Miłość jest najważniejsza. Wywiad z Małgorzatą Lis

Data: 2022-01-03 15:41:41 Autor: Malwina Szymańska
udostępnij Tweet

Pisze o miłości do Boga i do ludzi. I o tym, że dobra relacja między nimi jest swego rodzaju remedium na ludzkie troski. Małgorzata Lis, autorka wielu książek o miłości mówi, że wiara jest raczej jej siłą niż kulą u nogi. Pragnie się tym dzielić i pokazać – na przykładzie swoich bohaterów, że tak właśnie jest.

– Moi bohaterowie, dzięki wierze, wcale nie żyją łatwo, lekko i przyjemnie, ale dzięki wierze jest im łatwiej być szczęśliwym w swoim życiu! – mówi autorka. Dotychczasowe jej książki ukazały się nakładem Wydawnictwa eSPe w serii Opowieści z wiary. Najnowsza spośród nich nosi tytuł Miłość, pies i czekolada.

Św. Maksymilian Kolbe powiedział: Tylko miłość jest twórcza. Wiele pani pisze o miłości. Jak zatem rozumie Pani te słowa?

Myślę, że warto zastanowić się nad tym, jaką miłość święty miał na myśli. Jeśli chcemy porozmawiać o miłości, warto doprecyzować, jak my ją rozumiemy. Wiadomo, że definicji miłości jest bardzo dużo. Mnie utkwiło w pamięci zdanie wypowiedziane przez Sługę Bożego ks. Franciszka Blachnickiego, założyciela słynnych oaz, że miłość to posiadanie siebie w dawaniu siebie, a więc dawanie w wolności i myślę, że w tym kontekście, jak najbardziej miłość jest twórcza. Dopiero dawanie siebie drugiemu w wolności prowadzi do zbudowania czegoś pięknego i trwałego, do zbudowania pięknych relacji, a w przypadku św. Maksymiliana wręcz do ofiary z życia, która nie była przecież końcem, ale początkiem czegoś pięknego.

Pani bohaterowie też świetnie pokazują, że miłość jest twórcza...

Tak, zwłaszcza jeśli chodzi o tworzenie relacji wynikających właśnie z miłości, ale również w kontekście budowania własnej tożsamości poprzez miłość. Te górnolotne słowa mogą wydawać się dziwne, bo Miłość, pies i czekolada to przecież powieść obyczajowa i taka, można powiedzieć, zwyczajna historia, ale cieszę się, że Pani to dostrzegła. Po pierwsze chciałam pokazać, że nie da się żyć bez miłości. Bez niej nie da się niczego zbudować, nie da się zrozumieć samego siebie, jeśli się nie kocha i jeśli nie jest się kochanym. Główna bohaterka książki Miłość, pies i czekolada jest osobą samotną, która doświadcza miłości – od swoich rodziców, a także od swojej przyjaciółki, ale pragnie miłości, można powiedzieć, wyłącznej, tej jedynej. O tym myśli cały czas i nieustannie na nią czeka. Póki jej nie odnajdzie, czuje się niespełniona. Kolejnym przykładem twórczej relacji może być znajomość z Asią, którą Beata za darmo, jako wolontariuszka, uczy grać na keyboardzie. Asia jest osobą z niepełnosprawnością i ta praca przeradza się w pewien rodzaj przyjaźni. Mimo różnicy wieku, relacja ta powoli zaczyna otwierać Beatę i zaczyna pokazywać jej, że życie nie kończy się na samym sobie, że dawanie potrafi przynieść wiele szczęścia i wypełnić pustkę, którą tak często nosimy w sercu.

W książce Miłość, pies i czekolada, podobnie jak w poprzednich powieściach, nie ucieka Pani także od wątków miłości człowieka do Boga – miłości Boga do człowieka.

Piszę o wierze, bo jestem osobą wierzącą. Wiara jest dla mnie bardzo ważna na co dzień, jednak mało jej odnajdywałam w książkach. Często były to pozycje bardzo wartościowe, poruszane w nich były ważne kwestie i tematy, ale bez odniesienia do Pana Boga. Brakowało mi tego, zaczęłam sięgać po literaturę zagraniczną, a w końcu pomyślałam, że może sama spróbuję coś napisać. Przez te kilka lat, odkąd zaczęłam pisać, wiele się zmieniło i przybyło tego typu powieści nie tylko w samej serii Opowieści z wiary. Cieszy mnie to i  mam nadzieję, że będzie ich jeszcze więcej. Wierzę, że ta – według niektórych – łatka „powieść chrześcijańska” nie będzie etykietką, tylko zachętą albo po prostu dodatkową klasyfikacją powieści, bo przecież każda z nich wpisuje się w jakiś nurt. Ja wpisałabym swoje powieści w nurt literatury obyczajowej, bo chociaż jest w nich odniesienie do Pana Boga, jest modlitwa, są też poruszane kwestie moralne, ale ja się na nich nie skupiam. Staram się, by to nie było moralizowanie, tylko pokazanie życia, także takiego życia, które ja znam. Mam przecież wielu znajomych, którzy żyją wiarą na co dzień i również to chciałam pokazać w swoich powieściach. W najnowszej książce, zatytułowanej Miłość, pies i czekolada wątków, powiedzmy, religijnych jest stosunkowo niewiele, na pewno mniej niż w poprzednich powieściach. To świadomy zabieg. W końcu nie wszystkie osoby, które określają się mianem wierzących, tak bardzo angażują się w życie religijne na co dzień. Moja bohaterka, Beata, żyje wiarą, którą przekazali jej rodzice, jest to dla niej ważne, oczywiście, a gdy przychodzą trudne, dla niej tragiczne wręcz wydarzenia, zwraca się do Pana Boga. Pragnie, by jej przyszły mąż był osobą wierzącą, ma swoje zasady – nie chce wyjść za mąż za rozwodnika, nie chce rozbić czyjejś rodziny. Te wartości gdzieś tam się pojawiają, ale nie są aż tak eksponowane. Są po prostu wpisane w życie bohaterów, bardziej więc piszę o życiu niż wprost o samych wartościach. O tym są inne książki. U mnie Pan Bóg jest jednym z bohaterów, ale stoi z boku. Nie wiem, czy to kogoś zniechęci, czy zachęci, ale chcę pisać o różnych odcieniach wiary – nie tylko o tych pięknych i wzniosłych momentach, ale również o tych trudniejszych, także o wierze bardziej zwyczajnej, codziennej. Jak wspominałam, sięgam czasem po tytuły obce, ale są one w większości protestanckie. Ja tworzę powieści katolickie, tzn. przewijają się w nich katolickie zwyczaje, modlitwa różańcowa, w poprzedniej książce mowa była o adoracji Najświętszego Sakramentu, jest Msza św., więc są takie elementy, które z jednej strony są nam kulturowo bliższe, a z drugiej są ważne dla mnie.

Dla mnie osobiście Pan Bóg i wiara nie są ciężarem. Są problemy, jest cierpienie, ale w życiu każdego człowieka jest cierpienie i są problemy. Osobiście nie wyobrażam sobie, jak miałabym je pokonać bez Pana Boga i bez wiary, bez perspektywy, że życie nie kończy się tu i teraz. Wiara jest raczej moją siłą niż kulą u nogi i właśnie dlatego chcę się tym podzielić i chcę pokazać na przykładzie swoich bohaterów, że tak właśnie jest. Oni, dzięki wierze, wcale nie żyją łatwo, lekko i przyjemnie, ale dzięki wierze jest im łatwiej być szczęśliwym w swoim życiu, bo tak jak napisałam w jednej z książek – szczęście to nie jest konkretna rzeczywistość, tylko stan ducha. Jeśli patrzymy na życie oczami wiary, według mnie, jest dużo łatwiej.

Skąd czerpie Pani inspiracje do pisania – to życie, literatura?

W zasadzie inspiruje mnie i życie, i literatura. Zawsze też miałam bujną wyobraźnię i lubię po prostu wymyślać sobie historie. Czy to przy domowych obowiązkach, czy to dojeżdżając do pracy komunikacją miejską. Te historie są oparte na życiu. Staram się, by wymyślone  przeze mnie sceny, sytuacje, mogły zaistnieć w rzeczywistości. Inspirują mnie zatem: wyobraźnia, życie i  to, co w życiu – literatura, książki, które czytam.

Pewnym pomysłem, który zauważyłam właśnie w innych powieściach i który postanowiłam wykorzystać w najnowszej swojej książce, jest narracja pierwszoosobowa. Pisałam najpierw z punktu widzenia Beaty i pomyślałam: może by tak pokazać także drugi punkt widzenia... Jeśli pisze się w pierwszej osobie, wielu rzeczy nie da się pokazać – widzimy tylko to, co widzi bohater, znamy tylko jego przemyślenia, jego punkt widzenia, a przecież ciekawiej jest poznać także przemyślenia drugiej osoby. I to nie tylko w powieściach. To jest też ważne w życiu – by przy analizowaniu jakichś sytuacji, zwłaszcza jeśli są konfliktowe, spróbować chociaż trochę wczuć się w drugą osobę, spróbować wyobrazić sobie, co ona myśli, jak ona to widzi, dać się jej wypowiedzieć, wykrzesać z siebie trochę empatii. Muszę przyznać, że pisanie z punktu widzenia Rafała nie było wcale łatwe, bo to przecież mężczyzna – i to mężczyzna, który jest zupełnie inny ode mnie. Choćby to, że lubi biegać. Ja wolę czytać... Spróbowałam jednak i tak pierwsza część należy do Beaty, druga do Rafała, a w trzeciej przeplatam narracje – raz widzimy rzeczywistość oczami Beaty, raz oczami Rafała. Nie wiem, jak dla czytelników, ale dla mnie było ciekawym doświadczeniem spojrzenie na rzeczywistość z dwóch punktów widzenia...

„Miłość, pies i czekolada" to powieść miłosna o wielkim ładunku dobrych wartości  

- recenzja książki „Miłość, pies i czekolada”

Czy opisze Pani dalsze losy bohaterów książki Miłość, pies i czekolada?

Nie wiem, czy rozczaruję tym stwierdzeniem, czy nie, ale nie planuję kontynuacji tej powieści. Na kontynuację zdecydowałam się tylko i wyłącznie w przypadku mojego debiutu. Oczywiście nie mówię kategorycznie „nie”, by nie zamykać sobie pewnej furtki, ale w najbliższych planach tego nie mam. Zdradzę jednak, że moja najnowsza powieść, która ukaże się, mam nadzieję, w 2022 roku, będzie pewnego rodzaju kontynuacją powieści Wybrać miłość. Nie będą to jednak dalsze losy bohaterów, ale rozwinięcie wątku jednej z bohaterek tej historii.

Dlaczego staram się unikać typowych kontynuacji? Osobiście wolę zamknięte książki, ale znam takie powieści, które mają bardzo otwarte zakończenia i dają dużo możliwości interpretacji. Przy takich tekstach lubię, kiedy autor nic więcej już nie pisze. Takim przykładem jest dla mnie powieść mojej młodości, Zapałka na zakręcie Krystyny Siesickiej. Książka, która po latach zyskała kontynuację (Pejzaż sentymentalny, Zatrzymaj echo – przyp red.). Kiedy ją jednak przeczytałam, upadły wszystkie moje wyobrażenia, wszystko to, o czym myślałam o bohaterach, czytając pierwszą część. A zatem zostawiam czytelnikom wyobrażenia na temat kontynuacji powieści Miłość, pies i czekolada.

Czy ma Pani swoją ulubioną książkę pośród tych powieści, które dotychczas powstały?

Nie, nie mam. Najbardziej lubię chyba powieść, którą aktualnie piszę. Myślę jednak, że zawsze na szczególnym miejscu będzie mój debiut – Kocham cię mimo wszystko. Nie dlatego, że jest to najlepsza powieść, najlepiej napisana, najlepiej skonstruowana. Jest mi najbliższa, bo była pierwsza, po prostu. Pisałam ją chyba najdłużej, spędziłam z nią zatem najwięcej czasu. Ta książka rozpoczęła moje pisanie, więc zawsze będę mieć sentyment do Marcina i Ani oraz do ich historii.

Chyba wszystkie Pani książki są o miłości?

Tak, nawet mają w tytule to słowo, z wyjątkiem drugiej, Przebaczam ci. Nie ma tam słowa "miłość", ale samo przebaczenie jest fundamentem miłości. Bo ja piszę właśnie o miłości. Można powiedzieć sloganem - Miłość jest najważniejsza. Tak po prostu jest. W Biblii też najważniejsza jest miłość, najważniejsze jest przykazanie miłości. Wracając do przywołanego na początku cytatu – Miłość jest twórcza – jeżeli chcemy żyć, chcemy tworzyć, chcemy dawać, to miłość jest najlepszym motorem tych działań. Do tego ja lubię wątki romantyczne w powieściach, więc i moje książki mówią nie tylko o miłości rodzicielskiej, przyjaźni itd., ale również o miłości damsko-męskiej, lecz z zachowaniem zasad chrześcijańskich, którymi żyję i którymi chciałam się też podzielić. Ktoś kiedyś napisał w jakimś komentarzu na temat jednej z moich powieści, że  pierwszy raz przeczytał romans, w którym nie było żadnej sceny łóżkowej i to go zaskoczyło, ale bardzo pozytywnie. Okazuje się, że można i bez tego napisać powieść o miłości.

Czytaj również: Św. Maksymilian Kolbe – cytaty

Gdy nie ma w naszym życiu tej jedynej miłości, gdy dopadają nas problemy, stres, cierpienie, musimy sobie z tym jakoś poradzić. Dobrze to widać w powieści Miłość, pies i czekolada.

Tak. My też musimy trochę zadbać o siebie. Warto mieć swoje hobby, nisze, które pozwalają nam zregenerować się. Rafał biega. Beata czyta książki. To takie klasyczne sposoby ucieczki, ale jest też tytułowa czekolada. Ta czekolada może przyciągać czytelnika – kojarzy się z czymś słodkim, miłym. Jednak jest ona w tej powieści obrazem nie do końca tego, co dobre i przyjemne. Beata zajada czekoladą swoje smutki. Pojawiają się też w powieści inne sposoby na to, by mniej przeżywać to, co nas spotyka, mniej się smucić, mniej stresować – niekoniecznie są to dobre czy zdrowe rzeczy. Wykorzystując motyw czekolady, chciałam pokazać, że często nie akceptujemy swoich form ucieczki od problemów, ale przecież jesteśmy tylko ludźmi, więc ta czekolada staje się symbolem naszych niewielkich słabości, które mamy i warto, byśmy je potrafili zaakceptować. Wydaje mi się, że łatwiej jest z nimi walczyć, jeśli je zaakceptujemy niż jeśli uznamy je za naszego wewnętrznego wroga. W tej powieści chciałam też pokazać, że nie wszyscy są idealni, wspaniali i piękni. Stąd pomysł na bohaterkę, Beatę – osobę ze sporą nadwagą. Myślę, że takie romanse, w których wszystko się udaje i w których wszyscy są wspaniali, piękni i bez wad, mogą być nawet szkodliwe, zwłaszcza dla młodzieży. Młody człowiek czyta taką książkę i myśli sobie: „tylko taka miłość albo żadna.” To jest pewnego rodzaju pułapka. Oczywiście, powinniśmy oddzielać literaturę od życia, bo jednak to wciąż tylko fikcja, ale można tę fikcję uczynić bardziej życiową. I ja tak właśnie robię.

Dobrą formą radzenia sobie z tym, co niesie życie są także nasi znajomi, przyjaciele czy działania, które podejmujemy bezinteresownie na rzecz innych. W książce Miłość, pies i czekolada ukazana została m.in. wartość przyjaźni. Beata zawsze może liczyć na Ulę, swoją przyjaciółkę. Dziewczyny, choć mają mało czasu, znajdują go na wspólne spotkania, rozmowy. To ważny wątek w kontekście świata wirtualnego, który często zastępuje nasze prawdziwe spotkania, relacje.

Ta przyjaźń jest tutaj bardzo ważna, ale oczywiście to nie jest tak, że mamy przyjaciela, aby czerpać z tego tylko korzyści. Na początku już o tym powiedziałam – miłość daje, więc jeśli w tej relacji obie osoby dają coś od siebie, dają swój czas, dają swoje zainteresowanie, to takie relacje są bardzo ważne i warto o nie dbać. Ula, przyjaciółka Beaty, poniekąd zmienia jej życie, namawiając ją na wolontariat. Beata podejmuje to wyzwanie, uczy 16-letnią Asię gry na keyboardzie. I tu rodzi się kolejna znajomość, pewien rodzaj przyjaźni. Asia ma dziecięce porażenie mózgowe, więc Beata idzie na pierwsze spotkanie z duszą na ramieniu, ale w rezultacie, mimo dużej różnicy wieku, dziewczyny nawiązują piękną relację – ni to przyjacielską, ni to rodzicielską. Widać, że Beata korzysta na tych spotkaniach, ale i młodej Asi są one także potrzebne.

Jesteśmy zatem sobie potrzebni i dobrze jest dawać sygnał drugiej osobie, że dostrzegamy ją, że i ona jest nam potrzebna. Bo to już tak jest, że nie tylko chcemy być kochani, ale chcemy też kochać i chcemy, by miłość, którą dajemy, miała oddźwięk. Oczywiście są święci, którzy dają piękne przykłady swojego życia, gdzie niezależnie od tego, czy dostawali, to dawali z siebie, jak choćby przywołany podczas naszej rozmowy św. Maksymilian Kolbe. Ale nie każdy tak potrafi i widać to chociażby w związkach damsko-męskich, że jeżeli jedna osoba daje, a druga „nic" – tylko bierze i bierze, jesteśmy tym zmęczeni. Warto więc wysyłać sygnały: „dziękuję, że jesteś", by docenić, by pokazać, że widzimy to, co otrzymujemy od drugiej osoby – nawet, jeśli w danym momencie trudno nam coś dać od siebie albo gdy nie potrafimy tego zrobić. Samo podziękowanie jest już swego rodzaju darem.

Myśli Pani, że ktoś dzięki Pani powieściom odkrył Pana Boga?

Jakiś spektakularnych sytuacji nie było, ale miałam sygnały od czytelników, że któraś spośród moich powieści albo ich umocniła, albo pomogła podjąć jakieś decyzje. I tu nawet poczułam pewien niepokój – czy to dobrze, czy źle? Uświadomiłam sobie, że „puszczam” powieść w świat. Na początku zupełnie nie myślałam o tym, że ta historia żyje później swoim życiem. Takie sygnały dostawałam od czytelników. I z jednej strony mnie cieszą, z drugiej uświadamiają mi, że jestem odpowiedzialna za słowo, które nie utkwiło między okładkami, tylko cały czas pracuje gdzieś w świecie. Myślę, że w ostatecznym rozrachunku to dobrze. Czytałam gdzieś, że jedna z amerykańskich autorek, bodajże Karen Kingsbury, modli się przed napisaniem swoich powieści za wszystkie osoby, które będą je czytać. To jest piękne. Myślę, że nikt nie będzie miał nic przeciwko temu, jeśli i ja również będę tak robić. Modlitwy nigdy za wiele.

A odwrotnie – czy z racji tego, że przyznaje się Pani do wiary w swoich książkach, doświadczyła Pani nieprzyjemności?

Na szczęście osobiście nie doświadczyłam tego, natomiast zdarzały się niepochlebne recenzje, gdzie na przykład z góry czytelniczka założyła, że nie czyta takich książek, że nie jest osobą wierzącą, ale przeczytała i napisała kilka nieprzychylnych słów. Było to dla mnie wyjątkowo trudne, bo to była akurat jedna z pierwszych recenzji mojego debiutu. Taki trudny początek. Cały czas uczę się przyjmować różne recenzje. Spotkałam się też z odmową recenzentki, która powiedziała, że nie czyta chrześcijańskich książek. Nie mogę powiedzieć, że to był hejt. To jest uczciwe postawienie sprawy, jednak jestem ciekawa, dlaczego ta pani nie czyta książek o takiej tematyce. Czy nie  czyta, bo jest osobą niewierzącą i zwyczajnie nie odpowiada jej ten temat, czy też dlatego – a z tym też się już spotkałam, choć nie dotyczyło to moich książek – że uważa, że książki chrześcijańskie są słabe, że jest to takie „byle co". A przecież powieść chrześcijańska niesie wartości – i to wartości uniwersalne – przecież większość z nich to wartości ogólnoludzkie i jedynie w moim gatunku pojawia się znaczna różnica, a mianowicie kwestie moralne w kontaktach damsko-męskich. Więc jeżeli ktoś szuka wrażeń w tych kategoriach, tutaj ich nie znajdzie, natomiast jeśli szuka wartości, szuka dobrej powieści – jest szansa, że znajdzie to, czego szuka. Staram się, by moje powieści były dobrze napisane i myślę, że inni autorzy chrześcijańscy też się o to starają, wydawcy również dbają o to, by te książki były na dobrym poziomie i nie sądzę, znając choćby serię Opowieści z wiary, by te powieści odstawały jakością czy poziomem literackim od obecnych na rynku obyczajówek. Często są o wiele lepsze – ale to już może być kwestia indywidualnego odbioru.

Zatem z bezpośrednim hejtem się nie spotkałam, ale obawiam się, że wiele osób nie sięga po książki publikowane przez chrześcijańskie wydawnictwa, książki z etykietą „powieść chrześcijańska", bo uważa, że te książki są słabe. Zachęcam wtedy, by jednak spróbować. Jeżeli jednak ktoś nie czyta tej literatury ze względu na własne przekonania, to przecież każdy ma do nich prawo i nie będę nikogo nawracać na siłę...

Powieść Miłość, pies i czekolada kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.