Świat się zmienia. Wywiad z Katarzyną Majgier

Data: 2022-03-09 14:59:07 Autor: Patryk Obarski
udostępnij Tweet

Gra pozorów mówi o relacjach międzyludzkich, ale też o zmianach, jakie dokonują się w ludziach i na świecie. O cyklu Kuchennymi drzwiami opowiada autorka, Katarzyna Majgier

Katarzyna Majgier - pisarka

W Grze pozorów przenosi Pani czytelników do XIX wieku... 

Lubię czytać o czasach, które minęły, najchętniej w książkach napisanych w tych czasach. Dzięki nim, poza faktami historycznymi i rzeczywistością tamtych lat, możemy poznać także ówczesny sposób myślenia i zobaczyć, jak bardzo zmienia się nasze podejście do różnych rzeczy. Jak ewoluuje świat i nasza mentalność.

Pisanie o tak odległych czasach nie jest łatwe, bo nie pamiętamy tego świata, znamy go tylko z książek, gazet i starych zdjęć. Pracując nad książką, spędziłam dużo czasu na zbieraniu informacji i sprawdzaniu, jak myśleli, zachowywali się i wyglądali wtedy ludzie, jaki był ich świat: domy, gospodarstwa, miasta, czy wsie. Cieszę się, że mamy internet, gdzie jest tyle informacji. I cyfrowe biblioteki, gdzie można znaleźć coraz więcej książek i gazet sprzed lat. Bez tego nie byłabym w stanie napisać tej książki i jej dalszych części.

Pani powieść ma w sobie więcej z nurtu młodopolskiego niż z romantyzmu znanego z dzieł Mickiewicza?

Chyba tak. To są już czasy Młodej Polski – przełom wieków. Na początku książki Mickiewicz nie żyje już od 35 lat, ale właśnie teraz Polacy urządzają mu pogrzeb (trzeci!) w Krakowie. W tamtych czasach pogrzeby znanych osób były ważnymi wydarzeniami, w których uczestniczyło wiele osób, często przyjeżdżających z daleka.

Postarałam się też, by nie zabrakło tego, o czym mówiło się wtedy w Krakowie, jak śluby Włodzimierza Tetmajera i Stanisława Wyspiańskiego z chłopkami, premiery Moralności Pani Dulskiej, Wesela i Wyzwolenia czy właśnie pogrzebu Mickiewicza.

Zosia, bohaterka Gry pozorów, nierzadko kieruje się sercem. Właśnie – czy Zosia Nowakowska ma coś wspólnego z innymi Zosiami – na przykład tymi Mickiewiczowymi?

Chyba więcej z młodopolskimi postaciami – na przykład Hanką z Moralności Pani Dulskiej Gabrieli Zapolskiej.

Akcja Gry pozorów rozpoczyna się w momencie, gdy Zosia musi opuścić dworek, dotychczasowe miejsce pracy. I jest załamana. Jednak to, co wydaje się dla niej katastrofą, może okazać się w istocie szansą?

Czasem tak jest, że to, co wydaje się tragedią, okazuje się początkiem czegoś nowego i lepszego niż to, co się zakończyło. Zosia ma szczęście, że trafia na przychylne osoby. W przeciwnym wypadku jej życie skończyłoby się tragicznie.

Późniejsze losy Zosi udowadniają, że prowadzenie własnego wiejskiego gospodarstwa to ciężki kawałek chleba. W Grze pozorów dokonuje Pani rozliczenia z mitem polskiej wsi?

Prowadzenie gospodarstwa to zawsze był ciężki kawałek chleba. Jako dziecko i później, w wieku kilkunastu lat, spędzałam wakacje u rodziny na wsi i widziałam, jak wszyscy tam ciężko pracują. Sama też pomagałam w tych pracach. Dlatego dziwi mnie, że tyle osób wyobraża sobie, że jest to sielankowe i bezstresowe życie. Niektórzy „mieszczanie” nawet fantazjują, że rzucą swą ciężką pracę po 8 godzin dziennie i wstawanie o 7 rano, zamieszkają na wsi i będą tam coś uprawiać (zwykle raczej lawendę niż buraki pastewne).

Tymczasem rolnik wstaje około piątej rano, bo trzeba nakarmić zwierzęta i wydoić krowy, kozy czy owce, jeśli są w gospodarstwie, a potem pracuje przez cały dzień, do późnych godzin wieczornych. Także w weekendy i święta. Nie ma nawet urlopu. A praca jest bardzo stresująca – susza czy powódź to znacznie większy problem niż brak premii – tym bardziej że na pogodę nie mamy wpływu.

W czasach Młodej Polski artyści zainteresowali się wsią. Niektórzy żenili się z chłopkami, jak Tetmajer, Wyspiański czy Rydel. Ten ostatni podobno jeszcze przed ślubem nosił chłopskie odzienie i woził plony rolne na targ.

Suchej nitki nie pozostawia Pani także na niektórych przedstawicielach mieszczaństwa. Gra pozorów to gra, w którą uwikłani jesteśmy wszyscy – niezależnie od statusu społecznego i czasów, w których żyjemy?

Teraz może w mniejszym stopniu niż wtedy, kiedy wiele robiono i wiele poświęcano dla zachowania pozorów. Dziś niektórzy wspominają te czasy z nostalgią, jako spokojne i bezproblemowe, ale wystarczy poczytać książki z tamtych lat, by zrozumieć, jak ciężkie było wtedy życie i jak postęp, który osiągnęliśmy od tamtego czasu, poprawił nasze życie.

W Pani powieści pojawia się także postać Franciszki, kuzynki Zosi. To bohaterka, która nie odnajduje się w stereotypowej roli kobiety tamtych czasów?

Franciszka to pod wieloma względami przeciwieństwo Zosi. Jest inteligentna, zaradna, przedsiębiorcza, wie, czego chce i świadomie do tego dąży. Sama podejmuje decyzje, podczas gdy Zosia tego unika. Zosia tłumi swoje uczucia, Franciszka wszystko bardziej przeżywa, ale potrafi poradzić sobie z trudnościami, twardo stąpa po ziemi.

To właśnie pod koniec XIX wieku rodziła się w kobietach świadomość, że zamiast stać w cieniu mężczyzn, same mogą być głównymi bohaterkami?

Myślę, że zawsze były takie kobiety, nawet w jeszcze wcześniejszych czasach – na przykład Nawojka. Tylko właśnie zwykle kończyło się to tak, jak w przypadku Nawojki. W XIX wieku postęp i rozwój edukacji pozwolił, by zaczęło się to zmieniać.

I dlatego też postanowiła Pani pokazać Franię jako nie tylko niezależną kobietę, ale także kobietę uwikłaną w zakazany romans?

Franciszka jest osobą bardzo świadomą. Zna siebie, jest szczera i uczciwa – wobec innych i wobec siebie. Takim osobom jak ona trudniej jest „brać udział w grze pozorów”, bo to jest sprzeczne z ich podejściem do życia. Dlatego Frania jest zaskoczona nastawieniem Stefci, gotowej w każdej chwili odrzucić miłość dla konwenansów i wygodnego życia, choć obie żyją w epoce, kiedy takie podejście uważane jest za rozsądne i właściwe.

W Grze pozorów znajdziemy wiele niuansów, wątków, tematów, których brak w popularnych lekturach tamtego okresu.

Wtedy w książkach unikano wielu tematów, dlatego nie znajdziemy ich w literaturze tamtych czasów. Niektórzy autorzy robili aluzje, ale wiele tematów po prostu omijano. Dziś można więcej, choć ciągle jeszcze są sprawy, których trudno napisać w literaturze „mainstreamowej” czy młodzieżowej, choć ostatnio można zaobserwować pewną odwilż. Jeszcze kilka lat temu większość wydawców w książkach młodzieżowych czy na przykład w romansach unikała niektórych tematów, teraz jest coraz więcej takich, którzy je dopuszczają.

Klientkami Franciszki często bywały kobiety marzące o bogatym mężu – ich posagi topniały bowiem z każdym tygodniem. Izabela Łęcka nie była więc wyjątkiem?

Takich osób było chyba nawet więcej niż takich jak Frania. Podobnie zresztą bywało z mężczyznami, co też znalazło odbicie w literaturze z tamtych lat (np. Tomasz Łęcki czy Teofil Różyc z Nad Niemnem).

Podobnie jest z majątkiem pana Rozchodowskiego, byłego pracodawcy Zosi. Gra pozorów to więc także książka o wysadzonych z siodła?

Zależało mi, żeby znalazły się tam także historie, które nie zakończyły się „happy endem”. W XIX wieku świat zmieniał się dynamicznie i obok osób, które potrafiły to wykorzystać, były też takie, które nie potrafiły się w nim odnaleźć.

Poza przedsiębiorczymi osobami, które dobrze sobie radzą, są więc też osoby, które nie nadążają za zmianami, ale w przypadku Rozchodowskich jest to też kwestia ignorancji i lenistwa. Ich majątek został zbudowany przez Antoniego, ojca Karola i Henryka, a po jego śmierci jeden z synów zrezygnował z zarządzania nim, a drugi nie umiał się tym zająć. Nie znalazł się też nikt inny, kto potrafiłby to zrobić.

W Grze pozorów w pewnym momencie okazuje się, że losy części bohaterów powieści mocno się ze sobą splatają. W życiu rządzi przypadek, a może coś więcej?

Trudno powiedzieć. Ale przecież w życiu zdarza się wiele zbiegów okoliczności tak niezwykłych, że gdyby znalazły się w książce, już na etapie redakcji autorzy usłyszeliby, że przesadzili, bo to jest niemożliwe. Na przykład w trzecim tomie cyklu Kuchennymi drzwiami jest taka „na wpół magiczna” scena wróżenia z kart, która jest prawdziwą historią, jaka zdarzyła się we wsi, gdzie w czasie wojny przebywała moja babcia.

Wspomniała Pani o cyklu – bo Gra pozorów to dopiero pierwszy tom cyklu Kuchennymi drzwiami. Co znajdziemy w kolejnych jego odsłonach?

Wczoraj wysłałam do wydawnictwa trzeci tom po ostatnich poprawkach. Napisałam tę książkę w 2018 roku, ale gdy teraz przeczytałam ją na nowo, postanowiłam „uratować” troje bohaterów, którzy mieli zginąć na wojnie i przez to musiałam wprowadzić zmiany.

W kwietniu ukaże się wznowienie drugiego tomu. Czytelnicy znajdą tam dalsze losy Franciszki, Zofii, Marcela, doktora Dąbrowskiego i innych postaci, a także nowych bohaterów. W drugiej części dorośnie nowe pokolenie: dzieci Zofii, Olek Dąbrowski, Kazik Rozchodowski. Wszyscy są barwnymi postaciami, każdy ma swoje marzenia i plany, ale pokrzyżuje im je wybuch pierwszej wojny światowej.

Tytuł drugiego tomu, Światło i cień, nawiązuje do fotografii, którą zajmie się Klima i do ówczesnej psychologii, a szczególnie psychoanalizy jungowskiej, która zainteresuje Olka Dąbrowskiego.

Pisząc o psychologii i fotografii, mogłam w końcu korzystać z własnego wykształcenia i doświadczenia zawodowego. I przynajmniej w tym zakresie nie musiałam spędzać tyle czasu na zbieraniu materiałów, co w przypadku faktów historycznych i realiów życia w opisywanych epokach. Choć oczywiście i psychologia, i fotografia też bardzo się zmieniły od tamtych czasów.

W trzecim tomie pojawi się trzecie pokolenie – wnuków Zofii, ale także potomków innych postaci znanych z poprzednich tomów – na przykład Marcela i rodziny Lutoborskich.

Powieść Gra pozorów z cyklu Kuchennymi drzwiami kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.