Z reguły nieufnie podchodzę do tych wszystkich „Zachwycające, „Objawienie”, „Cudowne” na okładce nowej książki. Myślę sobie wtedy :”Za pieniądze to i ksiądz się modli…” i idę dalej, bo półki w księgarni są długie. Co innego w bibliotece- widzę taką okładkę i mam odruch: „biorę z przekory, sprawdzę co to warte”
:) Na okładce „Ścieżek północy” R. Flanagana pisze:” Zniewalająco pięk
na powieść”. Australijczyk pisał ją dwanaście lat (?!) i dostał za nią Nagrodę Bookera. Idąc tropem mojego pokrętnego myślenia- Leonard Cohen pisał „Hallelujah” cztery lata i co mu wyszło?! Trzeba przeczytać, zweryfikować, może – oby!- też się zachwycić…
Bohaterem książki jest Dorrigo Evans, lekarz. Rzecz dzieje się w trzech przedziałach czasowych- po pierwsze primo- Evans ma ponad siedemdziesiąt lat i wspomina swoje życie; po drugie primo- jest młodym żołnierzem i romansuje z żoną wuja; po trzecie primo- jako jeniec wojenny buduje przez dżunglę linię kolejową Syjam- Birma. Ten wątek jest najciekawszy i gdyby TYLKO o tym była ta książka- zachwyt murowany. Wątek romansowy – mocno akcentowany- niestety, mało mnie i wzrusza, i rusza. Mnie ogólnie wątki romansowe mało wzruszają; no, chyba że to jest „Anna Karenina”. Ale nie przyrównujmy świetlika do latarni morskiej, chociaż i to świeci, i to świeci…
Mam co do tej książki mocno mieszane uczucia. Część romansową czytało mi się wolno, opornie i przebrnęłam przez nią tylko dlatego, żeby sprawdzić, co działo się z wątkiem na linii kolejowej. Bo dopiero pisząc o życiu w jenieckim obozie Flanagan osiąga mistrzostwo formy i treści. To te kawałki są „poruszające”, „urzekające” i „przenikliwe” (cytaty z recenzji gazetowych, nie ja to wymyśliłam). Miłość pozostawiła mnie obojętną; głód, choroby, śmierć, beznadzieję, ale i walkę o każdy następny dzień w zielonym piekle dżungli autor opisuje tak, że zostają z nami na długo. A potem znowu napięcie siada…
Przeczytałam, ale się nie zachwyciłam. Okroiłabym tę książkę do kilku wątków, ale jako całość… Nie pika, panie doktorze, w ogóle nie pika. Książka to całość, nie sto wspaniałych stron (całość ma 473, żeby nie było tak fajnie). „The Times” napisał że :”Zostaje w pamięci na zawsze”. Panie i panowie, na zawsze to w pamięci zostały mi „Łaskawe " Littell’a, które rzuciły mną o ścianę; „Pełne piersi, obfite biodra” Mo Yana, które mnie oczarowały; „Wyznaję” Cabre, które zachwycają wirtuozerią formy; wreszcie „Droga” McCarthy’ego, którą czytam ciągle i ciągle i za każdym razem beczę (chociaż, cholera, wiem jak się skończy! To jest mistrzostwo!). „Ścieżki północy” przyznaję, potencjał mają. Ale dobry pomysł rozmywa się w niepotrzebnych wątkach, dywagacjach o poezji czy wierze, przeskakiwaniu z czasu do czasu, od bohatera do bohatera, tak że w końcu sama już nie wiem o czym i o kim miała być ta książka… Może się nie znam. Może jestem czytelnik niewyrobiony. Może. Ale mnie ta książka zostawiła obojętną, nieco zirytowaną ( obiecałam recenzję, trzeba było doczytać do końca), z poczuciem, że ktoś ze mnie zakpił, że kilka naprawdę cudownych stron to stanowczo za mało. Przewodniczący Nagrody Bookera powiedział, że ta książka to arcydzieło. Arcydziełem być mogło, gdyby ją skrócić, poszatkować i złożyć na nowo. A tak- jest tylko książką, która pozostawia w ustach posmak zmarnowanej szansy. Trochę żal…
Informacje dodatkowe o Ścieżki północy:
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2015-10-08
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
9788308060391
Liczba stron: 480
Dodał/a opinię:
Renata Kazik
Sprawdzam ceny dla ciebie ...