Dyniak

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

– Był tu kiedyś taki Zenek, któremu wszystko się pieprzyło po tym, jak dostał w łeb od konia. Nachylił się po coś za ogierem i jak ten mu wysunął, to mu czaszka pękła. I tak miał farta, że go zwierzak nie zabił. I potem wszystko mu się myliło. Chodził po wsi i pytał o różne rzeczy. Do nas przychodził często. Pytał kiedyś mamę, czy nie wie, gdzie jest jego mleko z lodówki.

– Ładuj – popędzam.

Często, kiedy tak pierdzieli, przestaje ładować albo zwalnia. Jak mnie to wkurza, bo po to tu jesteśmy, żeby szybko zrobić i stąd pójść.

– Jedziesz! – Klepnął widłami w łajno, jak klacz w zad.

Jadę i wracam zasapany. I tak jeszcze kilkadziesiąt razy.

 


Ze stajni do domu jest ponad kilometr. Człapię turbo-zmęczony i śmierdzący końskim odbytem z bliska. Chciałbym już usiąść i coś zjeść. Najpierw prysznic, potem żarełko. Ciekawe, co dziewczyny przygotowały? Pewnie ziemniaczki i jakieś mięso. Może kotlety.

Dyniak został na stajni pozamykać i coś tam jeszcze zrobić. Poradzi sobie.

Ściągam gumiaki na podwórku i wchodzę do domu. Pachnie obiadem.

– Ale od ciebie wali – wita mnie w kuchni Magda.

– Co na obiad?

– Rosół i schabowe.

– I buraczki?

– I mizeria.

Taki jestem głodny, że zaraz zemdleję.

– Wykąp się szybko i chodź – mówi Magda.

Z kibla wychodzi teściowa i pyta:

– I co, zięciu, może być taki obiadek?

– Mamusia, twój rosołek… – szukam słów niczym poeta – to jest mistrzostwo świata, poezja, dzieło sztuki, czysta podnieta, to jest rosołek doskonały! – Rozpływam się jak Włoch nad makaronem.

Teściowa też się rozpływa, uwiedziona zachwytem.

Mijam rozanieloną kobietę i znikam w łazience.

 


Jemy obiad przy stole w jadalni, jest gwarnie i wesoło. Teściu z teściową, trójka ich dzieci i zięć. Matka z ojcem naprzeciw siebie. Ich najstarsza córka, Magda, czyli moja żona, siedzi obok teściowej, jej rok młodsza siostra, Iwona, kokosi się obok teścia. Ja u szczytu stołu po drugiej stronie, mam na oku wszystkich. Najmłodszy, Dyniasty, siedzi obok Magdy, jak zawsze niedomyty i głupkowaty.

Ile on ma lat?

– Dyniuś, ile ty masz lat? – pytam.

– Dwadzieścia sześć.

Ale ten czas leci. Jak ich poznałem, miał szesnaście.

I tak wspólnie jemy. Ostatnio pierwsze lecą newsy o pandemii. Zazwyczaj dużo się śmiejemy, pokrzykujemy i przekrzykujemy nawzajem. Krążą komórki z filmikami, śmiechy, chichy. Czasami się pokłócimy.

Obserwuję Dyniastego. Nie odzywa się raczej, najczęściej coś krzyknie, wybuchnie śmiechem i pokaże żarcie w gębie.

Patrzę na niego i wpadam na pomysł.

A może on udaje?

Jakby spojrzeć z tej strony, widzę w jego sposobie wyrazu pewne schematy. Jadaczka mu się nie zamyka, bo chyba lubi gadać, sam dla siebie albo żeby się popisać. Ale czasami mam wrażenie, że zachowuje się jak głupek celowo, jakby odgrywał rolę głupka. Wyćwiczył ją i wszystkich przekonał.

Wszystko przez to, że on jest taki abstrakcyjny. Ojciec jedzie z nim jak z gówniarzem. Nie dziwię się, też bym jechał, jak by mi zostawiał na środku drogi otwartą skrzynkę z narzędziami i gdzieś sobie uciekał. Albo akumulator z kablami. Za każdym razem, jak coś weźmie, nie odłoży na miejsce, tylko zostawi tam, gdzie korzystał. Nieważne, czy słońce czy deszcz, podjazd czy środek drogi. Ojca szlag trafia, wydziera się na niego i wyzywa od debili, ale to nic nie daje.

Po co udawać, żeby to znosić?

W tych rozważaniach, nie zauważyłem, że Maciek wstał i poszedł do pokoju za moimi plecami. Wracając zatrzymuje się za mną, pstryka w ucho i szczerzy japę.

Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-01-19 08:57:23