post mortem

Autor: hollyhell
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

      Jan w kilka sekund ustawił jej ojca tak, że wyglądał jakby naprawdę stał o własnych siłach. Patrzył na nią. Nie. To tylko farby.

      - Dziękuję, Janie. – powiedział pan fotograf, po czym odsunął pomocnika delikatnie i począł poprawiać ubranie ojca. Gdy z nim skończył, przyszła pora na małą Wiktorię. Wziął jej rękę i ułożył w dłoni ojca.            Przeszył ją dreszcz. Pan fotograf to zauważył. „Nie bój się, to tylko na chwilkę” – mruknął. Podszedł do jej matki i poprosił, by podtrzymała głowę ojca, ale w taki sposób, jakby się przytulali. Wszystko ma wyglądać naturalnie. W końcu, gdy uznał, że wszystko wygląda jak należy, cofnął się do dziwnego wielkiego sprzętu, które stało na trzech nogach i łypało na nią dziwacznie wielkim okiem.

     - Teraz proszę się przez chwilkę nie ruszać. Powiem, kiedy można się rozluźnić.

     Dla Wiktorii, która potrzebowała ciągłego ruchu i nie rozumiała czemu musi przebywać w tym dziwnym miejscu trzymając za rękę cuchnącego ojca, zdecydowanie to nie była chwilka. Tym bardziej, że poczuła uporczywe swędzenie w lewej nodze. Z całych sił starała się powstrzymać.

    - Już? – zapytała nagle.

    - Jeszcze nie. – odpowiedział fotograf. – Nic nie mów jeszcze przez chwilę, złotko.

    - Kiedy mnie noga swędzi.

    - Wytrzymaj jeszcze chwilę.

     Minęło kilka minut, a fotograf nadal tkwił pod dziwnym płaszczem, przyczajony za dziwnym wielkim okiem, nic się nie działo. Matka co chwila tylko pociągała nosem. Wiktoria zastanawiała się, czy ją też bolą już ręce od utrzymywania ojca w tej „naturalnej” pozie.

     Nagle poczuła znowu swędzenie w nodze ze zdwojoną siłą. Nie wytrzymała i musiała się podrapać. Puściła rękę ojca.

     Okazało się, że jej mała rączka była kluczowa do utrzymania tej pozycji, bo ojciec razem ze stelażem nagle runął do tyłu. Takiego pisku wydobywającego się z gardła matki jeszcze nie słyszała.

      Fotograf wyłonił się z dziwnego płaszcza i ciężko westchnął.

      - Trzeba zacząć od początku.

 

 

     Anna od kilku dni uczyła córki, w jaki sposób prać zasłony. Współmieszkańców prawie nigdy nie było w siedzibie, ponieważ pracowali od rana do nocy w najbliższym zakładzie włókienniczym. Anna również tam pracowała, ale musiała też znaleźć czas na posprzątanie izby. Pył węglowy dostawał się do siedzib z ulic Welwyn i był istną zmorą mieszkańców, ponieważ osiadał się dosłownie wszędzie: na oknach, zasłonach, naczyniach, wanienkach, ubraniach… Wszechobecny pył utrudniał oddychanie. Dlatego Anna nie miała wyboru i musiała siedmioletnią córkę wdrażać w typowe obowiązki kobiet.

     - Najpierw nasyp soli do wody - radziła Anna Wiktorii. - Bo inaczej nie zejdzie. Dopiero potem faktycznie pierzesz.

     Gdy córka prała zasłony, ona sama czyściła okna, przez które już prawie nic nie było widać. Potem musi jeszcze zlecić Wiktorii wypranie jedynych ubrań, jakie miały, bo te również było całe w pyle, i o umycie naczyń też musi poprosić, drewno też nie przyniesione, a ona musi niedługo iść do zakładu na zmianę nocną…

     Mała Wiktoria posłusznie piorąc zasłony, zastanawiała się, kiedy będzie mogła się pobawić. Chciała w jakiś sposób uciec, zapomnieć na chwilę o tej brudnej siedzibie, którą dzieliła nie tylko z matką, lecz także z wiecznie umorusanymi węglem i pyłem chłopcami, którzy prawie nigdy się nie myli, bo i tak za chwilę muszą znowu wchodzić do kominów. Rodziców tych dzieci nigdy Wiktoria nie widziała, ale nie pytała się też o to chłopców, bo po prostu ich nie lubiła. Używali nieładnego języka i robili sobie z Wiktorii nieprzyzwoite żarty, toteż ciężko było się jej dziwić.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
hollyhell
Użytkownik - hollyhell

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2020-05-28 13:01:24