania.

Zależy Ci na tym, aby w swoich powieściach pozostawiać pewne niedopowiedzenia, które budują klimat tajemniczości?
Lubię, kiedy książki intrygują i napotykam zaskakujące zwroty akcji. Sama przy takich bawię się najlepiej, a – jak już wcześniej wspomniałam – piszę książki, które sama chciałabym przeczytać (śmiech).
W drugim tomie w centrum historii stawiasz Aquilę. Co było dla Ciebie najciekawsze w stworzeniu tak odmiennej siostry Aythyi?
Innym ze sposób radzenia sobie z traumą i ciągłym strachem jest agresja. Lepiej czuć złość niż smutek czy bezsilność. Złość jest łatwiejsza, bliższa, można się na kimś wyładować, a smutek boli i niewiele można z nim zrobić, oprócz zaakceptowania i przeżycia go. Chciałam pokazać inny sposób radzenia sobie – i Aquila taka właśnie jest. Gniewna, wściekła, agresywna, a jednocześnie sama jest już tym zmęczona, choć niełatwo odnajduje inne sposoby zachowania – musi się ich dopiero nauczyć.
Aquila ma ognisty temperament i własne demony. Czym zdobyła Twoje serce?
Przyznam, że dopiero w trzeciej części odkrywam jej największą tajemnicę. Znając ją od początku, miałam dla tej bohaterki dużo wyrozumiałości. Bo czasami to naprawdę była wredna baba! (śmiech)
W Aquili bohaterowie mierzą się z nowymi mocami i tajemniczymi źródłami energii. W jaki sposób rozwijałaś magiczną warstwę świata w drugim tomie?
Pozyskanie mocy nie jest łatwe. Nawet, jeśli odbierasz ją komuś siłą, musisz się jeszcze nauczyć nią władać, inaczej pazerność może Cię zniszczyć. We wszystkich tomach przejawia się stały motyw, takie nadmotto: Jeśli w coś bardzo wierzysz, ale też nad tym pracujesz i chcesz to osiągnąć, świat będzie ci sprzyjał. To dobrze zbadany mechanizm samospełniającej się przepowiedni w psychologii. W wielkim uproszczeniu – bo życie nie zawsze jest czarno białe: Jeśli wierzysz, że ci się uda – masz rację. Jeśli wierzysz, że ci się nie uda – masz rację.
W obu tomach bardzo ważna jest rola grupy i wspólnej wędrówki. Co było dla Ciebie kluczowe w budowaniu więzi między postaciami?
Relacje we wszystkich książkach są kluczowe, a jest ich spora różnorodność. Są relacje siostrzane, czyli rodzinne, ojca z córkami, małżeńskie, pomiędzy przyjaciółmi i nowo poznanymi osobami, którym czasem boimy się zaufać, a także przede wszystkim sporo wątków miłosnych. Więzi albo już istniały – bo ktoś przyjaźni się od dzieciństwa, albo budowały się przez wspólne przygody i doświadczanie trudów. Nic tak nie spaja, jak wzajemne wsparcie w ciężkich sytuacjach i nagle obcy człowiek może stać się naszym najlepszym przyjacielem.
Twoje powieści są przepięknie wydane. Cudowne okładki, barwione brzegi. To sprawia Ci radość? Bo czytelnikom na pewno!
Czytałam, że niektóre pisarki projektują swoje okładki już po napisaniu 10 stron książkiJ Rozumiem je, bo to jeden z przyjemniejszych procesów. Ja jednak każdą okładkę wstępnie projektowałam, gdy miałam już skończoną całość i wiedziałam, co chcę nią przekazać. Spokojna i zielona okładka powieści Aythya odzwierciedla stany naszej bohaterki, a czerwona i ognista idealnie pasuje do żądnej krwi Aquili.
Drugi tom pozostawia otwarte pytania dotyczące przyszłości świata i bohaterów. Co dalej? Premiera już za kilka miesięcy. Czego się spodziewać?
Tom trzeci będzie najbardziej epicki, najmroczniejszy i najbardziej emocjonalny.
Faktycznie zostało mi już tylko kilkadziesiąt stron i dokładnie wiem, jak zakończy się ta historia. Wyjaśnią się tajemnice, pogłębią się relacje, książka jest też odrobinę bardziej pikantna, niż dwa pierwsze tomy. Dużo się tam wydarzyło i muszę przyznać, że niektórymi scenami sama jestem zaskoczona! (śmiech) Mam nadzieję, że czytanie będzie równie wciągające, jak pisanie. Ardea ukaże się już 13 marca przyszłego roku.