“Było tak, jakby zrobiwszy to, co mu kazała, zdał test, a nagrodą będzie Lauren, znowu żywa”
Josh w wieku trzydziestu lat został wdowcem. Kiedy jego piękna, mądra, czuła i zabawna żona, Lauren zachorowała na nieuleczalną chorobę płuc, czas stał się ich największym wrogiem. Po śmierci kobieta zostawiła mężowi dwanaście listów – po jednym na każdy miesiąc po jej śmierci. Przez pierwszy rok od jej odejścia, Josh dostaje w listach zadania, które mają pomóc mu poradzić sobie ze stratą ukochanej.
Od pierwszych stron łzy napełniały moje oczy, ale końcówka to już było apogeum łzawych emocji i wzruszeń. ”Zdejmij z nieba księżyc”, to jedna z piękniejszych, ale też jedna z najtrudniejszych obyczajówek, po jakie sięgnęłam.
W historii Josha i Lauren poznajemy, niekoniecznie chronologicznie poukładane wydarzenia z ich najpiękniejszych wspólnych chwil – od momentu poznania, po ten ostatni, najokrutniejszy, brutalnie rozrywający serca, moment rozstania. Lauren poza wzruszającymi listami do męża, które ten otrzymuje po jej śmierci, pisze listy do swojego zmarłego ojca – opowiada w nich o pierwszym spotkaniu przyszłego męża, o swoim szczęściu, ale też o diagnozie i rozwoju choroby. Dziewczyna wie, że kiedy odejdzie, tam na górze, będzie miała najlepszą opiekę, opiekę swojego taty, który dotychczas był jej aniołem stróżem, a ona sama przejmie jego rolę, by czuwać nad najbliższymi, a przede wszystkim nad Joshem.
Zastanawiałam się wielokrotnie podczas lektury, jak Josh poradziłby sobie z żałobą bez listów od żony. I myślę, że byłoby mu o stokroć ciężej. Lauren dzięki “prowadzeniu” męża za rękę przez pierwszy rok od swojego odejścia, pomogła mu na nowo nauczyć się funkcjonować wśród ludzi, oddychać, po prostu żyć.
Ta powieść to nie tylko same smutki. Odnajdziecie w niej cudownych i zabawnych bohaterów oraz sytuacje tak absurdalne, że uśmiech sam ciśnie się na usta. W listach Lauren pod warstwą smutku kryje się jej urocze, ale i ironiczne poczucie humoru, czytanie ich było czystą przyjemnością. Momenty, w których Josh z różnym skutkiem próbował radzić sobie z zadaniami, które w listach zleciła mu żona, wielokrotnie sprawiały, że śmiałam się w głos.
Ta książka przeczołgała mnie, sprawiła, że pierwszy raz czytając, płakałam jak bóbr. Ale nie żałuję ani jednej chwili, którą z nią spędziłam. Jeśli macie w planach tę historię, a bardzo Wam polecam, żeby tak było, to przygotujcie się na opowieść pełną smutku, rozpaczy, pustki, ale przede wszystkim nastawcie się na tekst o miłości, która istnieje nawet wtedy, kiedy drugiej połówki nie ma już na świecie.
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 2024-04-10
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 480
Tytuł oryginału: Pack up the Moon
Dodał/a opinię:
zaczytania
Wzruszająca, ciepła i iskrząca humorem historia o wyboistej drodze do prawdziwej miłości, osadzona w urokliwej scenerii amerykańskiej prowincji. Faith...