W SERCU DOLNEGO ŚLĄSKA ROŚNIE MROCZNY LAS.
CZY ODWAŻYSZ SIĘ WEJŚĆ I ZMIERZYĆ Z JEGO TAJEMNICĄ?
*
Szwarzeb, 1989 rok. W niewyjaśnionych okolicznościach znika Alicja Wicher. W miasteczku, w którym każdy ma coś do ukrycia, nikt nie szuka jej zbyt długo. Siedem lat później Agata Kot, córka grabarza, przypadkiem natrafia na ślad zaginionej dziewczyny. Nie podejrzewa jednak, że kluczem do prawdy będzie przeszłość, od której nie można uciec.
By rozwikłać tę zagadkę, trzeba będzie zanurzyć się w stuletnią historię miasteczka u stóp Karkonoszy, odkryć tajemnicę skarbu z pałacu Ackermanów i poznać dzieje rodzin, które od lat skrywają swoje sekrety w starych, poniemieckich domach. A może prawda czai się wśród mglistych ścieżek lasu, gdzie nocami błąka się duch świętej Rosamundy, a niektórzy w mroku widzieli wilkołaka?
Hipnotyzująca, misternie skonstruowana powieść o małomiasteczkowych tajemnicach, duchach przodków, miłości i zbrodni stłumionej milczeniem.
Dziewięć splecionych życiorysów. Jedno zniknięcie. I pytanie, które powraca niczym echo: jak głęboko trzeba zabrnąć w przeszłość, żeby odnaleźć się w teraźniejszości?
*
NIEKTÓRE BAŚNIE SĄ OKRUTNE. NIEKTÓRE KOŃCZĄ SIĘ ŹLE. A INNE TAK PRZERAŻAJĄ BO SĄ PRAWDZIWE.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2025-09-10
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 416
KAŻDY Z NAS MA W SOBIE WILKA
"Najgorsze są tajemnice, które leżą długo nieruszane, a potem cuchną jak zgniłe jajo."
Niektórzy mówią, że o trudnej czy smutnej przeszłości trzeba zapomnieć, aby można było iść do przodu i cieszyć się każdym dniem. Twierdzi się, że najlepiej zamknąć za sobą tamte drzwi i wraz z otwarciem nowych, pozwolić sobie na świeży powiew nadziei. I jest w tym pewna mądrość, bo często przeszłość rzeczywiście nie pozwala nam odnaleźć się w teraźniejszości. Dzieje się też tak, że to nie nasza przeszłość domaga się głosu, ale ta, która należała do naszych przodków i z jakichś powodów ciągle daje o sobie znać. A może po prostu wszystko się ze sobą łączy i nawet to, co wydarzyło się 100 lat temu, ciągle wpływa na nasze życie? W końcu dziedziczyć można nie tylko geny, ale także przeżycia, traumy i tajemnice, które chcą, aby je wyjaśniono.
"[T]o, co widać na pierwszy rzut oka, to nie wszystko, co naprawdę istnieje."
W poniemieckim miasteczku u stóp Karkonoszy mieszkają ludzie, którzy wciąż pamiętają i przekazują kolejnym pokoleniom to, o czym się kiedyś mówiło. Można tu podsłuchać opowieści o wilkołaku grasującym w pobliskich lasach, o świętej Rosamundzie błąkającej się wśród drzew, o skarbie z pobliskiego pałacu lub po prostu o bajkach, które bardziej straszyły niż kolorowały dziecięcy świat. Można by pomyśleć, że nic w tym dziwnego, bo legendy istnieją od zawsze i wszędzie. Tutaj jednak odnosi się wrażenie, że wszystkie ożywają i mają nam wiele do powiedzenia. Kiedy w 1989 roku znika Alicja Wicher i nikomu nie udaje się jej odnaleźć lub wytłumaczyć jej absencji, a pare lat później pewna Agata odkopuje jej historię, otwarte zostają drzwi, których nie sposób już zamknąć. Jedynym wyjściem jest przejść przez nie na drugą stronę i rozwikłać tajemnicę, która zdaje się wisieć nad miasteczkiem od dziesiątek lat.
"Bójcie się ludzi, oni są prawdziwi."
I tak zaczyna się podróż w głąb czasów, miejsc i historii mieszkańców. Poznajemy tych, którzy mieszkali tu wcześniej oraz tych, którzy wciąż trzymają się życia i mogliby coś zdradzić z przeszłości. Nie są jednak skorzy do zwierzeń, a przekonanie, że dawnych tajemnic nie powinno się ujawniać, stają się niczym strażnicy broniący wejścia do przeszłości. Zanurzamy się w pozornie niezwiązane ze sobą opowieści, aby na końcu się przekonać, że wszystko się ze sobą łączy i zaplata i potrzeba jedynie kogoś, kto w końcu przerwie zmowę milczenia. Całe miasteczko zdaje się czekać na odkupienie i oczyszczenie oraz na nowy rozdział w swojej historii. Potrzeba było niemalże stu lat, aby któreś pokolenie z kolei pozbyło się w końcu raz pozostawionych przez przodków. Chociaż blizny pozostają, to jednak z czasem bledną, a czas łagodzi doznania.
"Niektóre baśnie są okrutne, niektóre nie kończą się dobrze, a jeszcze inne są tak przerażające, dlatego że są prawdziwe."
Gdybyśmy mieli wyobrazić sobie najstraszniejszą bajkę, to co musiałoby się w niej znaleźć? Postawilibyście na grozę, makabrę, strach czy może po prostu złe zakończenie? Myślę, że dla mieszkańców miasteczka najgorsza był prawda. To ona skrywała wszystkie wspomniane wcześniej elementy, poza jednym. Myślę, że zakończenie opowieści skrywa w sobie ziarno optymizmu na lepszą i spokojniejszą przyszłość. Jest szansa, że tytułowa rdza przestanie pokrywać okoliczne domostwa i w końcu uda znaleźć się skuteczny środek na jej długoletnie niszczycielskie działanie. Wszystko zależy od ludzi i ich odporności na długotrwały stres. Niech pozostanie wśród nich ta odrobina bajkowości, która zamienia Swarzeb w miejsce wyjątkowe i magicznie realne. Pamiętajmy, że historia ma znaczenie, a przed naszym narodzeniem też istniał świat.
Powieść Agnieszki Kuchmister jest niczym mroczny las – im głębiej się w niego zanurzymy, tym więcej w nim drzew. A każde z nich szumi i opowiada swoją historię. Wsłuchajcie się w nie i szukajcie wyjścia z leśnego labiryntu. Nie zawsze to, co wydaje się groźne, stanowi największe zagrożenie.
Gorąco polecam.
*Wszystkie cytaty pochodzą z książki Październikowa rdza, Agnieszka Kuchmister, Wydawnictwo Znak, 2025
*Współpraca recenzencka z Wydawnictwem Znak.
Mam kłopot z oceną tej książki. Ma wszystko to, co lubię, a jednak nie jestem zachwycona. Lubię mieszanki gatunkowe - tutaj mamy połączenie grozy, thrillera, baśni, są elementy magiczne. Są też wątki z przeszłości i wg mnie nieco za dużo bohaterów. W pewnym momencie się pogubiłam i nie wiedziałam kto jest kim. Zakończenie spina wszystkie wątki, ale i tak nie jestem pewna, czy czegoś nie przeoczyłam ;)
Bardzo lubię prozę Agnieszki Kuchmister i trochę żałuję, że tym razem nie zostałam tak oczarowana jak poprzednio. Czasem bywa i tak, niestety :/
Niepewne spojrzenie dziewczyny, księżyc, a w tle gęsty las pochłonięty dymem żaru ognia, czy one tworzą jakikolwiek kierunek do tytułu książki należącego do gatunku kryminału z drobnymi elementami fantastyki autorstwa Pani Agnieszki Kuchmister.
Byłam zainteresowana, co ukrywa się pod nadanym tajemniczo brzmiącym tytułem książki ''Październikowa rdza'' i co on wniósł do życia bohaterów mrocznego lasu, kto i dlaczego odpowiada za zniknięcie Alicji Wicher, jaka jest prawda powikłana z jej zniknięciem, czy zostanie ona ujawniona, czy musi minąć jakiś czas, aby zaznaczyć po niej ślad wśród splecionych nie zawsze jaśnie wyjaśnionych życiorysów istnieje tylko jedno zniknięcie, a może było ich kilka. Powraca echo pytań: Jak głęboko należy zabrnąć w przeszłość, aby odnaleźć się w obecnej rzeczywistości?
Gdy obserwowałam, uważnie główną bohaterkę Agatę Kot to odnosiłam, wrażenie jest to ciepła dziewczyna lubiąca poznawać nie tylko siebie samą, ale wnętrze historii miejscowości, w której mieszka wraz z tatą. Zawód jego grabarza nie każdemu przypadnie do gustu, ale wykonuje go dzielnie. Agata chętnie mu pomaga w pracy i przygląda się dokładnie czynnościom, z którymi ma do czynienia, a szczególnie obserwuje ich twarze. Ma bardzo dobry kontakt z babcią pomimo tego, że droga dotarcia do niej nie jest bezpieczna. Agatę polubiłam, bo ma w sobie wiele pozytywnych cech charakteru, które ukrywa, bo nie chce, aby wiedziano niej więcej niż to, kim ona jest, córką grabarza.
Ciekawiło mnie najbardziej, w którym momencie Agata natrafi na znaki historii z przeszłości, czy to ona będzie miała zaszczyt odkrywać je, czy jednak pojawi się ktoś nowy, aby podążać za nią nieco wcześniej, czy Agata wygra z czasem, czy jednak w pojedynkę pokona kroki ukryte w cieniu z przeszłości?
Książki ''Październikowa rdza'' nie czytało mi się szybko. Nie posiada rozdziałów.
Należy zaznajomić się krok po kroku z przedstawioną każdą opowieścią rodzinną i jej zarysem, bo być może on będzie tutaj miał znaczenie przy rozwiązywaniu zagadki zniknięcia Alicji Wicher, który z bohaterów oprócz Agaty Kot okaże się pozytywnym lub negatywnym należy się, o tym przekonać czytając ją.
"Październikowa rdza" autorstwa Agnieszki Kuchmister to powieść, która od pierwszych stron wciągnęła mnie jak jesienna mgła snująca się po karkonoskich lasach. Książka łączy w sobie elementy kryminału, thrillera psychologicznego, sagi rodzinnej i realizmu magicznego. Akcja rozgrywa się w fikcyjnym miasteczku Szwarzeb na Dolnym Śląsku, gdzie w 1989 roku w tajemniczych okolicznościach znika Alicja Wicher, a siedem lat później śladami zaginięcia zaczyna podążać Agata Kot, córka miejscowego grabarza.
Agnieszka Kuchmister stworzyła hipnotyzujący, mroczny i duszny klimat, który przenika każdą stronę książki. Jej język jest przyjemny, a opisy przyrody szczególnie lasu sprawiają, że natura staje się jednym z bohaterów powieści. Las ożywa, niepokoi, oplata jak bluszcz i przypomina, że natura także pamięta. Autorka celowo spowalnia tempo narracji, koncentrując się na budowaniu napięcia i subtelnej grozy, która towarzyszyła mi na każdym kroku. Fabuła książki jest misternie skonstruowana i wielowarstwowa. Zaginięcie Alicji Wicher to tylko punkt wyjścia do podróży w głąb stuletniej historii miasteczka, sięgającej nawet 1916 roku . Autorka żongluje przeskokami czasowymi, wplatając retrospekcje z różnych epok, co zmuszało mnie do aktywnego uczestnictwa w odkrywaniu prawdy. Wątek kryminalny splata się z legendami o duchu świętej Rosamundy, wilkołakach oraz historią skarbu z pałacu Ackermanów.
Niestety, momentami można się pogubić w gąszczu wątków i licznych bohaterów (jest ich dziewięciu!), co wymaga od czytelnika skupienia i cierpliwości. Brak tradycyjnych rozdziałów może utrudniać orientację w czasie i przestrzeni. Jednak dla tych, którzy lubią literackie wyzwania, ta misterna układanka jest niezwykle satysfakcjonująca.
Postacie w "Październikowej rdzy" są wielowymiarowe i głęboko scharakteryzowane. Każdy bohater nosi w sobie ranę, słabość lub grzech, a to, co miało pozostać w ukryciu, stopniowo wypływa na powierzchnię . Agata Kot, córka grabarza, to ciepła i pozytywna postać, która pomimo młodego wieku wykazuje się determinacją w dążeniu do prawdy. Mieszkańcy Szwarzeba to zbiorowy bohater, nośnik pamięci i traum, które są bardziej sprawcze niż losy pojedynczych ludzi. Powieść jest nasycona symboliką. Tytułowa rdza jest metaforą korozji, która powoli niszczy kolejne pokolenia, trawi pamięć i wypacza prawdę. Główne tematy to dziedziczenie winy i zła, grzechy przodków determinują losy współczesnych bohaterów. Milczenie, które pozwala złu rosnąć i zakorzeniać się. Psychologia miejsca. Dolny Śląsk z jego polsko-niemiecką historią i "poniemieckimi domami" jako żywymi archiwami sekretów. Pamięć i przeszłość, która niczym echo powraca z pytaniem: jak głęboko trzeba zabrnąć w przeszłość, żeby odnaleźć się w teraźniejszości?
"Październikowa rdza" to lektura wymagająca, ale niezwykle satysfakcjonująca. Mimo chwilowego zagubienia w gąszczu wątków i bohaterów, książka dostarcza niezapomnianych wrażeń. Hipnotyzujący styl, poetyckie opisy i mroczna atmosfera sprawiają, że czułam się, jakbym sama przemierzała ścieżki karkonoskiego lasu, nasłuchując szelestów i odgadując tajemnice 🌲🔦
Powieść Agnieszki Kuchmister to coś więcej niż kryminał to baśń dla dorosłych, która łączy w sobie realizm magiczny z psychologiczną głębią. Dla mnie to jedna z tych książek, które przenikają pod skórę i pozostają tam na długo – niczym rdza, której nie da się do końca zetrzeć.
🎯 Dla kogo jest ta książka?
· Dla miłośników klimatycznych, mrocznych opowieści z duszą.
· Dla tych, którzy lubią nietypowe kryminały i thrillery psychologiczne.
· Dla wielbicieli realizmu magicznego i legend.
· Dla czytelników szukających w literaturze czegoś więcej niż standardowej rozrywki.
"Październikowa rdza" to hipnotyzująca i misternie skonstruowana powieść, która łączy w sobie elementy thrillera, sagi rodzinnej i realizmu magicznego. Mimo pewnych niedoskonałości, takich jak chwilowe zagubienie w wątkach, jest to lektura, która wciąga, intryguje i zmusza do refleksji. Polecam ją wszystkim, którzy chcą się zagubić w mrocznym lesie pełnym tajemnic i poczuć dreszcz emocji 🍂🔥
Moja ocena: 8/10 ⭐
BRUNETTE BOOKS
Październikowa rdza Agnieszki Kuchmister to powieść, w której od pierwszych stron czuć ciężar jesieni – tej prawdziwej, dolnośląskiej, z mgłami snującymi się nad polami, z zapachem mokrej ziemi i opadłych liści. To powieść, która nie spieszy się z akcją, tylko buduje gęstą, pełną niedomówień atmosferę. A jednocześnie ma w sobie coś niezwykle magnetycznego – poczucie, że za każdym rogiem czai się tajemnica, a za zwyczajnym życiem małego miasteczka kryje się historia, o której wszyscy wolą milczeć.
Punktem wyjścia jest zaginięcie Alicji Wicher w 1989 roku. Zdarzenie niby odległe, a jednak ciągle obecne w pamięci mieszkańców Szwarzeba. Nikt nie chce o nim mówić głośno, ale każdy coś wie. Ta aura przemilczenia, zbiorowego sekretu sprawia, że czytelnik od razu czuje, iż obcuje z czymś większym niż zwykła opowieść o zaginionej dziewczynie. W tę tajemnicę wchodzi Agata Kot – córka grabarza, dziewczyna nie do końca przynależąca ani do miejsca, ani do ludzi. Jej rola w fabule to nie tylko poszukiwanie odpowiedzi, ale także próba zmierzenia się z własnym dziedzictwem, z historią rodziny, która – jak cała miejscowość – nosi w sobie rdzę przeszłości.
Kuchmister prowadzi narrację wielogłosową i wielowarstwową. Historia Alicji splata się z opowieściami starszych pokoleń, z legendami, z wojennymi i powojennymi wydarzeniami, z baśniami snutymi na dobranoc. Dzięki temu cała książka staje się czymś więcej niż fabułą – jest portretem pamięci, takiej, która nie znika, tylko zagnieżdża się w codzienności i przypomina o sobie wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy.
Największą siłą Październikowej rdzy jest klimat. Autorka potrafi stworzyć obrazy, które długo zostają w wyobraźni: stary, poniemiecki dom z trzaskającymi schodami, zaniedbany cmentarz, na którym przeszłość dosłownie leży pod ziemią, opowieści o duchach snute przez mieszkańców przy herbacie. Nie ma tu horroru w dosłownym znaczeniu – raczej niepokój, podszyty melancholią i poczuciem, że coś wciąż pozostaje ukryte.
Podobało mi się także to, jak bardzo książka dotyka spraw uniwersalnych. Milczenie, które niszczy relacje. Tajemnice rodzinne, które zatruwają kolejne pokolenia. Pragnienie poznania prawdy, choćby miała być bolesna. W tej powieści przeszłość jest jak rdza – niewidoczna na pierwszy rzut oka, ale rozprzestrzeniająca się powoli i nieubłaganie. To piękna metafora, którą czuje się na każdej stronie.
Nie ukrywam – Październikowa rdza nie jest książką dla każdego. Ci, którzy szukają szybkiej akcji czy prostych rozwiązań, mogą poczuć się znużeni. Ale jeśli ktoś lubi powieści nastrojowe, w których liczy się detal, opis, atmosfera – to będzie zachwycony. Ja sama miałam momenty, w których czułam się tak, jakbym sama spacerowała po Szwarzebie, słyszała szepty mieszkańców i stawała twarzą w twarz z tym, co przemilczane.
Po przeczytaniu zostało we mnie coś na kształt jesiennej zadumy. Ta książka nie daje prostych odpowiedzi, ale zostawia z pytaniami: czy naprawdę można uciec od przeszłości? Czy milczenie chroni, czy raczej niszczy? I wreszcie – ile w nas samych jest rdzy, której nie chcemy zobaczyć?
Dla mnie to powieść mocna, dojrzale napisana, z wyrazistym językiem i niezwykłym klimatem. Historia, którą warto smakować powoli, tak jak jesienny wieczór, kiedy świat cichnie i zostaje tylko to, co w nas najprawdziwsze.
“Niektóre baśnie są okrutne, niektóre nie kończą się dobrze, a jeszcze inne są tak przerażające, dlatego że są prawdziwe”.
Małe miasteczko u podnóża Karkonoszy. Miejsce, gdzie wszyscy wszystko o sobie wiedzą, a jednak każdy skrywa coś, o czym lepiej nie mówić głośno. W 1989 roku, w zagadkowych okolicznościach, znika Alicja Wicher. Ślad po niej urywa się nagle, bezpowrotnie. Siedem lat później Agata Kot – córka grabarza, zwyczajna licealistka, która dorasta w cieniu śmierci i ciszy pogrzebowego domu – przez przypadek natrafia na trop prowadzący do zaginionej dziewczyny. Coś w tej sprawie ją magnetyzuje, nie pozwala odpuścić. Zaczyna zadawać pytania, które wywołują jedynie mur milczenia. Mieszkańcy nie chcą wracać do wydarzeń sprzed lat. Agata krok po kroku wciągana jest coraz głębiej w przeszłość miasteczka. Przeszłość okazuje się tu nie tylko cieniem, ale i kluczem do prawdy.
Pochłaniająca historia. Wielowarstwowa, nieszablonowa fabuła toczy się swoim rytmem – czasem sennym, czasem gwałtownym – budząc narastający niepokój. Przeszłość, ta jeszcze sprzed II wojny światowej i dalej po jej zakończeniu idealnie współgra z teraźniejszością. Emocje, które wzbudza ta historia, są sprzeczne – ciekawość miesza się ze strachem, fascynacja z lękiem. Pióro autorki jest lekkie, barwne i subtelne, a jednocześnie przeszywająco celne. Wnikliwość, z jaką kreśli portrety bohaterów, sprawia, że łatwo dajemy się wciągnąć w ich świat, pełen pozorów, masek i ukrytych dramatów. Każda postać nosi w sobie jakąś ranę, słabość, grzech, a to, co miało pozostać w ukryciu, stopniowo wypływa na powierzchnię.
Misternie utkany gobelin, w którym przeszłość splata się z teraźniejszością, a cienista sceneria lasu staje się niemal żywym bohaterem powieści. Las ożywa – niepokoi, oplata jak bluszcz, przypomina o tym, że natura także pamięta. Atmosferę wzmacniają poniemieckie domy, stary klasztor, a także krążące wśród mieszkańców legendy o wilkołakach – podszyte irracjonalnym lękiem i przesądami, które w dusznej małej społeczności nabierają niezwykłej siły. Tu każdy coś ukrywa, nikt nie mówi całej prawdy. Milczenie jest równie ciężkie jak grzechy, które próbuje przykryć. To historia o duchach przeszłości, o miłości i zbrodni, o stracie i traumach, które nie pozwalają żyć dalej. To także opowieść o młodości – kruchej, szukającej swojego miejsca – i o trudnym czasie dojrzewania, który boleśnie zderza się z rzeczywistością.
Książka hipnotyzująca – mroczna, duszna, a zarazem melancholijnie piękna. Autorka z mistrzostwem dawkuje napięcie, które narasta, zagęszcza się, by w zakończeniu całkowicie zaskoczyć. Czuć literacki kunszt. Serdecznie polecam! Tatiasza i jej książki :)
Sięgając po książkę „Październikowa rdza” Agnieszki Kuchmister, miałam wrażenie, że czeka mnie coś niezwykłego. Przyciągnął mnie nie tylko sam tytuł ciężki, melancholijny, pachnący jesienią i czymś, co dawno minęło, a jednak wciąż tkwi pod skórą ale też okładka, która zdaje się kusić obietnicą mrocznej opowieści. Opis natomiast podziałał na mnie jak zaklęcie. Dolny Śląsk, miasteczko pełne sekretów, las, w którym błąkają się legendy o duchach i wilkołaku… Trudno przejść obojętnie obok takiej zapowiedzi. Z góry wiedziałam, że to będzie lektura wymagająca skupienia, ale i przynosząca nagrodę w postaci emocji, które zostaną ze mną na długo.
Autorka przenosi nas do Szwarzebu, gdzie w 1989 roku znika bez śladu Alicja Wicher. Mieszkańcy, przyzwyczajeni do tego, by więcej ukrywać niż mówić, nie kwapią się do poszukiwań. I wtedy, po siedmiu latach, w życie Agaty Kot, córki grabarza, wkracza przypadek. To ona natrafia na ślad prowadzący do tajemnicy sprzed lat. Jednak szybko okazuje się, że jedno zniknięcie to tylko wierzchołek góry lodowej. By zrozumieć, co naprawdę wydarzyło się w miasteczku u stóp Karkonoszy, trzeba cofnąć się o całe stulecie, prześledzić historię rodzin mieszkających w starych, poniemieckich domach, zajrzeć do pałacu Ackermanów i zmierzyć się z duchami, tymi prawdziwymi, i tymi, które tkwią w ludzkiej pamięci.
Najbardziej fascynujące w tej historii jest to, jak przeszłość i teraźniejszość splatają się w duszny, niepokojący warkocz. Dziewięć życiorysów, jedna zagadka, a nad wszystkim unosi się echo pytań:
Jak daleko trzeba się cofnąć w przeszłość, żeby odnaleźć się w teraźniejszości? Czy odpowiedź kryje się w legendzie o świętej Rosamundzie? A może w cieniu wilkołaka, którego podobno widywano w lesie? Czy skarb Ackermanów rzeczywiście istnieje, czy to tylko kolejna opowieść, mająca przykryć winy sprzed lat?
Podczas czytania towarzyszyła mi huśtawka emocji. Raz miałam wrażenie, że obcuję z piękną baśnią utkanymi ze mgły, innym razem z brutalną, pełną bólu historią, w której miłość i zbrodnia idą w parze, a milczenie bywa bardziej przerażające niż krzyk. Autorka hipnotyzuje, wciąga w świat Dolnego Śląska, pokazując go nie tylko jako miejsce pełne natury i uroku, ale też jako przestrzeń, gdzie każda ściana pamięta dawne dramaty.
To, co najbardziej urzekło mnie w tej książce, to właśnie atmosfera, gęsta, mroczna, a jednocześnie poetycka. Czułam chłód mgły, widziałam oczyma wyobraźni ruiny pałacu i słyszałam szepty ludzi, którzy nigdy nie powiedzieli całej prawdy. „Październikowa rdza” sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak wiele tajemnic kryje każde miasteczko i jak daleko sięgają korzenie historii, które dziś wydają się zapomniane.
Polecam tę książkę każdemu, kto lubi, gdy tajemnica owija się wokół czytelnika niczym jesienny dym, kto nie boi się zmierzyć z legendami, a przy tym ceni sobie opowieści o rodzinnych sekretach i cienkiej granicy między baśnią a rzeczywistością. To powieść, która nie daje o sobie zapomnieć i która jak tytułowa rdza powoli, niepostrzeżenie wgryza się w duszę.
las ten
w mroku skąpany
i ciemności
złowrogą ciszą utkany
bez jasności
legendą owiany
w pewnej dawności
wciąż niespotykany
miej się na baczności
wilk to
czy zjawa jedynie?
człowiek to
czy umysł tak płynie?
ta bladość lica
na leśnej ścieżynie
szept ten
po tamtej dziewczynie
tamte domy
się ostały
i pachną czernią chleba
w pamięci żywych zostały
bo pamiętać trzeba
z pajęczyn i baśni powstały
głos ten do duszy dociera
duchy się po nich błąkały
prawda z legendą się ściera
te noce we mnie!
czarne takie
te duchy we mnie!
jak sny na jawie
słowami brzmię
cierpienie dławię
przez ciemność mknę
ból pozostawię
po niej
pustka się ostała
słowa piosenki
po niej
cisza nastała
czerwień sukienki
z nią
czerń zadrżała
i blask jutrzenki
Las. Tamten czas. Wziął w ich swoje ramiona. Opatulił ciemnością. Bo też ciemność wtedy była. Wszędzie tkwiła. Na ziemiach Dolnego Śląska. Polsko - niemieckie losy. I niby jak z baśni ta opowieść. Jak ze słów, co pulsują. Drogę ku prawdzie wskazują. Ścieżki lasu tak senne i mgliste. Na ścieżkach tych wydeptane człowiecze historie. Skryte za woalem rodzinnych tajemnic. Zakorzenione w duszach, co nosiły swoje lęki. Przed złym, co błądzi po lasach. Przed wilkiem, co żywi się ciałem. Przed słowami, które kłębiły się w ciemnych marach.
Przeszłość ma tutaj smak nostalgii i tęsknoty. Mroczna melodia staje się anturażem dla niesamowitej aury. A ta skrzy się tak pięknie przez słowa wydobyta na wierzch. Zakorzeniona w mury domów, przez które przenikały duchy. Kiedy wiatr dął w drewniane okna, a gdzieś w oddali wilczy skowyt się unosił. Domy te mają zapach łez i odchodzenia. Zatartych słów, które ostały się na pożółkłych kartach. Domy te są przypomnieniem i dziedzictwem. Pieśnią przeszłości, która utknęła w głębi czasów.
Znakomicie przenika się tutaj literatura piękna z wątkiem kryminalnym. Choć ten jest wątły i delikatny, to jego echo snuje się za słowami. Przemawia do mnie niezwykłość tej powieści i groza, która przenika skórę. Polecam bardzo.
Sięgając po tę powieść zanurzycie się w mroczny i baśniowy świat mieszkańców małej miejscowości. Wilkołaki, tajemnicze zaginięcia, skarby, śmierć, mroczny i brutalny świat. Otulony płaszczem lokalnych legend i baśni Braci Grimm. Każda historia to historia o ludziach, o ich mrocznej duszy, o tajemnicach. Z każdą opowieścią cofamy się w przeszłość i choć świat był wtedy inny, bo i czasy wtedy się zmieniały to zła strona człowieka pozostała ta sama.
Książka napisana niezwykle interesującym stylem, który w pełni oddaje mroczny charakter powieści. W moim odczuciu tak niesamowity i brutalny, że nie raz w czasie lektury czułam ciarki na plecach. W pełni oddaje grozę sytuacji i zanurza czytelnika w swój mroczny świat.
Dużym atutem powieści są bohaterowie. Każda postać skrywa w sobie mroczne sekrety, wplątana jest w sieć intryg i skomplikowanych relacji międzyludzkich. Czytelnik wraz z kolejną stroną powieści rozplątuje, je stopniowo. Czy dowie się co jest na końcu splątanej nici, o tym musisz się, drogi Gościu, przekonać samemu sięgając po książkę.
Ta powieść to swego rodzaju mix gatunkowy. Mamy tutaj elementy kryminału, horroru, powieści obyczajowej i psychologicznej przesycone baśniowym światem. Dlatego myślę, że to powieść, którzy właśnie takie książki kochają. Bo wierzcie mi, żeby po nią sięgnąć i zanurzyć się w jej mroczny klimat trzeba mieć odwagę. Literacką odwagę.
„… zrozumiała, że to, co widać na pierwszy rzut oka, to nie wszystko co naprawdę istnieje. Jakby świat ukazał jej swoją podszewkę”
W miasteczku Szwarzeb, u podnóża Karkonoszy, na granicy z przepotężnym lasem znika nagle Alicja Wicher. Mijają kolejne lata a jej los jest dalej nieznany. Młodziutka Agata Kot nie zazna spokoju jeśli nie pozna tajemnicy zaginięcia Alicji. Poszukiwania zaprowadzą ją daleko w przeszłość, otrą się o bolesną historię, zajrzą do pałacu Ackermanów, powiodą ścieżkami uczęszczanymi przez ducha świętej Rosamundy.
Losy bohaterów płyną przez tą powieść nie znając granicy pomiędzy jawą a snem, pomiędzy teraźniejszością a przeszłością. Powidoki, dziwne zjawy nachodzą wielu bohaterów. Niepokój, lęk a może wilkołak kryją się lasach, w parkach, na strychach domów. Głęboko skryta prawda, otoczona szczelnym wianuszkiem tajemnic próbuje wydostać się na światło dzienne.
„Październikowa rdza” to opowieść o życiu i jego zmienności. Kolejne pokolenia przechodzą przez te same ziemie. Świat się zmienia, ewoluuje, ale historia i pamięć zbiorowa pozostają niezmienne. Geny naszych przodków rezonują w naszych ciałach. Stare przedmioty i wiekowe domostwa noszą ślady ich poprzednich właścicieli. Zło zakorzenione na strychach wychodzi z ukrycia gdy wszyscy śpią i rozgląda się dookoła. Porzucone korzenie zawsze bolą a zapuszczanie nowych bywa trudne. Zbrodnia nawet doskonała z czasem odkrywa swoje zamaskowane oblicze.
„Październikowa rdza” pełna jest jesiennej melancholii, trwogi zaczajonej w krużgankach życia, pomieszanych w czasie ludzkich losów, zagubionych miłości. Jej niesamowity klimat oblepia nas niczym gęsta mgła, mani zmysły, urzeka przecudnym językiem rozkwitającym barwnymi obrazami pod naszymi powiekami. Wiele ma zalet ta powieść, jednak mnie nie do końca zaczarowała. Czegoś było za dużo lub to nie był odpowiedni moment na taką lekturę.
Stare sekrety leżą gdzieś skryte, pokrywają się kurzem, gniją gdzieś pod butwiejącymi liśćmi, albo pokrywają się rdzą. Może byłoby lepiej gdyby tam zostały. Czy ujawnienie prawdy przyniesie ulgę czy ból? Czasem lepiej nie grzebać w przeszłości. Co zostało w niej zakopane, powinno tam zostać.
Agata Kot, córka grabarza, przypadkowo natrafia na ślad zaginionej siedem lat wcześniej Alicji Wicher. Czy uda jej się rozwiązać tę zagadkę?
Z każdą kolejną stroną odkrywałam małomiasteczkowe tajemnice i duchy przeszłości, kroczyłam przez mroczny las oraz poznawałam kolejne postaci, których losy splatają się w jedną całość.
Autorka ponownie zaskakuje plastycznym językiem, wyobraźnią, oraz znajomością ludzkiej psychiki. A konstrukcja tej powieści jest niesamowita. To przepięknie utkana, klimatyczna opowieść.
Żywe legendy, skarb, zakazana miłość, zły wilk, widząca zmarłych i tajemnicze zniknięcie to tylko niektóre wątki "Październikowej rdzy". Prawdziwe losy ludzkie otulone realizmem magicznym, tworzą arcyciekawą, utkaną z cienkich nitek magii i baśni powieść o kilku pokoleniach trzech rodzin z Dolnego Śląska. Interesującą, przejmującą i zachwycającą.
Jeśli lubicie powieści szkatułkowe, jeśli podobała się wam saga sokołowska, "Październikowa rdza" z pewnością was zachwyci. Gorąco polecam.
„Październikowa rdza” Agnieszki Kuchmister to powieść, która wciąga czytelnika w gęstą, wielowarstwową narrację, gdzie przeszłość i teraźniejszość przenikają się w sposób niemal organiczny. Autorka prowadzi opowieść w fikcyjnym dolnośląskim miasteczku Szwarzeb, w którym czas nie biegnie linearnie, lecz krąży, powracając w kolejnych odsłonach pamięci i traumy. Centralnym punktem fabuły jest zaginięcie Alicji Wicher w 1989 roku, lecz historia nie ogranicza się do tego wydarzenia – stanowi ono raczej impuls, który pozwala odsłonić głębiej skrywane tajemnice, sięgające kilkudziesięciu lat wstecz. Narracja prowadzona jest warstwowo: rok 1916, 1933, 1945 czy 1964 tworzą kolejne pęknięcia w zbiorowej pamięci, ukazując, że teraźniejszość bohaterów jest ukształtowana przez zdarzenia, o których nikt już głośno nie mówi, ale które nie przestają istnieć.
Kuchmister pisze prozą sugestywną, przesyconą symboliką i sensualnością. Las w Szwarzebie nie jest tylko tłem – to metafora pamięci, schronienie i zagrożenie, miejsce, które żyje własnym rytmem. Jego obecność jest materialna, niemal cielesna, a zarazem duchowa, bo każda historia osiada w nim jak warstwa rdzy na metalu, którego nigdy nie da się oczyścić do końca. W ten sposób przestrzeń staje się jednym z głównych bohaterów powieści, równorzędnym wobec ludzi, i pełni funkcję podobną do mitu: łączy to, co prywatne, z tym, co uniwersalne.
Bohaterowie nie są postaciami czarno-białymi, lecz skomplikowanymi, uwikłanymi w sieć własnych sekretów i rodzinnych niedopowiedzeń. Autorka konsekwentnie unika łatwych podziałów na dobro i zło – zamiast tego pokazuje moralne szarości, wynikające z lęku, winy czy próby ocalenia siebie kosztem innych. Szczególnie wyraziście rysują się postaci kobiece: to one stają się nośniczkami pamięci, spadkobierczyniami zarówno bólu, jak i siły. Poprzez ich doświadczenia Kuchmister bada, w jaki sposób traumy przechodzą z pokolenia na pokolenie i jak milczenie, nie mniej niż słowa, może kształtować tożsamość.
Powieść ma rytm powolny, wręcz rytualny, co może zniechęcić czytelników nastawionych na dynamiczną akcję. Jednak ta powolność jest zamierzona – pozwala odczuć ciężar czasu i atmosferę miejsca, pozwala też wsłuchać się w to, co nie zostało wypowiedziane wprost. Realizm magiczny, elementy grozy i baśniowy ton splatają się z konkretem historycznym, tworząc literacki palimpsest, w którym przeszłość i teraźniejszość nakładają się na siebie.
„Październikowa rdza” to powieść o pamięci – nie tylko tej indywidualnej, ale też zbiorowej, o dziedziczeniu win i sekretów, które kształtują teraźniejszość w sposób bardziej nieuchronny niż materialne dziedzictwo. To także książka o miejscu, które jest żywe i nie daje o sobie zapomnieć, o lasach, które przechowują echo dawnych wydarzeń, i o ludziach, którzy próbują żyć tak, jakby historia nie miała nad nimi władzy.
To literatura, która wymaga uważności i cierpliwości, ale nagradza bogactwem znaczeń i atmosferą, jakiej trudno szukać w innych współczesnych polskich powieściach. Kuchmister stworzyła opowieść wielogłosową i niepokojącą, w której rdza staje się metaforą pamięci – czegoś, co stopniowo przenika, niszczy i jednocześnie świadczy o istnieniu tego, co przeszłe.
Najsłynniejsze baśnie, które zna każde dziecko i dorosły to opowieści braci Grimm. Jednak te wersje, które funkcjonują obecnie nie mają wiele wspólnego z pierwowzorami. W oryginałach zakończenia nie zawsze kończyły się szczęśliwie dla wszystkich bohaterów. A może te baśnie zostały zaczerpnięte z prawdziwego życia? Jeśli lubicie opowieści, które bazują na baśniach i legendach "Październikowa rdza" Agnieszki Kuchmister jest odpowiednim wyborem.
Niewielka miejscowość, którą kiedyś zamieszkiwali niemcy kryje wiele tajemnic i sekretów. Wokół niej narosło wiele legend, a mieszkańcy byli świadkami zjawisk, które wymykają się z ram realności. Śledzimy historię tego miejsca i jego mieszkańców na przestrzeni stu lat. Jedną z takich nierozwiązanych spraw jest tajemnicze zaginięcie Alicji Wicher. Jedna z bohaterek tej powieści - Agata Kot zaczyna drążyć tą sprawę. Czy odkryje prawdę? Co wspólnego z nią ma legenda o Rosamundzie, o duchu gór Rubezahl, o skarbie Ackermanów czy legendy o wilku/wilkołaku? Czego się dowiemy? Czy wydarzenia sprzed lat mają wpływ na obecne życie mieszkańców? Czy w krążących po okolicy legendach jest przysłowiowe ziarno prawdy?
Głównym bohaterem tej powieści nie są ludzie, a miejsce. Na przestrzeni stu lat obserwujemy jak się zmieniało, kim byli jego mieszkańcy i jakich wydarzeń było sceną. To miejsce jest tajemnicze, pełne mroku i wzbudzające niepokój.
"Październikowa rdza" jest powieścią trudną do jednoznacznego sklasyfikowania. To trochę połączenie thrillera z powieścią fantasy i mocno zaakcentowanymi wątkami paranormalnymi. Autorka stworzyła niesamowita atmosferę. Czytając ją czujemy roztaczający się wokół niepokój, a z każdej karty tej książki wydziera się mrok. Swoją opowieść Agnieszka Kuchmister rozpoczyna od roku 1996, by stopniowo cofać się o kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, aż do roku 1916, by w zakończeniu powrócić do roku 2016. Taka budowa sprawia, że poznajemy losy tego miasteczka niejako od końca, by stopniowo łączyć fakty i ludzi. Zakończenie sprawia, że powieść nabiera mistycznego charakteru. Powieść czyta się dobrze, choć sposób narracji sprawia, że musimy się z nią oswoić. Styl pisania autorki jest poetycki, wyrafinowany, a opisy miejsc, zdarzeń i ludzi bardzo plastyczne. Czytając niemal namacalnie czujemy woń gnijących liści czy zapach igliwia.
Agnieszka Kuchmister uświadamia w swojej powieści jak wydarzenia sprzed lat mogą wpływać na życie teraźniejsze. Autorka pokazuje również, że to co wydaje się nierealne, magiczne ma często bardzo proste i racjonalne wytłumaczenie. I choć w legendach często zawiera się ziarno prawdy to najczęściej są przerysowane i niewiele mają wspólnego z rzeczywistością.
"Październikowa rdza" to mroczna i niepokojąca opowieść inspirowana legendami i słynnymi baśniami braci Grimm. To historia pełna duchów, zjaw, wilków, mroku i innych zjawisk wychodzących poza granice realności, w której nie na każdego czeka szczęśliwe zakończenie. Ta książka jest dla tych, którzy szukają niebanalnych i tajemniczych opowieści.
Komu z nas w dzieciństwie nie czytano bajek, nie przekazywano różnych opowieści z elementami nadprzyrodzonymi? Niektóre baśnie były ckliwe ze szczęśliwym cukierkowym zakończeniem, inne napuszone, sztywne i pełne morałów, a niektóre po prostu zatrważały, bo na samą myśl, że dziewczyna z pewnej baśni braci Grimm „tańczyła w rozpalonych do czerwoności trzewiczkach” cierpła skóra. Agnieszka Kuchmister w swojej najnowszej powieści też opowie nam bajkę, ale zawiłą dla bardzo, bardzo dorosłych i udowodni nie tylko to, że baśnie tak naprawdę są okrutne, ale że każdy z nas ma swojego wilka, nosi w sobie potencjał zła i nikczemności…
Rzeczy dziwne i niesłychane dzieją się w małej miejscowości położonej u stóp Karkonoszy. Córka matki uważanej za szaloną i ojca miejscowego grabarza Agata Kot podczas przygotowania pracy domowej wpada na ślad dziewczyny, która zaginęła w tajemniczych okolicznościach w 1989 roku. Historia niewyjaśnionego zniknięcia nie daje jej spokoju, postanawia więc przeprowadzić swoje małe prywatne śledztwo i zagłębia się w ponad stuletnią historię swojego miasteczka. Nie spodziewała się, że wędrując przez lata 1989, 1975, 1964, 1948, 1933, 1916 odnajdzie szereg powiązań, zależności i sekretów. Zanurzona w świecie historii poniemieckich domów i ich mniej lub bardziej prawowitych mieszkańców, legend o Rosamundzie, skarbie Ackermanów, o Duchu Gór Rübezahl, wilkołaku, rozmawiając ze zmarłymi z zakładu ojca, początkowo nie dostrzega tego, co jest niby oczywiste, a zaginięcie dziewczyny staje się jej obsesją…
Agnieszka Kuchmister stworzyła bardzo udany i ciekawy gatunkowy miks. Tego typu mieszanki lubię najbardziej: ciekawa zagadka kryminalna połączona z opowieściami rodzinnymi, lekką grozą i realizmem magicznym podlana sosem hermetycznej małej miejscowości leżącej u stóp Karkonoszy w otoczeniu ponurego, milczącego lasu. Opowieść jest spowita mgłą, raz pachnąca leśną zgnilizną innym razem przesuszonym na słońcu igliwiem. W jednej historii słychać uspokajający szum liści, a w innej niespodziewane i niepokojące trzaski gałęzi pod czyimiś stopami oraz nawoływania wilka, a może nawet i wilkołaka?
Autorka zadbała o każdy szczegół. Drobiazgowo skonstruowana fabuła wzbudziła mój szczery zachwyt i podziw. Co mnie ujęło i skradło serce w tej z pozoru banalnej historii? Przede wszystkim styl Autorki jej wrażliwość i uroda użytych przez nią słów, barwne, plastyczne i często poetyckie opisy, przemyślana kompozycja, nienachalne i wysublimowane wykreowanie charakterów bohaterów przede wszystkim Agaty Kot, wokół której toczy się opisywana historia. Spodobała mi się również tajemnica z przeszłości, zamknięta społeczność wrogo nastawiona do obcych, ale zakochana w duchach przodków, w swoich zabobonach, niezachwianych przekonaniach, mitach i legendach. Wplecione w fabułę odniesienia do bajek braci Grimm sprawiły, że opowieść jest niezwykła, klimatyczna, nastrojowa i angażująca.
Październikowa rdza to przepiękna, urzekająca, subtelna i poruszająca metafizyczna opowieść o ludzkich losach i różnych charakterach, o niezwykłości i ulotności życia, o złu i miłości, o życiu i śmierci o tym, co często jest niewidoczne dla oczu. To także wielopokoleniowa saga rodzinna przedstawiona w pięknym i czasem przerażającym baśniowym klimacie, okraszona poetyckimi opisami i porównaniami, niezwykłymi legendami i historyczną zaszłością.
„[…] to, co widać na pierwszy rzut oka, to nie wszystko, co naprawdę istnieje”.
" [...] Czerń jest najpiękniejszym kolorem, bo powstaje ze zmieszania wszystkich barw. - powiedziała Olga. - Ma w sobie wszystko. Niczego jej nie brakuje. [...]"
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Agnieszki Kuchmister. Wiem, że nie ostatnie, ponieważ najnowsza powieść "Październikowa rdza" sprawiła, że chcę poznać inne jej dzieła.
Znalazłam tutaj świetny klimacik, pełen nieoczekiwanych zwrotów i zdarzeń. Nie wiedziałam, jak zakończy się cała historia. I to według mnie było rewelacyjne. Na 100% wczułam się w losy głównych postaci. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, spotkać tutaj wilkołaka. Czy polował tylko na zwierzęta? Przekonacie się o tym podczas czytania.
Cieszę się, że źle obstawiłam zakończenie. Autorka mnie totalnie zaskoczyła. Oczywiście plus dla niej.
Czy jesteście gotowi na Noc Czarownic? Czy ją przeżyjecie? Uwaga! Tutaj można się bać.
Z tą powieścią poruszamy się, między innymi w latach 2016, 1996, 1989, 1975 i 1964.
Poznacie tutaj między innymi dziewczynę, która widzi zmarłych. Ze śmiercią oswoił ją ojciec, który zajmował się zwłokami. Po piętnastym roku życia zaczęła mu pomagać w upiększaniu zwłok. Czy to miało wpływ na dalsze jej życie?
"Październikowa rdza" powiewa nutą świeżości i inności. Prolog to istny sztos, który zabiera nas do nocy Walpurgii. Dużo się dzieje. Warto poznać tę historię.
Agnieszka Kuchmister i jej "Październikowa rdza" przeniesie was dosłownie do baśniowego świata, w którym zdarzyć się może dosłownie wszystko. Czy jesteście na to gotowi?
W 1989 roku znika Alicja Wicher. Nikt nie wie z kim ostatecznie wyszła z imprezy, a ten który podobno był z nią ostatni, nic nie pamięta. Omamiony alkoholem budzi się rano w melinie i nie ma pojęcia, że będzie pierwszym podejrzanym.
Miasteczko, w którym żyją bohaterowie powieści ma mnóstwo rodzinnych tajemnic oraz lokalnych legend. Od pokoleń każdy ma tutaj jakieś sekrety.
Parę lat później Agata Kot - córka grabarza przypadkiem natrafia na ślad zaginionej Alicji. Postanawia rozwiązać zagadkę jej tajemniczego zniknięcia. Jednak nie zdaje sobie sprawy, że aby dojść do prawdy będzie musiała zagłębić się w stuletnią historię miasteczka.
Zdarzenia zawarte w książce to historie wielowątkowe, każdy rozdział opisuje tutaj inne lata, inne dzieje, a za czym idą inne tajemnice. Wszystkie wątki łączą się ze sobą w ostatnim rozdziale, aby czytelnik mógł poznać prawdę.
Dowiecie się kto znalazł skarb Ackermana, złoto ukryte po wojnie i zrównane z ziemią. Kto widzi ducha św. Rosamundy? I co najważniejsze w tej historii, co tak naprawdę stało się z Alicją?
Powieść o małomiasteczkowych tajemnicach, skrytych w zaciszu swoich domów, o duchach przodków, miłości i zbrodni, która nie ma prawa wyjść na jaw.
Ta powieść wciąga powoli, ale głęboko, przenika w tkanki niczym mgła, zabierając nas w podróż do miasteczka na Dolnym Śląsku, gdzie przeszłość nigdy tak naprawdę nie umarła.
Opowieść rozpoczyna się w 1996 roku, kiedy Agata natrafia w bibliotece na książkę o historii Szwarzeba, której poprzednią czytelniczką była zaginiona kilka lat wcześniej Alicja. Z każdym rozdziałem cofamy się do jakiegoś przełomowego dla tej społeczności momentu, tworząc rodzaj kroniki dokumentującej zmiany, tajemnice, tragiczne momenty. Prawdziwa opowieść kryje się w warstwach czasu, które Autorka powoli odkrywa.
To, co wyróżnia tę książkę, to jej narracja, która jest zarówno oniryczna i zmysłowa. Plastyczny język działa na wyobraźnię, nie ocenia, a raczej pozwala nam zanurzyć się w wydarzeniach, czując je dosłownie na własnej skórze. Jest w niej coś z baśni, ale takiej, która ma w sobie mroczną, niepokojącą nutę. Zdania zdają się mieć drugie dno, a atmosfera gęstnieje z każdą stroną.
Autorka mistrzowsko operuje retrospekcjami, cofając nas w czasie do kluczowych momentów w historii miasteczka i jego mieszkańców. Poznajemy losy przodków, ich dramaty i tajemnice, które w zaskakujący sposób łączą się z teraźniejszością. Dzięki temu, to, co na początku wydaje się być przypadkowym zdarzeniem - zniknięcie Alicji i książka, którą czytały obie dziewczyny - nabiera głębszego sensu. Powieść pokazuje, jak bardzo przeszłość wpływa na teraźniejszość. Błędy, sukcesy, traumy i sekrety naszych przodków są jak niewidzialne nici, które wplatają się w nasze życie, kształtując nasze wybory i przeznaczenie.
Nie jest to typowy kryminał, choć jest w nim zagadka. To raczej psychologiczna opowieść o miasteczku, które jest jak żywy organizm, noszący w sobie pamięć wszystkich pokoleń. To książka dla tych, którzy cenią sobie nieoczywiste narracje, magiczny klimat i refleksję nad tym, jak bardzo jesteśmy złączeni z historią, o której często nawet nie wiemy. Przypomniały mi się opowieści babci, pewne szczegóły z dzieciństwa np. fusiasta kawa zalewana kilkukrotnie, legendy o skarbach czy duchach.
Tę książkę trzeba czytać powoli, uważnie, analizować załączoną mapę...
"Październikowa rdza" - Agnieszka Kuchmister
4,5/5 ?
"Słyszy szelest, coraz bliżej i bliżej. Zamyka oczy, próbuje nie wydać żadnego dźwięku, jak dziecko, które myśli, że może pozostać niezauważone, kiedy samo nic nie widzi. Słyszy sapanie, a może płacz. Czy to ona płacze, czy las? A potem przestaje słyszeć i zapada się w ciemność."
Jak głęboko trzeba zabrnąć w przeszłość, żeby odnaleźć się w teraźniejszości?
Mrok i tajemnice.. podróż po różnych ramach czasowych, układanka, która łączy się na koniec w spójną całość..
Bohaterowie, których ciężko rozgryźć..
Klimat, duszny, niebezpieczny i mroczny, niczym jesienna mgła spowijająca lasy nad ranem..
To właśnie ta książka ?
"śmierci nie ma
a jeśli jest, to wszystko jedno
bo i tak wszyscy jesteśmy duchami"
Niektóre baśnie są okrutne. Niektóre kończą się źle. A inne tak przerażają, bo są prawdziwe..
Autorka zabiera nas w podróż nie tylko po latach dziewięćdziesiątych, ale także do roku 1964, 1933.. i 1916.
Więc.. jeśli ktoś chciałby przenieść się do przeszłości, to pani Agnieszka służy pomocą!
Zaczyna się niby spokojnie, ale jednak mrocznie..
Małe miasteczko, Szwarzeb, lata dziewięćdziesiąte. Alicja Wicher znika, przepada jak kamień w wodę..
Mija siedem lat od zaginięcia Alicji. Córka grabarza, Agata, chce wiedzieć o tej sprawie więcej..
Aż natrafia na ślad zaginionej.
Zagłębiamy się w przeszłość.. coraz bardziej, coraz bardziej..
Aż na koniec trafiamy do współczesnych czasów.
Podobał mi się ten zabieg jak ja pierniczę!
Byłam pewna, że będziemy się kręcić wokół jednego wątku, ale nie. Autorka postawiła na wielowątkową opowieść, która składa się na wiele pokoleń, a każde z nich jest tak samo interesujące, jak poprzednie.
I czytając opis w życiu nie powiedziałabym, że dostanę to, co dostałam. Nastawiłam się.. w sumie nie wiem na co, ale nie na taki miszmasz wszystkiego!
Różnorodność bohaterów i to, jak każdy odgrywa tu jakąś ważną rolę.. język, który jest dostosowany do okresu, w jakim się znajdujemy..
Umiejętnie łączy tajemnice z codziennością i baśniami, a także.. magią.
Strasznie żałuję, że nie zostawiłam sobie tej pozycji na jesienne wieczory. Bo jak jesieniara ze mnie żadna, tak ta książka najlepiej wspasowałaby się właśnie w taki klimacik.
Chociaż.. może reread to nie taki zły pomysł ?
Szwarzeb nie istnieje. To miasteczko wymyślone na potrzeby książki. A jednak.. ja czuję, że ono jest! Że ono żyje własnym życiem, ze swoimi sekretami i mieszkańcami, zamknięte przed otaczającym nas światem!
To takie dziwne i fajne uczucie, czuć coś, czego nie ma..
Ta historia jest taka.. gęsta i napakowana wszystkim, tak inna od wszystkiego co znam, że aż nie wiem co mam wam o niej napisać!
Znaczy wiem! Jedno wiem na pewno!
Musicie ją przeczytać ?
I wiecie dlaczego? Dla klimatu. Bo klimat w tej książce robi taką robotę..
Podziękujecie mi po przeczytaniu, serio.
"Dlaczego ten ktoś się nie rusza? Boję się wziąć kolejny oddech, aż czuję, jak robi mi się niedobrze. Powoli dociera do mnie ohyda tego miejsca, smród niemytego ciała i przetrawionego alkoholu. Wszystko rozpływa się w świetle."
Współpraca reklamowa z @znak_literanova
To była bardzo ciekawa, wyjątkowa literacka podróż. Podróż nie tylko do małego poniemieckiego miasteczka, ale i w czasie. Podróż bardzo klimatyczna, wciągająca, dobrze napisana.
Historia rozpoczyna się w latach 90, gdzie wcześniej doszło do zaginięcia jednej dziewczyny, Alicji. Czy Alicja została przez kogoś skrzywdzona, czy może sama postanowiła opuścić rodzinne strony? Rozpłynęła się w powietrzu, a życie mieszkańców z czasem wraca do zwykłego rytmu.
Po latach przypadkowo inna młoda kobieta natrafia na pewien ślad, co daje początek odkrywaniu tajemnic i podróży coraz dalej w przeszłość oraz w miejscowe legendy, podania, tajemnicze miejsca, skarby, powojenne traumy. Czy wydarzenia sprzed stu lat mogą mieć jakiś związek z zaginięciem Alicji?
Klimat tej książki jest niesamowity. Chyba jeszcze nie czytałam czegoś aż tak baśniowego i mrocznego jednocześnie. Według mnie autorka miała bardzo ciekawy pomysł na fabułę i naprawdę dobrze go zrealizowała.
Polecam.
Powiadają, że w korzeniach wierzb ukryty jest skarb, a strzeże go sam diabeł. Tyle że ten diabeł miewa czasem ludzką twarz… Historia rodziny, która...
Zachwycająca oda do świata, którego już nie ma. Albo którego nie potrafimy zobaczyć Rok 1918. Wśród polnych kwiatów, w maleńkiej wiosce otoczonej lasem...
"Dobiega do wielkiego drzewa i na chwilę przystaje. Przytula się do suchej i spękanej kory. Łapie kilka głębszych oddechów. Zaciska dłoń na srebrnym wisiorku. Słyszy szelest, coraz bliżej i bliżej. Zamyka oczy, próbuje nie wydać żadnego dźwięku, jak dziecko, które myśli, że może pozostać niezauważone, kiedy samo nic nie widzi. Słyszy sapanie, a może płacz. Czy to ona płacze, czy las? A potem przestaje słyszeć i zapada się w ciemność. "
Więcej