Silny charakter to cecha narodowa Polek. Wywiad z Weroniką Wierzchowską

Data: 2022-02-21 11:56:49 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

– Jeśli układa się opowieść w realiach historycznych, nie sposób nie pisać o silnych kobietach. Stworzyły je warunki, w jakich żyły nasze babki i prababki. Rozbiory, okupacje, wojny, powstania, represje, prześladowania, bieda, głód były w tym kraju codziennością przez setki lat. Mężczyźni ruszali na wojny, kończyli swoje przygody w zbiorowych mogiłach, więzieniach i na zesłaniach, a kobiety zostawały same, mając na utrzymaniu rodzinę i dom. Nic dziwnego, że w takich warunkach tworzyły się silne kobiece charaktery – mówi Weronika Wierzchowska, autorka powieści Desperatki (Wydawnictwo Lira).

Akcja Desperatek rozpoczyna się podczas pogrzebu powstańców w maju 1863 roku. Nad mogiłą – pośród wielu innych osób – spotykają się również trzy niezwykłe kobiety, wywodzące się z zupełnie różnych światów.

Wymyśliłam, że trzy bohaterki, które się ze sobą zaprzyjaźnią, a właściwie tworzą rodzinę, bo najstarsza z nich będzie matkowała młodszym, będą rzeczywiście pochodziły z różnych warstw społecznych. Mamy zatem przedstawicielkę mieszczańskiej inteligencji, miejskiej biedoty i mazowieckiego ziemiaństwa.

Czytaj również: Każdy z nas jest zagadką. Wywiad z Weroniką Wierzchowską

Kiedy Iza, Wiesia i Anna przedstawiają się sobie nawzajem, prezentują się najczęściej jako cudze córki, żony lub matki, choć przecież mają własne pragnienia, marzenia, plany, osiągnięcia…

XIX wiek był czasem silnych kobiet, które nie miały własnych praw i nawet o nich jeszcze nie marzyły. Nie wolno im było studiować, pełnić funkcji publicznych, a dopuszczalne zawody, poza robotnicami fabrycznymi, służebnymi i prostytutkami, były związane wyłącznie z opieką nad dziećmi (akuszerki, guwernantki itd.). Obyczajowość jeszcze wówczas stanowiła, że kobieta jest w pewnym sensie własnością mężczyzny – najpierw swego ojca, a potem męża. Dlatego właśnie moje bohaterki z automatu przedstawiały się jako czyjeś żony lub córki.

Wiesię, Izę i Anię połączyła śmierć ważnych w ich życiu mężczyzn. Tych zaś – choć również wywodzili się z zupełnie różnych światów – połączyła walka o wolną Ojczyznę. W XIX wieku była to rzeczywiście idea tak mocno jednocząca, łącząca?

Niezupełnie. Nie używano jeszcze pojęcia narodu, poszczególne warstwy społeczne nie czuły ze sobą jedności, jak Pan zauważył, należały do różnych światów. Powstanie styczniowe było jednak przełomem, który wiele zmienił. W bitwie w Budach Zaborowskich, od której zaczyna się historia desperatek, walczyła przede wszystkim warszawska młodzież, ale z różnych sfer – zarówno uczniowie i studenci, jak i robotnicy czy rzemieślnicy, ale także uzbrojeni w kosy chłopi. Jak do tego doszło, to bardzo złożony proces i zainteresowanych trzeba odesłać do prac historyków, na przykład do lektury potężnego dzieła profesora Stefana Kieniewicza o powstaniu styczniowym.

Nie było też powszechnego poparcia dla tego zrywu wolnościowego?

Nie jestem historykiem, każdy jednak, kto interesował się powstaniem styczniowym, wie, że nie. Z wielu powodów różne grupy społeczne pozostawały lojalne wobec cara.

W Pani powieści pojawia się na przykład scena, gdy główne bohaterki omal nie trafiają w ręce zaborców, pojmane przez chłopów.

Sceny, w której chłopstwo odziera zwłoki powstańców lub ściga rannych, by wydać ich w ręce Moskali, mamy już choćby w Wiernej rzece Żeromskiego. Prosty lud często nie miał żadnej świadomości narodowej, z głodu i strachu chętnie opowiadał się po stronie zaborcy. W dodatku car, by przyciągnąć polskie chłopstwo, obiecał mu uwłaszczenie, czyli zdjęcie kajdanów, na co nie było w stanie zdobyć się polskie ziemiaństwo. To samo tyczyło się równouprawnienia Żydów, a ta mniejszość w Warszawie stanowiła jedną czwartą mieszkańców. Szlachta zatem niejako sama była winna podejściu mas do zrywu, które go po prostu nie poparły. Dlaczego prosty lud miałby chcieć wolnej Polski, w której dalej nie będzie miał żadnych praw, za to będzie musiał tyrać na jaśnie panów z dworów i pałaców?

Tym bardziej, że były i negatywne skutki walk o wolność – z jednej strony represje, będące reakcją na powstania, z drugiej – w walkach ginęło wielu młodych ludzi, ginęli mężczyźni, którzy mogliby budować wolną ojczyznę. Ginęły też elity.

Bunt wybuchł w odpowiedzi na brankę Wielopolskiego, mało kto wierzył w jego szanse powodzenia. Tuż przed powstaniem młodzi działacze głosowali jednomyślnie przeciw akcji zbrojnej, ale finalnie nie mieli wyjścia. Nie spodziewali się jednak, że klęska będzie tak krwawa, a brutalność Moskali tak duża. Represje trwały przecież latami i skończyły się całkowitym odebraniem nawet częściowej autonomii Polakom. Śmierć elit to była tylko jedna strona tragedii. Kraj płacił za nieposłuszeństwo wobec cara całymi latami.

Tytułowe desperatki nie są jedynymi silnymi postaciami kobiecymi w Pani powieści. Są jeszcze cudowne panny Asia i Basia Anteckie, swego rodzaju prekursorki feminizmu, należące do zrzeszenia Żmichowskiej, które wykonują solidną „pracę u podstaw", kształcąc i edukując.

Entuzjastki to pierwsze stowarzyszenie kobiece, które prócz prób emancypacji, prowadziło konspiracyjną działalność patriotyczną. Panie prowadziły tajne nauczanie, ale też przemycały zza kordonu nielegalne pisma i książki, czasem robiły to w przebraniu. Młode dziewczyny udające staruszki, uginające się zamiast pod brzmieniem lat pod ukrytymi pod ubraniem workami pełnymi książek. To również była forma walki o ojczyznę. I kto wie, czy nie przynosiła więcej dobrego niż strzelanie do żandarmów.

Czytaj również: Niepokorne platerówki. Wywiad z Weroniką Wierzchowską

Zdarzało się jednak, że siła i niezależność kobiet nie były dobrze widziane przez społeczeństwo?

Niektóre kobiety nie miały innego wyjścia i musiały sobie radzić bez męskich opiekunów – szczególnie kiedy tych zabrakło. I to nie zważając na to, czy to się komuś podoba, czy nie. Społeczeństwo, choć bardziej konserwatywne niż dzisiaj, musiało nauczyć się to akceptować.

Dobrze ten problem widać na przykładzie jeden z bohaterek Desperatek, Ani, która – choć kompetentna jako sanitariuszka, niemal – lekarka, wciąż musi udowadniać swą wartość mężczyznom.

Kobiety nie mogły wówczas studiować medycyny. Pierwsza polska lekarka, Anna Dobrska, dostała pozwolenie na wykonywanie zawodu ponad dwadzieścia lat później, a i to po walce z systemem. Mężczyźni nie mogli przyjąć do wiadomości, że kobieta może być wykształcona i kompetentna.

Z równie skrajnymi reakcjami styka się inna bohaterka, Iza, która w armii zajmowała się końmi, więc i nosiła się po męsku. Ułani byli tym zachwyceni, lecz prości ludzie nazywali ją wiedźmą.

Modę na ubieranie się po męsku zapoczątkowała kochanka Chopina, George Sand. Na ulicach Paryża zobaczyła ją Narcyza Żmichowska, założycielka Entuzjastek, i po powrocie do Warszawy ścięła włosy na krótko, założyła spodnie i zapaliła cygaro. Natychmiast została wyrzucona z pracy, a pełniła funkcję guwernantki przy rodzinie polskich arystokratów. Jak widać, wówczas założenie spodni przez kobietę w Polsce traktowano jako coś niezwykle obrazoburczego i skandalicznego. Nic dziwnego, że Izie tez się za to obrywało.

Czytaj również: Lubię pisać o zapomnianych postaciach. Wywiad z Weroniką Wierzchowską

Porusza Pani w powieści kwestię Polaków walczących za oceanem w armii Maksymiliana I, arcyksięcia austriackiego i… cesarza Meksyku. To nie jest najbardziej znany epizod naszej historii…

Austriacy utworzyli pułk polskich ułanów, było ich prawdopodobnie kilkuset. W większości byli to jeńcy, powstańcy złapani podczas ucieczki z zaboru rosyjskiego. Dostali wybór, czy chcą służyć dla Maksymiliana, czy zostać wydanymi Rosjanom, większość zatem chętnie zgodziła się dołączyć do pułku. Dołączyło do nich wiele „niebieskich ptaków”, młodzieży z rodzin szlacheckich, którzy szukali przygody i sławy u boku cesarza Meksyku. Jednym z nich był hrabia Wodzicki, który opisał te wydarzenia w pamiętnikach, ostatnio wznowionych pod tytułem Z ułanami cesarza Maksymiliana w Meksyku.

W efekcie ludzie niedawno walczący o własną wolność sami zmuszeni pomóc w umacnianiu krwawej dyktatury?  

To był dla nich bolesny paradoks. Nic dziwnego, że wielu z nich szybko zdezerterowało i przeszło na stronę rebeliantów, po czym osiedliło się w Meksyku. Sytuacja była zatem identyczna z tą, kiedy Napoleon wysłał Polaków do tłumienia powstania niewolników na Haiti. Naszym chłopcom nie przeszkadzały różnice kulturowe, w kolorze skóry czy wyznaniu. Zrywali ze służbą dla cesarzy i przechodzili na pomoc uciemiężonym.

Desperatki to powieść o silnej antywojennej wymowie. Padają tu mocne słowa: „wojna to głupota".

Wojny zawsze są wszczynane z powodu politycznych interesów, ambicji władców i kapłanów lub żądzy zysków i zawsze wiążą się z tragediami zwykłych ludzi. Żadna idea nie jest warta życia.

Wojny jednak wciąż wybuchają. Niczego nie uczymy się z własnej historii?

Widocznie taka jest ludzka natura. Horyzont, za jaki spoglądamy, nie sięga daleko w przeszłość czy przyszłość. Liczą się zawsze doczesne interesy, animozje i problemy.

Pracuje już Pani nad kolejną powieścią? 

Tak, będzie to książka lżejsza ciężarem, ale mam nadzieję równie ciekawa. Opowiem w niej o perypetiach francuskiej panny, przysłanej do Warszawy z Paryża, by dołączyła do fraucymeru polskiej królowej i stała się dwórką Marii Ludwiki Gonzagi, żony Jana Kazimierza. Zobaczymy, jak sobie poradzę z opowieścią, której akcja toczy się w czasach Potopu.

Powieść Desperatki kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.