Wiecznie próbuję przenosić się w czasie. Wywiad z Aleksandrą Katarzyną Maludy

Data: 2021-05-04 10:11:34 Autor: Patryk Obarski
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Wiecznie próbuję przenosić się w czasie. Wywiad z Aleksandrą Katarzyną Maludy z kategorii Wywiad

Lekcje z własnych dziejów to właśnie jeden z większych chichotów historii. Bo jak inaczej potraktować taki obrazek, że tak wielu głośno krzyczy: „Pamiętamy”, tylko po to, by powtarzać najgorszy błąd XX wieku, czyli błąd nacjonalizmu? Nie wiem, czy zapominamy, czy może nigdy nie udało nam się w sposób należyty wyciągać wniosków z dziejów ludzkości – mówi Aleksandra Katarzyna Maludy, autorka książki Kiecka i krynolina.

Próbowała się Pani kiedyś przenieść w czasie? A może podróże między wiekami nigdy nie były Pani marzeniem?

Wiecznie próbuję przenosić się w czasie (śmiech). Robię to za sprawą swoich lektur i za pomocą tego, co piszę. Zawsze o takich podróżach marzyłam. Moją ulubioną baśnią były Kalosze szczęścia Andersena, a potem takie książki jak Godzina pąsowej róży Marii Krűger, czy Małgosia kontra Małgosia Ewy Nowackiej. Myślę o takich podróżach z pewnym niepokojem i fascynacją. Z jednej strony trochę przeraża mnie myśl, że kiedyś były takie czasy, kiedy mnie nie było i kiedyś też takie będą. O przyszłości można jednak tylko spekulować, a na temat przeszłości możemy się z różnych źródeł tak wiele dowiedzieć, by podjąć w wyobraźni próbę odtworzenia tych czasów. To jest takie oswajanie się z lękami, które dręczą chyba każdego z nas. A z drugiej strony bawi mnie wcielanie się w bohatera, który żył w określonych warunkach, poddawany był takim, a nie innym doświadczeniom, wiedział tylko tyle, ile w określonej epoce mógł wiedzieć, nie znał przyszłości tak, jak znam ją ja, jego twórczyni. To wydaje mi się pasjonujące!

W takie podróże udaje się też każdy czytelnik, który sięga po dobrą książkę...

Oczywiście! Myślę, że dla wielu, tak jak dla mnie, to ulubiona rozrywka. Wydaje mi się także, że takie podróże w czasie oprócz rozrywki mają także inny wielki walor. Rozszerzają perspektywę czasową, umożliwiają spojrzenie na nasze współczesne problemy z większym dystansem. Świadomość problemów, które dotykały naszych przodków, choć może powinnam powiedzieć przodkiń, bo piszę głównie o kobietach, sprawia, że bardziej cenimy współczesne zdobycze – wszystko jedno, czy chodzi o wannę, czy o prawa wyborcze. Więc serdecznie zachęcam do sięgania po książki, które umożliwiają takie podróże w czasie i mam nadzieję, że czytelnicy uznają moje powieści za godnych towarzyszy takich wędrówek.

W Kiecce i krynolinie w nietypowy sposób kontaktują się ze sobą dwie kobiety – Zośka z XXI wieku i Zofia z wieku XIX. Połączyły je podobne problemy?

Zdradzający mężowie są pretekstem do tego spotkania. Wydaje się, że ich problem jest prawie identyczny, więc i takie samo powinno być rozwiązanie. Tymczasem okazuje się, że obie kobiety są sobie nawzajem potrzebne. Energicznej Zośce przydałoby się trochę spokoju i dyplomacji pani Zofii, a pani Zofii trochę przebojowości Zośki. A poza tym mają całą masę zupełnie odmiennych problemów. Żyją przecież w innych czasach, a każda epoka ma kłopoty, które można by nazwać uniwersalnymi, ale też takie charakterystyczne tylko dla określonych okoliczności. Matki, niezależnie od epoki, zawsze będą martwiły o swoje dzieci, ale niekoniecznie zawsze muszą pomagać im szmuglować broń (śmiech).

W kontekście Pani książki zastanawiam się, co tak naprawdę dla nas – zwykłych ludzi – jest ważne? Wielkie idee, zmiany polityczne i gospodarcze, czy może to jednak sprawy codzienne przysparzają nam najwięcej trosk?

Ja bym jednego od drugiego nie oddzielała. Życie to system naczyń połączonych i jedno wpływa na drugie. Pan Kazimierz, mąż Zofii, całym sercem przejął się romantycznymi ideami, co skutecznie zatruło codzienne życie jego żony. Nasza codzienna praca, warunki, w jakich żyjemy, wynikają z tego, jak układa się życie polityczne i gospodarcze wokół. Tak jest, było i będzie. Cała więc frajda, by wyobrazić sobie, jak te wszystkie procesy, o których można przeczytać w podręcznikach historii, wpływają na codzienne życie ludzi.

Siedząca przed lustrem Zofia jest przekonana, że los imienniczki jest znacznie łatwiejszy niż jej. Tak samo myśli o Zofii Zośka. Zawsze jest lepiej tam, gdzie nas nie ma?

Myślę, że jest w tym sporo racji. Nasze problemy, niedogodności, z którymi się spotykamy, bolą znacznie bardziej niż te, których nie doświadczyliśmy. Zresztą, kiedy myślimy o przeszłości, często ją idealizujemy. Ja też to robię. Obraz średniowiecza, w którym dominowałyby błoto, brud, choroby, paskudne skórne zmiany, ropiejące rany, popsute zęby, byłby dla czytelnika chyba niemożliwy do zniesienia. A przecież taka była codzienność. Człowiek o zdrowej skórze, ze wszystkimi, a w każdym razie z większością zębów, nieoszpecony przez chorobę czy rany, uchodził za pięknego niezależnie od tego, czy miał harmonijne rysy twarzy i zgrabną sylwetkę, czy nie. A XIX wiek, z którego pochodzi pani Zofia, to okres okropnej nudy. Długie wieczory i garstka ludzi przebywająca ze sobą dzień w dzień. Opowieści ukochanej babuni, od lat takie same. Książka, która wspaniale umilała te wieczory, była jedna, może dziesięć, ale na pewno nie tak dostępna, jak dziś – za jednym kliknięciem na Legimi. Szybko zatęsknilibyśmy za współczesnością, choć jej niedoskonałości znamy aż nadto dobrze. Więc tak: zakłamujemy rzeczywistość, idealizując dawne czasy i nie doceniając współczesnych.    

Kiedy Zośka i Zofia zamieniają się miejscami, okazuje się, że… nie potrafią poradzić sobie w nowej rzeczywistości! 150 lat to jednak naprawdę sporo zmian w obyczajach? A może wręcz przeciwnie – tak naprawdę wiele rzeczy się nie zmienia?

Nie potrafię odpowiedzieć na Pana pytanie jednoznacznie. Są wartości, zachowania, emocje, które trwają, mimo upływu lat. To na przykład emocjonalne więzy rodzinne. Trudno nie czytać z przejęciem Trenów Jana Kochanowskiego, bo ból po stracie dziecka jest trudny do zniesienia, niezależnie od epoki historycznej. Mit o królu Midasie, który marzył o bogactwie, też nic nie stracił na swojej aktualności. A jednak te 150 lat zmieniło mnóstwo! Pewne zaczątki obecnych problemów występowały już dawno. Na przykład pierwsi kuracjusze, którzy w drugiej połowie XIX wieku przyjechali leczyć się do Zakopanego, narzekali na dym z Hamrów, czyli Kuźnic, bo tam stały huty wytapiające żelazo z miejscowych rud. Co za szczęście, że szybko się skończyły, bo z tatrzańskich lasów zostałoby tylko wspomnienie, jako że te huty zużywały węgiel drzewny. Dziś zanieczyszczenie środowiska urasta do najważniejszego problemu ludzkości. Bardzo zmieniło się nasze codzienne życie przez liczne wynalazki ułatwiające codzienne bytowanie, ale też przez to, że inaczej myślimy o sobie, wyznajemy trochę inne wartości. Chyba jednak dużo więcej w nas indywidualizmu, a mniej więzów rodzinnych. Choć nawet w jednej dziedzinie to, co stałe, miesza się z tym, co zmienne tak, że nie sposób jednego od drugiego rozdzielić. Bo pomyślmy o sprawie gorsetów i krynolin, które tak wiele kłopotów sprawiły Zośce, kiedy już się znalazła w dobie powstania styczniowego. Z jednej strony jesteśmy skłonne twierdzić, że dziś żadna z kobiet nie zdecydowałaby się nosić ubrania, które skrajnie krępowało ruchy i trwale zniekształcało sylwetkę. Ale czy my dziś dla urody nie decydujemy się na zabiegi jeszcze bardziej ryzykowne dla zdrowia i przynoszące więcej cierpienia? To współczesność wymyśliła operacje plastyczne i współczesność ich nadużywa.   

Zofia, która trafia do Warszawy XXI wieku, oburzona jest nową modą i obyczajami. Zauważa też coś niezwykle istotnego – w świecie przyszłości brak miejsca na rozmowę, empatię i szczere relacje. Nawet spowiednik nie ma czasu, by wysłuchać wiernej! Trochę pogubiliśmy się w dzisiejszym świecie?

Mam wrażenie, że trochę nie nadążamy. Świat zmienia się tak szybko, że każdy z nas chyba wiecznie natyka się na możliwość, z której nie potrafi skorzystać. Gnamy więc coraz szybciej, podążamy za nowym gadżetem, za możliwością czy szansą, bo wydaje się, że świat oferuje ich coraz więcej. Myślę, że gubimy coś bardzo ważnego – taką uważność w przeżywaniu tego, co nas spotyka. Że nie mamy czasu na kontemplację piękna, na cieszenie się z czyjejś obecności, na istotną rozmowę zamiast ślizgania się po powierzchni problemu. To są ważne składniki szczęścia, o którym marzymy od zawsze. Czy kiedyś było łatwiej? Nie wiem. Na pewno jednak było inaczej.   

Zapominamy o tym, że najlepsze lekcje wyciąga się z historii?

Lekcje z własnych dziejów to właśnie jeden z większych chichotów historii. Bo jak inaczej potraktować taki obrazek, że tak wielu głośno krzyczy: „Pamiętamy” tylko po to, by powtarzać najgorszy błąd XX wieku, czyli błąd nacjonalizmu? Nie wiem, czy zapominamy, czy może nigdy nie udało nam się w sposób należyty wyciągać wniosków z dziejów ludzkości. To jakieś fatum albo może skaza na naszej inteligencji, że logiczne przewidywania do nas nie trafiają. Kassandra, wróżąca zagładę Troi na podstawie bardzo jasnych przesłanek, nie była jedyna. Wiecznie ktoś nas przed czymś słusznie ostrzega, a my brniemy w kolejne ślepe zaułki. Tak było przed I wojną, tak samo ostrzegano przed Hitlerem. Dziś Kassandry biją na alarm w sprawie klimatu, a ja mam wrażenie, że drobne gesty, które wykonujemy by rozwiązać ten problem, nie załatwią sprawy.

Mimo licznych przeciwności losu obie kobiety robią jednak wszystko, by jak najlepiej sprostać oczekiwaniom stawianym im przez całkiem obcy świat. Kobiety są znacznie silniejsze niż mogłoby się wydawać, sądząc po stereotypach?

To jest przecież naukowo udowodnione! My, kobiety, dłużej żyjemy od mężczyzn, przed wieloma najgroźniejszymi zagrożeniami chronią nas estrogeny. Mamy bardziej podzielną uwagę, a do rozwiązywania problemów podchodzimy bez zalewania się potokami testosteronu, więc spokojniej. Kiedy patrzę na siebie, to widzę, że mamy za to gorszą orientację w terenie i mniej pewności siebie, przebojowości. Gdybym więc miała charakteryzować kobiety jako wojowniczki w starciu z losem, to powiedziałabym, że często przegrywamy pierwsze starcie, ale długodystansowo jesteśmy lepsze. Ale to tylko uogólnienie, a od tych, jak wiadomo, jest mnóstwo wyjątków. Na dodatek to wnioski wysuwane z niepewnych i subiektywnych przesłanek, więc nie wiem, na ile są słuszne (śmiech).

Czy, podobnie jak Zofia i Zośka, każdy z nas potrafiłby odnaleźć w przeszłości swojego odpowiednika?

To byłaby ekscytująca sprawa, prawda? W rodzinnych zbiorach znalazłam zdjęcie młodego mężczyzny, który zginął w II powstaniu śląskim, kubek w kubek podobnego do żyjącego współcześnie jego krewnego. Nic o jego charakterze czy upodobaniach nie wiem. Sama też czuję mocne pokrewieństwo dusz z moją babcią ze strony ojca. Na ile jestem do niej podobna fizycznie, nie wiem, bo widziałam ją tylko we wczesnym dzieciństwie, więc nie pamiętam i znam ją tylko z opowieści. Na loterii genów każdy z nas losuje chyba zestaw niepowtarzalny, ale wydaje mi się, że daleko idące podobieństwa są dosyć prawdopodobne. Więc czemu nie? Choć jak odnaleźć tego sobowtóra?

W jakie czasy planuje Pani przenieść czytelników w kolejnej swojej powieści?

Planów mam mnóstwo. Na przykład wydaje mi się, że wiele ciekawych rzeczy może się zdarzyć, kiedy dopiero rodzi się po wieloletniej niewoli polskie państwo, bo los dopiero nabiera konkretniejszych kształtów i wcale nie wiadomo jeszcze, czy jeśli coś obiecuje, to dotrzyma. Marzy mi się także dalszy ciąg Kiecki i krynoliny, bo przecież nawet nie wiadomo jeszcze, kto z czwórki dzieci pani Zofii dał początek tej linii rodziny, z której wywodzą się Zośka i jej córka Agata. Przydałoby się tę sprawę wyjaśnić!

Powieść Kiecka i krynolina kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.