Siła kobiet. Wywiad z Ewą Cielesz
Data: 2025-07-17 16:41:37
– Siła kobiet jest ogólnym założeniem mojego pisarstwa. Staram się tchnąć otuchę tam, gdzie występuje niepewność, brak wiary w siebie, nadszarpnięta godność osobista. A tam, gdzie otucha niepotrzebna, serwuję potwierdzenie, że jako kobiety dajemy radę! I niech tak zostanie – mówi Ewa Cielesz, autorka sagi Zakryte lustra. Właśnie ukazała się jej najnowsza odsłona – powieść Więzi i powrozy.
Saga Zakryte lustra to opowieść o kilku pokoleniach rodziny Stalickich. Która z postaci była dla Pani najtrudniejsza do prowadzenia fabularnie ze względu na jej skomplikowany charakter lub decyzje? Domyślam się, że napisanie całej sagi było wyzwaniem!
Pisanie sagi wiąże się z dyscypliną. Trzeba pamiętać – albo zapisywać – nazwiska, miejsca, koligacje rodzinne oraz co tam komu i kiedy się przydarzyło. Ważna jest konsekwencja w kreowaniu postaci: jeśli Rozalia jest wyniosła, musi taka pozostać, a jeśli Kazia sepleni, to ma seplenić do końca swoich dni. Nie mam zwyczaju tworzyć konspektu, ustalać kolei losów poszczególnych bohaterów. Próbowałam, ale moi bohaterowie i tak wyjdą przed moje plany i zwiodą na manowce. Paradoksalnie, najtrudniejszą postacią jest ta, która tego nie robi, stoi w miejscu i każe się prowadzić. Mówi: stworzyłaś mnie, to teraz wymyślaj mi przygody. Taką postacią był Zygmunt z pierwszego tomu – Sny i przebudzenia. Wygodny, fałszywy i zarozumiały typ. Poczułam ulgę, gdy zniknął z kart historii.
W tomie Proch i kamień los Zosi zmienia się diametralnie po dramatycznej podróży do Warszawy. Młoda bohaterka staje przed ogromem obowiązków, które przerosłyby niejedną dorosłą kobietę?
Przerosły również jej przyszłego męża, który wzrastał wśród innych priorytetów. W domu Zosi etos pracy odgrywał główną rolę. Dziewczynka od najmłodszych lat wychowywana była w poczuciu obowiązku i odpowiedzialności. Ważne były tradycje i szacunek dla innych, bez względu na społeczną pozycję. W rodzinie Bartka liczyły się bale i grywanie w karty. Zosia, przybywszy do majątku narzeczonego, zakasała rękawy i zabrała się za gospodarowanie według zasad, jakie wpoiła jej babcia Rozalia. Ale czy dałaby sobie radę, gdyby z odsieczą nie przybyła pomoc? Staram się być realistką i tworzyć postaci wiarygodne, dlatego ta pomoc nadeszła. Chociaż przypisanie wszelkich zasług Zosi niewątpliwie wzbudziłoby podziw dla czternastolatki.
W Pięści i porcelanie Zosia zmaga się nie tylko z przeciwnościami losu, ale też z własnymi przekonaniami. Jak chciała Pani przedstawić jej dojrzewanie do trudnych wyborów w kontekście realiów XIX-wiecznej Polski?
Czwarty tom jest trudny dla wszystkich bohaterów. Znaleźli się w samym centrum historycznych wydarzeń. Powstanie styczniowe odebrało Zosi nie tylko męża, ale i syna. Trzeba przyznać, że dziewczyna dojrzała w piorunującym tempie już w tomie poprzednim, potem już tylko stopniowo ulegały zmianie jej przekonania. Działała intuicyjnie, często wbrew sobie godziła się na rzeczy, które wcześniej nie mieściłyby się w kanonie jej zasad, musiała przewartościować moralność, przekroczyć granice. Takie zachowanie wymuszały na niej okoliczności, te rodzinne i te historyczne. Zmiany w mentalności Zosi chciałam ukazać w sposób naturalny, na wiarygodnym i realnym gruncie, stopniowy i poparty bezwzględnością w dokonywaniu wyborów.
Kobiety w tej sadze są niezwykle silne, ale jednocześnie pełne emocji i wrażliwości. Czy cała saga jest w jakimś sensie hołdem dla kobiet i dla ich siły?
Siła kobiet jest ogólnym założeniem mojego pisarstwa. Staram się tchnąć otuchę tam, gdzie występuje niepewność, brak wiary w siebie, nadszarpnięta godność osobista. A tam, gdzie otucha niepotrzebna, serwuję potwierdzenie, że jako kobiety dajemy radę! I niech tak zostanie.
Występujące emocje i wrażliwość wynikają z uczuć, których w tej sadze nie brakuje. Główny bohater traci ukochaną żonę, musi stawić czoła samotności, a potem poddać się nowemu, skomplikowanemu uczuciu. Jest więc namiętność i egzaltacja, uczciwość i zdrada, miłość i rozstanie, bunt, lojalność – krótko mówiąc: cała gama doznań, afektów i poruszeń, z którymi mierzą się bohaterowie. Ot, życie bez upiększeń. A kobietom trzeba przypominać, że są dzielne. I piękne. Bo są.
W całej serii przewija się wątek codzienności w polskich dworkach, tradycji i obyczajów. Jak ważne było dla Pani pokazanie tych detali jako tła dla burzliwych wydarzeń historycznych?
Sama pielęgnuję tradycje i bardzo chciałabym, żeby przetrwały. We współczesnym świecie i jego odmiennych wartościach, istnieje ryzyko, że obyczaje będą zanikać, aż przepadną wraz z pokoleniem, które jeszcze je pamięta. Tradycje, ale też przesądy, zwyczaje dziewiętnastowieczne w wielu przypadkach są zupełnie nieznane współczesnemu czytelnikowi, dlatego sięgnęłam do źródeł takich jak stare kalendarze, książki kucharskie, modlitewniki, czasopisma i dzienniki i wyciągnęłam je na światło dzienne. Myślę, że to spora frajda dla czytelnika, a dla mnie satysfakcja i spełnienie wewnętrznej powinności, jaką jest przekazywanie takiego dziedzictwa i folkloru młodszym pokoleniom. Historia, bieg wydarzeń w pewnym sensie wymusza nawyki, kulturę, obyczaje oraz ich intensywność. W przypadku utraty niepodległości zachowanie polskich tradycji było nadzieją, otuchą, namiastką wolności.

Skupmy się teraz na finałowym tomie. W Więziach i powrozach życie mieszkańców Szumiejek zaczyna się stabilizować, ale ciągle czuć ciężar carskiego jarzma. Jak cienka jest granica między nadzieją a lękiem?
W kontekście oczekiwania na bliskich ta granica całkowicie się zaciera. Nadzieja na ich powrót występowała jednocześnie z lękiem o ich losy. Zosia codziennie wychodziła na drogę. Niosła w sobie i oczekiwanie, i rezygnację. Obydwa uczucia wypełniały jej serce w równym stopniu. Inną granicę stanowiła nadzieja społeczeństwa na odzyskanie niepodległości i lęk, że kolejny zryw znów się nie uda. Tutaj rysuje się siła tych, którzy wierzą w autonomię i bezsilność tych, którzy się poddają. I ta granica jest wyraźna.
Zosia jako pani dworu musi stawić czoła nie tylko trudnościom dnia codziennego, ale też adoracji barona Mateusza Ostrzeńskiego. Czy to próba pokazania jej lojalności, czy wewnętrznych rozterek?
I jedno, i drugie. Zosia jest kobietą, której nie zamierzałam idealizować. Ma zasady, ale też słabości. Stara się być lojalna wobec męża, o którym nawet nie wie, czy ocalał, a jednocześnie pozwala się adorować. I tak, ma z tego powodu poczucie winy, ale jednocześnie jest zawiedziona, gdy te zaloty się kończą. Czy uległaby, gdyby Ostrzeński był bardziej uparty i przekonujący, gdyby losy potoczyły się inaczej? Pozostawiłam to ocenie czytelnika.
W tej części wyjątkowo wybrzmiewa motyw wspólnoty – zarówno wśród mieszkańców dworu, jak i sąsiadów. Dlaczego zdecydowała się Pani tak mocno zaakcentować te więzi?
Bo w jedności siła. A sytuacja kraju tej siły potrzebowała. Poza tym chciałabym, żeby tak właśnie było. Żeby społeczeństwo jednoczyło się, nie dzieliło. Również dzisiaj.
Postać Cecylii budzi skrajne emocje. Czy chciała Pani stworzyć kogoś, kto wbrew dramatyzmowi epoki uosabia egoizm i oderwanie od rzeczywistości?
Cecylia nie jest jednowymiarowa. To prawda, że egoistka i hipokrytka, lubi pouczać i dominować. Wszystkie te cechy kreują dość odpychającą postać, choć zdarzało się jej mieć odruchy życzliwości. Tak naprawdę Cecylia była pogubiona i przeważnie rozczarowana życiem. W ostatnim tomie osóbka uwielbiająca się stroić i z wypiekami na twarzy czytać romanse, nagle stała się feministką. Podkreślała to męskim ubiorem i namiętnością do palenia papierosów. Chciałam zwrócić uwagę nie tylko na charakter bohaterki, ale też na różne pojmowanie emancypacji.

Więzi i powrozy pokazują też trudną codzienność po powstaniu styczniowym – kary, zsyłki, represje. Takie tło historyczne samo narzuca pewne zwroty akcji w fabule?
Zdecydowanie tak. Trzeba przyznać, że działo się dużo złego i moich bohaterów również dotykały represje. Dla mnie było ważne, by przedstawić zdarzenia w sposób wzbudzający emocje. Stąd zwroty akcji.
W tomie piątym kobiety coraz odważniej przejmują odpowiedzialność za swoje losy. Czy można powiedzieć, że to właśnie one stają się prawdziwymi filarami w swoim świecie?
Cóż, nie mają wyjścia. Powstanie zabiera mężczyzn. Kobiety, nawet te, którym męska opieka (czy kuratela) nie przeszkadza, muszą brać sprawy w swoje ręce. Wiele z nich zostaje bez środków do życia, uczą się więc zawodów: jedne zostają nauczycielkami, inne szwaczkami, modystkami, ekspedientkami, panie na włościach same zarządzają majątkami i biorą odpowiedzialność za siebie i dzieci. I wiedzą, że tak trzeba, bo ich mężczyźni walczą o niepodległość, bo być może nigdy nie wrócą. Tak, stają się filarami i przekonują się o swojej sile.
Jaką rolę w fabule pełnią codzienne rytuały życia w Szumiejkach – czy są symbolem trwania mimo burzliwych wydarzeń historycznych?
Obyczajowość, codzienne praktyki, ceremonie stwarzają pozory, że mimo represji, cenzury, inwigilacji i dotkliwych kar w tych małych rodzinnych światach, w zaciszu domów, nic się nie zmieniło. Znane, codzienne czynności dają poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Podtrzymują tradycje. Dają nadzieję na przetrwanie. Dla mnie ta rutyna, systematyczność w wykonywaniu takich samych czynności zależnie od pory dnia czy roku stanowiły oś całej sagi, powieściowy kręgosłup.
Jak się Pani czuje z tym, że saga dobiegła końca? I jakie są Pani dalsze plany literackie?
Przywiązałam się do bohaterów. Zosi matkowałam przecież od urodzenia, śledziłam jej każdy krok, byłam świadkiem wzniosłych i trudnych chwil. Dobrze poznałam Eulalię, jej rozterki między rozpaczą a nadzieją, kibicowałam najpierw Rozalii, a potem Elżbietce w zmaganiach ze służbą, przesiadywałam w gabinecie Edwarda, potem Bartka Szaraty. Zagłębiałam się w historię.
Po ostatnim zdaniu, ostatniej kropce, ogarnęła mnie cisza. I pustka.
Wiem, że do nich wrócę, więc nie pozwalam sobie na nostalgię. Zbieram siły na kolejną dawkę historii, na nowe emocje. Planuję dalszą część w kilku tomach o całkiem nowym tytule serii, pisaną w taki sposób, by nie trzeba było sięgać do pierwszej części. Oczywiście, będę szczęśliwa, jeśli czytelnicy, którzy dopiero zaczną przygodę z rodziną Szaratów, zechcą poznać jej wcześniejsze losy.
Obecnie pracuję nad powieścią obyczajową, ale z dreszczykiem. Fabuła współczesna, osadzona w kilkurodzinnej kamienicy w Gdyni. W dalszych planach ujęte w serię opowieści o każdej z mieszkających tam rodzin. Pomysłów mam mnóstwo, oby wystarczyło czasu...
Książkę Więzi i powrozy kupicie w popularnych księgarniach internetowych: