Świat nie jest ani jedynie tragiczny, ani wyłącznie śmieszny. Wywiad z Robertem Ostaszewskim
Data: 2025-09-22 13:33:16– Żyjemy w czasach wielkiego szumu informacyjnego, rozmazanych granic pojęć, postprawdy i niepewności. To rozmazanie dotyczy też sprawiedliwości. W konwencję kryminału wpisany jest pewien element pocieszenia, bo w nim najczęściej zbrodnia zostaje ukarana, stąd też pewnie po części wynika niesłabnąca popularność tego gatunku nie tylko w Polsce. Tyle tylko, że w rzeczywistości to nie jest takie proste. Tak samo jak fakt, że prawda nie zawsze nas wyzwala, wymierzenie sprawiedliwości nie zawsze oznacza, że zło naprawdę zostało ujawnione i, by tak rzec, naprawione. Uważam, że w przypadku sprawiedliwości często wchodzimy w strefę, którą określiłbym krótko: tak, ale. Ma tego świadomość także bohaterka mojej książki, Renata Łukowska, która prowadząc śledztwa musi mierzyć się z rozmaitymi dylematami moralnymi. Często ma wątpliwości, ale jednak stawia na działanie, kierując się w nim własnym kodeksem – mówi Robert Ostaszewski, autor książki Zemsta i Partnerzy. Śledztwa Renaty Łukowskiej.
fot. Przemysław Poznański
Renata Łukowska jest postacią, która od pierwszej sceny budzi respekt - twarda, cięta, bezkompromisowa. Co chciał Pan, aby czytelnik dostrzegł w niej przede wszystkim: siłę, bunt wobec systemu czy może jej wewnętrzne rany?
Przede wszystkim chciałem pokazać, że Łukowska jest złożoną osobowością, że ma kilka twarzy. Na pozór jest tylko byłą policjantką po przejściach, która nie stroni od alkoholu i przygodnego seksu. A i potrafi komuś przylać, jeśli jej czymś podpadnie [śmiech]. Ale to tylko jedna z jej twarzy. W prozie kryminalnej często tworzy się bohaterów wedle znanych i sprawdzonych schematów. Oczywiście, nie ma w tym niczego złego – w końcu to proza gatunkowa. Ja jednak w swoich powieściach czy opowiadaniach mieszam kryminał z elementami powieści realistycznej, dlatego staram się, by kreacje moich postaci wymykały się schematom, były pogłębione i wielowymiarowe. Mój pomysł na Łukowską był taki, by pokazać silną kobietę, która musi sobie poradzić w opresyjnym świecie, w naszym świecie, w którym często kobiety wciąż muszą się starać bardziej do mężczyzn, aby zdobyć i obronić własną pozycję. Jednak na swój specyficzny sposób Łukowska jest także czuła i wrażliwa. Szczególnie na krzywdę słabszych.
W powieści mocno wybrzmiewa temat zemsty – czasem stawianej ponad literę prawa. Dlaczego właśnie ten motyw stał się osią tej historii?
Najprościej byłoby powiedzieć, że zanim zacząłem pisać tę powieść, miałem już jej tytuł – Zemsta i Partnerzy, więc wątek zemsty musiał się w niej pojawić [śmiech]. A na poważnie: żyjemy niby w państwie prawa, jednak z roku na rok system karno-sądowy jest u nas coraz mniej wydolny. Procesy ciągną się latami, a nawet, jeśli zapada wyrok, to skazany publicznie go kwestionuje albo… zostaje ułaskawiony przez prezydenta. Nie chcę tu wchodzić w szczegóły społeczno-polityczne, bo to temat na inną rozmowę. Pewnie wielu ludzi myśli o samotnych mścicielach, którzy biorą sprawy we własne ręce, odpłacają za krzywdy innych – szczególnie tych najbardziej bezbronnych wobec systemu. Pewnie wynikiem takich moich fantazji jest postać Łukowskiej. Wracając do tego, co mówiłem wcześniej o różnych twarzach tej bohaterki, do jej zmienności, istotna i znamienna jest droga, którą przeszła. W moim kryminalnym cyklu śląskim Łukowska pojawia się jako policjantka z Komendy Miejskiej Policji w Katowicach (Ukochaj na śmierć i Śmierć śląskiej matki). Akcja tych powieści rozgrywa się jednak kilkanaście lat wcześniej. Przez lata na tyle dużo zmieniło się i w policji, i w Polsce, że bohaterka nie jest w stanie funkcjonować w rzeczywistości określonej przez reguły służby policyjnej. Przenosi się do Gdańska i zostaje prywatną detektywką głównie dlatego, że dzięki temu może sobie pozwolić na większą swobodę działania – oczywiście w ramach swojego prywatnego kodeksu zasad.
Gdańsk, Sopot, Gdynia – Trójmiasto staje się tłem śledztw Renaty. Jakie znaczenie ma dla Pana to miejsce?
Wprawdzie od ponad trzydziestu lat mieszkam w Krakowie, ale z natury jestem włóczęgą. Zdarza mi się dłużej czy krócej pomieszkiwać w innych miejscach, więc pomieszkiwałem i w Gdańsku. Bardzo polubiłem to miasto, w ogóle całą okolicę Zatoki Gdańskiej. W swojej prozie kryminalnej nie lubię trzymać się za długo jednej lokalizacji, więc postanowiłem akcję powieści osadzić w Gdańsku. A że szukam nieoczywistych, mniej znanych miejsc, wybrałem dzielnicę Nowy Port. Tam Łukowska mieszka i tam mieści się siedziba jej agencji detektywistycznej. To wciąż nieco zakapiorska dzielnica, do której rzadko trafiają turyści, choć bardzo blisko jest molo w Brzeźnie. To okolica z niesamowitą historią, ciekawa, ale – by tak rzec – obdarzona trudnym pięknem [śmiech]. Mam nadzieję, że chociaż niektórym z moich czytelników spodobała się ona choć trochę.

W jednym z wątków pojawia się zaginiona kobieta, Mirosława Kun. Renata zauważa w jej kontekście: ładna fasada, za którą czai się mrok. Jakie społeczne mechanizmy chciał Pan odsłonić, pokazując takie historie rodzinne?
Mechanizmy dosyć oczywiste i powszechne, o których jednak często się zapomina albo zwyczajnie przymyka się na nie oczy. Wychowanie, religia i tak dalej sprawiają, że w naszym kraju wciąż dobrze się ma przekonanie, że co dzieje się w domu, zostaje w domu. A tam właśnie, w domu, za ładną fasadą kreowaną na przykład w social mediach, ale nie tylko, niejednokrotnie dojrzewają traumy i rodzą się demony. Takie podejście, wzmocnione jeszcze tym, że Polacy nadal niechętnie korzystają z pomocy psychologów, często prowadzi do eskalacji i przestępstw, a nawet zbrodni w rodzinie. A potem sąsiedzi i znajomi nieodmiennie mówią, że to szok, że to przecież byli tacy mili i kulturalni ludzie, którzy zawsze „dzień dobry" mówili.
Renata ma asystenta, Darka Zawistowskiego – młodego, zorganizowanego, świetnie obeznanego z komputerami. Skąd pomysł na zestawienie jej bezkompromisowego charakteru z jego spokojem i cierpliwością?
Przecież ktoś musiał ogarniać dokumenty w jej agencji detektywistycznej [śmiech]. Zwyczajnie lubię zestawiać ze sobą w tekstach kontrastowe postaci – to raz. Myślę, że to zawsze dobrze robi historii – im więcej wymiarów (także charakterologicznych, psychologicznych), tym lepiej. A dwa: nie chciałem robić z Łukowskiej samotnej bohaterki, która w pojedynkę staje wobec świata. Dlatego u jej boku pojawia się Zawistowski, ale też przewijają się ludzie z jej przeszłości, jak chociażby dawny policjant, a obecnie też detektyw Konrad Rowicki. Tak na marginesie, to specyfika mojej prozy kryminalnej, że bohaterowie wędrują między różnymi cyklami, bo Rowicki jest głównym bohaterem trylogii, na którą składają się kryminały Zginę bez ciebie, Śmierć last minute i Tysiąc ciętych róż.
W cyklu pojawia się wiele nietuzinkowych postaci drugoplanowych – biznesmeni, osoby uwikłane w ciemne interesy, ale też zwykli mieszkańcy. Jak wybierał Pan te figury? Czy są oparte na obserwacji rzeczywistości?
Te wybory oparte są na różnych przesłankach, zależą od tematu książki, środowiska, w jakim toczy się intryga kryminalna, potrzeb fabularnych i tak dalej. Dla przykładu, żeby zdynamizować historię Łukowskiej kazałem jej się mierzyć z lokalną mafią z Nowego Portu, z którą bohaterka ma skomplikowane relacje. I tak pojawiły się w powieści postaci jej szefa, Brody, oraz jego prawej ręki, Lolka. Mogę powiedzieć, że moje kreacje postaci drugoplanowych są oparte na obserwacji rzeczywistości, bo jestem człowiekiem bardzo ciekawym innych ludzi, często z nimi rozmawiam. Do tego nie zamykam się w jednej bańce, mam znajomych naprawdę z rozmaitych środowisk i światów. Dosyć łatwo jest mi więc dotrzeć do informacji nawet o środowiskach, z którymi mam mało wspólnego na co dzień.

W niektórych fragmentach Renata wspomina przeszłość – bolesne doświadczenia i sprawy, które pozostawiły w niej ślad. Na ile ważna była dla Pana psychologiczna warstwa bohaterki i pokazanie, że jej decyzje mają źródło w dawnych ranach?
Liczne retrospekcje po części biorą się z tego, że przecież – jak wspominałem – już wcześniej pisałem o Łukowskiej w cyklu śląskim. Inaczej rzecz ujmując, ma ona dokładnie opisaną przeszłość. A warstwa psychologiczna i w kreacji głównej bohaterki, i w powieści w ogóle ma dla mnie duże znaczenie. Jak mówiłem wcześniej, chcę pokazywać Łukowską jako żywą postać w całej jej złożoności. Ma za sobą trudną przeszłość, wciąż są w niej niezabliźnione rany, jak historia śledztwa z dawnych lat, które skończyło się tragicznie dla pewnej kobiety. Łukowska idzie do przodu, ale jednak nie zapomina o przeszłości, o tych wydarzeniach, które na nią wpłynęły i poniekąd ukształtowały. Przy tym jednak wyciąga wnioski z przeszłości i się zmienia. Może nie całkowicie, ale jednak. Zawsze staram się tworzyć bohaterów dynamicznych, którzy przechodzą przemiany. Części odbiorców kryminałów to nie pasuje, bo wolą, jeśli bohater jest niezmienny, by tak rzec: domknięty. Trudno, wszystkich nie zadowolę [śmiech]. Jak już wspominałem nieraz, moje pisanie kryminalne ma mocne podłoże realistyczne, a przecież normalnym ludzkim doświadczeniem jest zmiana. I ja, i pewnie Pani również pięć lat temu byliśmy trochę innymi ludźmi, prawda?
Humor, ironia i cięte riposty Renaty pojawiają się obok brutalnych, mrocznych spraw. Jak udało się Panu zachować tę równowagę, by czytelnik miał chwilę oddechu, ale jednocześnie nie tracił poczucia zagrożenia?
Jak mi się udało? Pewnie dlatego że tego rodzaju podejście do życia, z dystansem i ironią, jest moją własną cechą. Nadaję ją niektórym bohaterom. Poza tym uważam, że świat nie jest ani jedynie tragiczny, ani wyłącznie śmieszny. To wszystko jest mocno przemieszane. Humor jest też rodzajem plastra, który możemy nakleić na rzeczywistość, jeśli staje się trudna do zniesienie. A pochlebiam sobie, że mam poczucie humoru, chociaż niektórzy moi znajomi uważają, że mocno specyficzne [śmiech]. Do tego humor jest też jednym z elementów konwencji kryminalnej – jasne, niekoniecznie używanym przez wszystkich autorów kryminałów. Wystarczy wspomnieć chociażby już ikoniczne postaci patologów, którzy mają dziwaczne, czarne poczucie humoru.
Renata nie tylko tropi przestępców, ale też staje w obronie kobiet, które znikają czy doświadczają przemocy. Czy można powiedzieć, że jest dla Pana głosem w dyskusji o społecznej roli kobiet i ich bezpieczeństwie?
Tak, bez wątpienia, chociaż w mojej powieści ta tematyka nie jest tak wyeksponowana, jak chociażby w kryminałach Agnieszki Gracy. To zresztą, moim zdaniem, problematyka, do której trzeba wracać, jeśli tylko jest okazja, bo mówiąc najogólniej, w kwestii kobiet w naszym kraju wciąż jest masa do zrobienia. Kryminał w tym przypadku jest też dobrym medium. A okazja w mojej powieści jest jak najbardziej – raz, że Łukowska jest kobietą i wszystko, co dotyczy kobiet, dotyczy też jej. Dwa, nawiązując do wcześniejszego Pani pytania, jedna z niezabliźnionych ran bohaterki wiąże się ze skrzywdzoną kobietą, której nie udało się Łukowskiej ochronić. To jedna z motywacji do działania mojej bohaterki.
Myśli Pan, że rozwiązania spraw prowadzonych przez Łukowską mogą przywoływać refleksję, że sprawiedliwość nie zawsze bywa jednoznaczna?
Ooo, to w ogóle temat na inną, długą rozmowę czy dyskusję. Żyjemy w czasach wielkiego szumu informacyjnego, rozmazanych granic pojęć, postprawdy i niepewności. To rozmazanie dotyczy też sprawiedliwości. W konwencję kryminału wpisany jest pewien element pocieszenia, bo w nim najczęściej zbrodnia zostaje ukarana, stąd też pewnie po części wynika niesłabnąca popularność tego gatunku nie tylko w Polsce. Tyle tylko, że w rzeczywistości to nie jest takie proste. Tak samo jak fakt, że prawda nie zawsze nas wyzwala, wymierzenie sprawiedliwości nie zawsze oznacza, że zło naprawdę zostało ujawnione i, by tak rzec, naprawione. Uważam, że w przypadku sprawiedliwości często wchodzimy w strefę, którą określiłbym krótko: tak, ale. Ma tego świadomość także Łukowska, która prowadząc śledztwa musi mierzyć się z rozmaitymi dylematami moralnymi. Często ma wątpliwości, ale jednak stawia na działanie, kierując się w nim własnym kodeksem.
Tytuł Zemsta i Partnerzy brzmi przewrotnie – sugeruje firmę, ale też filozofię działania. Jak czytelnik powinien go rozumieć? Jako ironiczny szyld, a może jako manifest Renaty, że zemsta jest czasem jedyną formą sprawiedliwości?
Powiem tak: kiedy oddaję książkę w ręce czytelnika, który ma absolutną wolność interpretacji, sam staram się mu już niczego nie podpowiadać, sugerować. Dla jednego czytelnika będzie to tylko draczna nazwa agencji detektywistycznej, dla drugiego – skrócony opis filozofii działania Łukowskiej. I obaj ci czytelnicy będą mieli rację.
Książkę Zemsta i Partnerzy. Śledztwa Renaty Łukowskiej kupicie w popularnych księgarniach internetowych: