Ramoneska 6/8

Autor: art_roxana
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

-Dalej cię nie podwiozę. Nie chce kusić losu.

-Czyli się boisz.- Rzuciła zaczepnie.

-Odpuść choć dziś. Nie chce się kłócić na koniec.- Gdy to powiedział oboje uświadomili sobie, że ich drogi się właśnie rozchodzą.

-Koniec. Dziwne uczucie. Też tak masz?- Spytała.

-Może. Chyba nawet cię polubiłem.- Roześmiała się na te słowa. Po chwili Remin próbował wymusić na Ramonie by i ona coś powiedziała.

-A ty?

-Ja cię nie lubię. Za bardzo mnie drażnisz.- Dobrze wiedział, że gdyby go nie lubiła to by teraz tak nie rozmawiali. Już miała wysiadać gdy dodała:

-Ale wiesz, gdyby kiedyś coś mi się przytrafiło to mogę liczyć na jakieś znajomości?

-Znajomości? Przecież mnie nie lubisz, więc nie jestem twoim znajomym.- Powiedział udając obrażony ton. Wysiedli z samochodu i Remin stanął na chodniku obok Ramony. Było już dość ciemno a pogoda była dość chłodna.

-Może wezwać ci taksówkę?- Zaproponował.

-Jestem już dużą dziewczynką. Poradzę sobie.

-A no tak, przecież byłaś na wykładach to wiesz jak się bronić w razie potrzeby.- Wtedy Ramona jakby przygasła. Miał wrażenie, że nawet ją nieco przestraszył.

-Chyba, że cię odprowadzę.- Dodał.

-Oszalałeś. Matka od razu pomyślałaby, że znów coś odwaliłam.

-Czemu?

-Bo policja przyprowadziła mnie do domu?- Odpowiedziała pytaniem, które dało jasno do wiadomości, że traktuje Remina jak policjanta nie biorąc pod uwagę tego, że jest też zwykłym człowiekiem. Ciężko mu było czasem wytłumaczyć, że mimo, że jest policjantem może też być osobą prywatną. Nie raz drażniło go to, że jego zawód był porównywany do posługi księdza. Ksiądz jest księdzem przez całe czas od kiedy tylko wstąpi w szeregi kleru. On jest policjantem, który ma konkretne godziny pracy, po wykonaniu których jest po prostu Makarym Reminem… Niestety, policjant to dość zobowiązujący zawód.

-Jak wolisz.- Odparł już tylko. Wciąż jednak miał wątpliwości, bo już drugi raz dostrzegł, że Ramona dziwnie reaguje. Pracował już trochę w swoim zawodzie, poznał się na ludziach i ich zachowaniach. Wiedział gdy ktoś kłamał, kręcił, coś ukrywał. Postanowił, że przyjrzy się temu bliżej. Pożegnali się bez większej ceremonii jakby mieli się ponownie spotkać za kilka dni na kolejnym wykładzie. Ramona na szczęście dotarła cała i zdrowa do domu. W końcu było to raptem kilka minut. Szybkim krokiem po dwudziestu minutach była już w swoim pokoju. Usadowiona wygodnie na łóżku przeglądała coś na laptopie. Chwilę później dostała sms: Dotarłaś?- Patrzyła w ekran telefonu. Dziwnie się poczuła. Dokładnie tak, jak kilka dni temu u Remina. Jej większa i rozsądniejsza część świadomości wyraźnie mówiła, że jest to tylko sms. Wysłał go po prostu dla świętego spokoju. Ta druga część świadomości, choć mniejsza wydawała się głośniejsza. Zasugerowała jej, że Remin się o nią martwi. A skoro się martwi czyli czasem o niej myśli.

-To piwo kompletnie mi pomieszało pod kopułą.- Mruknęła. Odpisała mu tylko „tak” i rzuciła telefon na szafkę. Starała się wyprzeć z głowy durne myśli.

 ***

Ciesząc się wolnością i swobodą Ramona czuła się jak pies urwany z łańcucha. Nie wiedziała co ma robić. Nie musiała się kontrolować, pilnować, zastanawiać czy czymś sobie nie zaszkodzi. Nikt się jej nie mógł już o nic przyczepić. Nie była już więźniem. Mogła planować co chciała bez zmartwień, że wypadną jej wykłady czy spotkania. Idąc razem z Oskarem przez miasto postanowili, że wejdą na chwilę do domu Luka i Mono. Mieli nadzieje, że może odzywali się  czy kontaktowali z rodzicami. Chcieli się dowiedzieć czegokolwiek. Gdy przez okno ojciec Luka i Mono zobaczył, że Ramona i Oskar wchodzą na podwórko od razu wyszedł przed dom.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
art_roxana
Użytkownik - art_roxana

O sobie samym: Pisanie to moje hobby, nie zawsze wychodzi idealnie. Chętnie wczytuję się w opinię innych. Uważam, że każdy ma prawo do własnego zdania. Szanuję to i chcę, aby inni szanowali moje.
Ostatnio widziany: 2024-02-25 16:54:12