– Ciekawość świata ma swój upiorny aspekt. Wywiad z Łukaszem Orbitowskim

Data: 2020-12-17 11:29:07 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla – Ciekawość świata ma swój upiorny aspekt. Wywiad z Łukaszem Orbitowskim z kategorii Wywiad

– Kiedy widzimy coś szokującego, przystajemy, odwracamy ku temu spojrzenie. Tacy jesteśmy – i sam nie wiem, czy to dobrze, czy źle – mówi Łukasz Orbitowski, z którym rozmawiamy przy okazji wznowienia jego powieści Święty Wrocław

Zapisał się Pan do Kościoła Zdrowego Ciała na czas zamknięcia siłowni?

Wie Pan, jakoś sobie radzę. 

Skoro już o kościołach: rok temu rozmawialiśmy o świętości w kontekście Kultu, teraz wraca Święty Wrocław. Trzyma się Pan tej świętości, jeszcze felietonistą „Niedzieli” Pan zostanie.

Na lekcjach religii w podstawówce ksiądz powiedział, że powołaniem każdego człowieka jest dążenie ku świętości i trzymam się tych wytycznych, chociaż dużo później uświadomiłem sobie, że nikt nie ma tak bardzo przejebane jak święty: wszyscy go chcą utopić, palić żywym ogniem, rzucić lwom na pożarcie. No, do dupy jest być świętym.

A poważniej: ja piszę o Polsce, a Polska jest krajem religijnym i trudno o niej mówić bez całego tego bagażu wierzeń, świętości, kościoła. Tego po prostu nie da się obejść.

Ten Pański Wrocław to raczej taki dziwny jest. Może trochę straszny. Ale święty?

Trochę tak, ale proszę przez chwilę zadumać się nad pięknem tego tytułu. Kiedy pisałem Święty Wrocław, byłem dużo młodszy, myślałem bardziej intuicyjnie. Ale przecież ten mój powieściowy Wrocław to jakiś rodzaj Okopów Świętej Trójcy, dziwnych i heretyckich, to coś w rodzaju sanktuarium, ostatniego bastionu, w którym ludzkość może się schronić przed zagładą.

Cała ta świętość-nieświętość, objawiona w odciętej od świata dzielnicy Wrocławia, sprawia, że ludzie nagle zaczynają się wokół niej zbierać, gromadzić. Świętość nas kusi, bo nadaje życiu sens?

Jak Pan słusznie zauważył, napisałem już dwie książki o tym, że ludzie pragną cudów. W Świętym Wrocławiu, tak jak w Kulcie, mamy do czynienia z cudem, anomalią, która jednych niepokoi, a innych przywołuje. Bo wie Pan, jak to jest ze zjawiskami niesamowitymi: nawiedzone domy jednych przyciągają, a inni od nich uciekają w panice. Jedni zakładają się, że spędzą tam noc, inni nie weszliby do środka nigdy w życiu. Generalnie jednak pociąga nas to, co dziwne, nienaturalne. No i kochamy tajemnice, których składnikiem może być nadzieja.

A nie jest to ciekawość podobna do tej, która każe ludziom zebrać się, kiedy zobaczą wypadek samochodowy?

Myślę, że wypadek to jest trochę co innego. Wokół Świętego Wrocławia, osiedla, o którym piszę w książce, ludzie gromadzili się w sposób zorganizowany, trwały. Święty Wrocław to takie „czarne miasteczko”. Miał to być żart, który przestał być śmieszny po latach. Ludzie gromadzili się tam, mieszkali, spali, czekali. A wypadek to jednak coś efemerycznego: ludzie popatrzą, powąchają dymu i ewentualnie krwi, a potem pójdą dalej. Ale na pewno kiedy widzimy coś szokującego, przystajemy, odwracamy ku temu spojrzenie. Ciekawość świata ma swój upiorny aspekt. Tacy jesteśmy – i sam nie wiem, czy to dobrze, czy źle.

Powiedział Pan o gromadzeniu się – wokół Świętego Wrocławia w Pańskiej powieści, wokół różnego rodzaju protestów w rzeczywistości. Po cholerę właściwie to robimy?

Sam zadaję sobie to pytanie. Uczestniczyłem w zgromadzeniach w obronie sądów i chodzę na spacery w ramach Strajku Kobiet, czuję jakąś jedność z tymi ideami, towarzyszę tym ludziom, a jednak jestem w tym tłumie raczej samotny. Może ludzi pociąga taka myśl, potrzeba bycia razem, współuczestniczenia w czymś, może kieruje nimi pragnienie stania się częścią większej całości, ruchu, zgromadzenia. To jest jakoś pociągające, że stoję wśród ludzi, razem krzyczymy, moje serce bije w tym samym rytmie co ich i odczuwamy coś podobnego? Może w ten sposób mamy jakieś poczucie przynależności, wspólnoty, o które dzisiaj jest coraz trudniej?

A potem wszystko się kończy, wracamy do domów i wszystko jest tak, jak było wcześniej…

Wie Pan, z obrony sądów rzeczywiście niewiele zostało, ale wtedy milcząca większość nie wyszła na ulice, bo ma z polskim sądownictwem jak najgorsze skojarzenia. Wielu zwykłych ludzi cieszyło się, że rozpierdala się sądy, bo oni sami lub ktoś, kogo znali, został przez polskie sądownictwo skrzywdzony. Teraz ludzie się wkurwili, bo nikt nie chce, żeby ich córka, żona czy przyjaciółka została pozbawiona prawa do decydowania o sobie i swoim ciele. Zresztą Strajk Kobiet zyskał dużo szerszy format, ma na sztandarach hasła, które nie są typowo proaborcyjne, nie wiążą się z kwestią ochrony życia. „Wypierdalać” to nawoływanie do zmiany władzy. Oczywiście, nie wiem, jak to wszystko potoczy się dalej – wszyscy pamiętamy doświadczenie KOD-u i zastanawiamy się, gdzie są te wszystkie miśki, które podobno chciały zmieniać Polskę. Ale może też z tego powstać coś w rodzaju „Solidarności", którą można różnie oceniać, ale przecież doprowadziła do zmian w Polsce. Może ta nasza Polska nie jest taka, jakiej byśmy wszyscy chcieli, ale przynajmniej jakaś jest. Dlatego teraz, chociaż nie jestem typem działacza, mogę własny komfort poświęcić, powiesić na kołku i chodzę na „spacery”, chociaż na dworze jest zimno i tak naprawdę wolałbym zostać w domu.

Jak Pana za te spacery zapuszkują, to dopiero będzie koniec świata. Właśnie: zbieramy się też po to, żeby być świadkami końca świata. Tyle, że nie wiemy właściwie, kiedy katastrofa nadejdzie i jak się objawi. Tak jak w Świętym Wrocławiu

Ja w ogóle mam wrażenie, że odkąd żyję, trwam w bliskości apokalipsy. Załapałem się jeszcze na to, że straszyli nas wojną atomową w latach osiemdziesiątych, potem zaczęto mówić o dziurze ozonowej, teraz o katastrofie klimatycznej – chociaż ta ostatnia groźba ma chyba najsilniejsze podstawy. Cały czas jednak słyszę, że świat ma się zaraz skończyć. Ale chyba nie zaczęło się to ode mnie, bo już we wspólnotach wczesnochrześcijańskich panowało przekonanie, że paruzja nadejdzie, zanim umrą wszyscy, którzy znali Chrystusa. Tymczasem ludzie umierają, a Królestwo Niebieskie jakoś nie nadeszło.

A ludzi, którzy je zwiastują, traktujemy jak wariatów. Pan chyba ma do takich ludzi słabość – w Kulcie z dużą dozą ciepła pisze Pan o pewnym „bożym szaleńcu”, w Świętym Wrocławiu też nie szydzi Pan ze zwiastujących apokalipsę.

Bo nie po to się pisze książki, żeby szydzić ze swoich bohaterów. Pisząc, próbuję przedstawić ich i ich racje, a ocenę pozostawiam już czytelnikom. Jeśli zacznę oceniać, kpić, pokazywać palcem, wiem, że na pewno spieprzę sprawę.

Ale nie ma Pan dobrej opinii o uczniach klas humanistycznych. 

To wszystko dlatego, że byłem jednym z nich, w związku z tym trochę skaczę po własnej głowie. Zresztą, jestem już starym chłopem, liceum nie jest dla mnie żadnym punktem odniesienia. 

A pamięta Pan, czy wchodzenie w dorosłość było dla Pana takim końcem świata, jak dla Małgosi, bohaterki Świętego Wrocławia

Kiedy miałem osiemnaście lat, byłem przekonany, że jestem dorosły, za chwilę będę miał zupełne inne zajęcia, namiętności i pasje. Potem, kiedy pisałem Święty Wrocław, patrzyłem na osiemnastoletniego siebie jako na gówniarza i też miałem przekonanie, że jestem nie wiadomo jak dojrzały. Kiedy patrzę na siebie piszącego Święty Wrocław z dzisiejszej perspektywy, też mam poczucie, że i wtedy byłem smarkaczem. Myślę, że z dzisiejszego siebie też się będę śmiał za parę lat. 

Czas był bardziej łaskawy dla Świętego Wrocławia, bo życie nadało tej powieści nowy kontekst.

Nie jestem recenzentem własnej mądrości, więc nie pozwolę sobie na tego rodzaju osądy. Ale na pewno cała ta trwająca katastrofa i izolacja, o których opowiada ta książka, a także gromadzenie się, stały się, niestety, naszą rzeczywistością i codziennością. Mógłbym powiedzieć, że czuję się prorokiem, ale wolę zacytować stare powiedzenie: „raz do roku to i kura pierdnie”.

To czym będzie Pan prorokował w kolejnej książce?

Moja następna książka na pewno będzie o ojcostwie i macierzyństwie. Piszę o miłości, o ucieczce, o tym, jak miłość się kończy. Ale skoro tak dobrze poradziłem sobie z prorokowaniem w Świętym Wrocławiu, to teraz może dam już sobie z tym spokój.

Książkę Święty Wrocław kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.