Brzydale

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

– Nie myślałeś, żeby to oddać jakiejś instytucji albo fundacji?

– Nikomu nie ufaj, złodziejem może się stać ten, co wcześniej nie kradł. To muszą być sprawdzone, uczciwe ludzie. Dla siebie brałem tylko, kiedy była bieda, ile trza do przeżycia, żeby dzieciaki nie głodowały. Wy spłaćcie długi, hipotekę, remontujcie w chałupie, co musicie, i żyjcie spokojnie, ale pamiętajcie, że przekazuję to na wasze sumienia. Nie zapominajcie, kto właściciel prawowity, mimo że nie może tym rozporządzać.

– Ciekawe, z ilu istnień to złoto? – pytam.

– Nikt się nie doliczy. Hoppe ukradł i zatuszował.

Najprawdopodobniej jest tak, jak myślę, że to przetopiona biżuteria, pamiątki, obrączki ślubne, złote zęby zamordowanych niewinnych ludzi.

Zapada cisza. W natłoku myśli wypływa jedna.

– Co jest tam zawinięte? – Pokazuję na przedmiot w jego ręku, który leżał na skrzyni.

– To - Luger. Z pełnym magazynkiem.

Odwija i pokazuje charakterystyczny niemiecki pistolet w idealnym stanie.

– Skąd go masz? – pytam.

Nie odpowiada, zawija z powrotem.

– Na razie niech leży, potem się pomyśli, co z nim – mówi.

Zamykam skrzynię.

– Działa? – pyta Ola.

– Regularnie czyszczony i smarowany. Chowaj, młody, na miejsce.

Chowam wszystko z powrotem.

 


Przez resztę dnia mało rozmawiamy, głównie rozmyślamy, szczególnie ja i Olka. Kompletnie nie wiemy, jak ugryźć temat, jak spieniężyć złoto, nie wzbudzając podejrzeń. Odebraliby nam zaraz, gdyby się dowiedzieli.

Grand Józka zapytam, jak to robił. Nawet nie zauważyliśmy, że już go nie pilnujemy.

Jest u siebie w pokoju, siedzi przy stole z długopisem w ręce, otwiera notatnik. Z gramofonu leci stara muzyka, inna płyta od tej, którą zazwyczaj każe sobie puszczać.

– Dziadek, a jak sprzedawałeś złoto? – pytam.

– Złoto, złoto…

Zawiecha.

– Dziadek.

– A ty nie miałeś przyjechać innym razem? – Józek dziwnie na mnie patrzy, marszczy czoło. – Gdzie jest babcia? Oni nie przyjadą zaraz?

– Babcia? Kto ma przyjechać? – pytam.

Zorientował się, że coś jest nie tak. Babcia nie żyje już pięć lat.

– Co chciałeś? – pyta.

– Jak sprzedawałeś złoto?

– U znajomego jubilera. Dawno nie żyje. Znajdź kogoś, kto nie będzie pytał. Za każdym razem to samo złoto, ta sama próba, może się domyślić, że to z czegoś większego. W warsztacie mam małą piłkę, tygiel złotniczy i palnik z butlą. Tnij po kawałku, zbieraj opiłki i przetop w gluta, niech nikt nie widzi, że to od sztaby.

– Jasne, dzięki. Wszystko dobrze, dziadek?

Spogląda na mnie, jakby nie wiedział, o co mi chodzi. Oczywiście wie.

– Nic mi nie jest, młody.

Skupia się na notatniku, chce, żebym już poszedł.

Patrzę na niego przez moment. Chwila normalności wystarczyła, żebym zapomniał, że jest chory.

 


Zjedliśmy razem obiad. Dziadek nie był rozmowny. Poprosił o jeszcze jedno cygaro, szklankę whisky i poszedł do ogrodu.

Patrzyłem z okna, jak siedzi na ławce. Wciąż w garniturze, z nogą założoną na nogę, raczył się cygarem i whisky.

Zrobiłem mu zdjęcie i poszedłem do komputera, nieświadomy, że widziałem go ostatni raz w życiu.

 


Idę do niego później, ale go nie ma. Na stole leży kartka. Mam co do niej dziwne przeczucie, dlatego olewam ją na razie i szukam Grand Józka.

– Friku, dziadek zniknął.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-01-19 08:57:23