Gangsterzy to także zwyczajni ludzie! Wywiad z Robertem Miękusem i Januszem Petelskim

Data: 2022-01-04 13:51:18 Autor: Przemysław Garczyński
udostępnij Tweet

– Chcieliśmy napisać historię, która pokazuje gangsterów od kuchni, nie tylko ich „pracę”, ale też życie prywatne, bo to też są przecież ludzie: mają żony, kochanki, siostry, braci, rodziców, muszą jeść, załatwiać różne sprawy, po prostu żyć. Chodziło o to, żeby warstwa obyczajowa była integralną częścią tej kryminalnej. Bohaterowie są bardzo mocno osadzeni w swoim środowisku. Pokazujemy ich sposób myślenia, ich strach, marzenia, wady i zalety. To są ludzie, którzy choć robią to, co robią, starają się normalnie żyć, a nawet więcej: marzą, żeby normalnie żyć. O książce Cała ferajna opowiadają jej autorzy, Robert Miękus i Janusz Petelski.

Pierwsze, co rzuca się w oczy, patrząc na Całą ferajnę, to bez wątpienia objętość książki. Czy nie kusiło Panów rozbić jej na trzy osobne części i nieco je rozbudować, by powstała w ten sposób trylogia? Podejrzewam, że i dodatkowe wątki znalazłyby się bez problemu.

Robert Miękus: Kusiło i tak właśnie było. Najpierw powstały scenariusze, 13 odcinków po 45 minut każdy, a dopiero potem książka. Już na wstępie założyliśmy, że ze względu na objętość, zostanie wydana w trzech tomach. Tak poradzili nam bardziej doświadczeni koledzy po fachu. Opublikowania książki podjęło się wydawnictwo, które nie miało żadnego doświadczenia w wydawaniu kryminałów i to był nasz błąd. Dwa pierwsze tomy ukazały się w odstępie roku, jednak bez żadnej akcji promocyjnej nie sprzedały się najlepiej.

Janusz Petelski: Wydawca po opublikowaniu tych dwóch tomów zrezygnował z wydania trzeciego...

RM: Wówczas podjęliśmy decyzję, by wydać książkę jeszcze raz, ale w wydawnictwie, które zobowiąże się do akcji promocyjnej. Chcieliśmy też, by nasza książka ukazała się w całości. Dodatkowych wątków i tak nie moglibyśmy dopisać, ta historia stanowi całość, nic nie można ująć ani dodać, bo i nie będzie to miało żadnego znaczenia dla akcji.

Wraz z lekturą pierwszych stron czytelnik wkracza w świat, którego na co dzień nie zna. Struktury mafijne, lewe interesy, narkotyki, broń, wymuszenia, wojny gangów... Skąd czerpali Panowie wiedzę na temat tego, jak rozrysować poszczególne sceny, by całość wypadłą niesamowicie wiarygodnie dla odbiorcy?

RM: Gdy wpadłem na pomysł, by opowiedzieć historię o mafii, opisaną z punktu widzenia gangsterów, doszedłem do wniosku, że nie zdołam tego zrobić, bo nie znam tego środowiska. Zarzuciłem pomysł, jednak po kilku latach z różnych powodów wróciłem do niego i opowiedziałem o nim Jankowi. Wtedy też doszliśmy do wniosku, że nie zdołamy tego napisać, bo nie znamy realiów. Jednak po pewnym czasie Janek do mnie zadzwonił i stwierdził, że istnieje książeczka, będąca świetnym studium mentalności ludzi z tego środowiska.

JP: Tak, główną inspiracją i źródłem wiedzy była dla nas książka Henryka Niewiadomskiego ps. „Dziad” – domniemanego bossa gangu wołomińskiego. Nosi ona tytuł Świat według Dziada. Poza tym mieliśmy dwóch świetnych konsultantów.

RM: Książka nas bardzo zainspirowała, do tego poznaliśmy policjanta, który bardzo dużo opowiedział nam o tych ludziach, dzięki temu mogliśmy zacząć pisać. Na początku w zasadzie z każdym problemem zgłaszaliśmy się do naszego konsultanta, ale później weszliśmy w skóry naszych bohaterów, zaczęliśmy myśleć jak oni i ta pomoc była coraz mniej nam potrzebna. Drugą osobą pomagającą nam przy tworzeniu był człowiek ze środowiska mafijnego.

Feliks Nieznański zwany Bosym stoi od lat na czele struktury, której – jako czytelnicy – „kibicujemy”. Skąd pomysł na tę postać, złożoną z tak wielu różnych, maleńkich światów? Bo z jednej strony mamy sympatycznego dziadka, z jeszcze innej – „szefa wszystkich szefów", a równocześnie poznajemy go jako oddanego kochanka oraz wiernego męża, który całe życie zamierza spędzić u boku kobiety sprzedającej kwiaty. To solidna mieszanka, aż strach wstrząsać i patrzeć na efekty.

RM: Bosy to postać nawiązująca do postaci „Dziada", stąd i takie nazwisko. Natomiast staraliśmy się, żeby zarówno Bosy, jak i inne postaci były wielowymiarowe – tak, jak to jest w życiu. Współczesny bohater nie może być oczywisty.

Cała ferajna to powieść obyczajowo-kryminalna, jak głosi napis na okładce. Choć na pierwszy rzut oka to połączenie wydaje się abstrakcyjne, udowodnili Panowie na łamach powieści, że życie pisze różne scenariusze, a taka forma doskonale pasuje do powieści. Mamy bowiem mafijne porachunki, a równocześnie jest czas na wiele życiowych spraw. Znajdziemy tu miłość, pragnienie, troskę o bliskich, snucie planów na przyszłość – wszystko to, co możemy dostrzec w otaczającej nas rzeczywistości. Czy trudno było połączyć te dwa światy? Czy może te dwa światy przenikają się również za naszymi oknami, tylko tego nie dostrzegamy?

RM: Chcieliśmy napisać historię, która pokazuje gangsterów od kuchni, nie tylko ich „pracę”, ale też życie prywatne, bo to też są przecież ludzie. Mają żony, kochanki, siostry, braci, rodziców itd. Muszą jeść, załatwiać różne sprawy, po prostu żyć. A że zarabiają w ten sposób, to już inna sprawa. Chodziło o to, żeby warstwa obyczajowa była integralną częścią tej kryminalnej, żeby one nachodziły na siebie, a nie że jest wątek kryminalny, a potem obyczaj. Mam wrażenie, że chyba nam się to udało. Bohaterowie są bardzo mocno osadzeni w swoim środowisku. Pokazujemy ich sposób myślenia, ich strach, marzenia, wady i zalety. To są ludzie, którzy mimo że robią to, co robią, starają się normalnie żyć, a nawet więcej: marzą, żeby normalnie żyć.

JP: To trochę jak my sami – wszyscy jesteśmy zlepkami: nas z pracy, nas z domu, nas z życia towarzyskiego…

Duża część problemów, z jakimi przychodzi borykać się naszym bohaterom, wynika z faktu, że ktoś podjął samodzielną decyzję – najczęściej pod wpływem emocji – nie bacząc na potencjalne konsekwencje dla siebie i innych. Czy chcą Panowie przez to pokazać, że także nasze błędy i trudności w życiu mogą wynikać z takich powodów?

RM: Tak, to jest historia, która pokazuje, że na skutek własnych fobii, strachu, niedomówień i kłamstw można doprowadzić do tragedii. To jest świat, w którym wszystko jest tajemnicą, każdy coś ukrywa, intencje nie zawsze są jasne, wobec tego łatwo o złą interpretację działań innych ludzi. To trochę jak w podziemiu w czasie wojny – ludzie mało wiedzą o sobie i o tym, co robią, łatwo więc o pomyłkę.

JP: Na pewno chcieliśmy ukazać to, jakie pobudki kierują każdym człowiekiem przy podejmowaniu decyzji oraz to, na ile potrafi racjonalnie do nich podejść. W obu przypadkach efekt zależy od inteligencji i charakteru, a nie od miejsca w społeczeństwie.

Choć historia opisana w Całej ferajnie kończy się, cały czas mam w głowie jedną myśl: czy jest szansa na ciąg dalszy tej opowieści? A może prequel, ukazujący czytelnikom, w jaki sposób Feliks Nieznański stał się Bosym, jakiego znamy? Lub historia Fantoma i Młodego, czyli drugiej strony barykady? Nie wiem, dlaczego, ale mam nieodparte wrażenie, że w stworzonym przez Panów świecie jest jeszcze dużo przestrzeni do literackiego zagospodarowania...

JP: Tak, mamy tego typu pomysły i przemyślenia, ale co z tego wyjdzie – czas pokaże.

RM: Mogę zdradzić, że myślimy o kontynuacji. Mamy pomysł na kolejny tom, którego akcja toczyłaby się współcześnie. Ale pomysł na prequel jest bardzo dobry i być może też o nim pomyślimy. Dużo zależy tu od wydawnictwa.

Jak to jest: pisać książkę w duecie, w dodatku tak obszerną powieść? Trudniej było Panom dogadać się w trakcie projektowania tej historii czy też podczas pisania – bo okazywało się, że choć są Panowie zgodni co do pojawienia się danej sceny, to jednak każdy oczami wyobraźni widział ją zupełnie inaczej? Co przyniosło największą trudność podczas wspólnej pracy nad książką?

RM: Trzeba pamiętać, że najpierw powstał scenariusz serialu. Janusz Gajos miał grać Bosego, jednak na 3 tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć TVP wycofała się z projektu. To były lata 2006/2007...

JP: To były czasy przed komunikatorem Skype. Przesiedzieliśmy wówczas razem mnóstwo godzin podczas pisania scenariuszy serialowych, wymyślając scenę po scenie.

RM: Często się spotykaliśmy i omawialiśmy nie tylko poszczególne sceny, ale – przede wszystkim – samą historię. Gdy to było dogadane i wiedzieliśmy, jaki jest kierunek, co chcemy uzyskać, dlaczego tak rozwiązujemy daną scenę, jaki jest kierunek opowieści, do czego dążą nasi bohaterowie, krótko mówiąc: po co tak, a nie inaczej, to żadnych później kontrowersji nie było, wszystko było jasne. Natomiast kiedy zacząłem pisać książkę, początkowo robiłem to w tajemnicy przed Jankiem. Dlaczego? Bo nie wiedziałem, co mi z tego wyjdzie, czy to nie będzie jakaś grafomania. Po napisaniu jakichś 60 stron przesłałem to Jankowi. Miał sporo uwag, ustaliliśmy, co i jak i tak naprawdę zaczęliśmy pisać ją jeszcze raz, ale już ze świadomością, jak cała opowieść ma wyglądać. Początkowo często się konsultowaliśmy na Skypie czy telefonicznie, ale potem każdy pisał swoją część, przesyłał partnerowi, ten czytał, poprawiał, zgłaszał uwagi itd. To bardzo sprawnie szło i dziś nie potrafię już powiedzieć, co pisałem ja, a co Janek.

Gdyby mogli Panowie wskazać jednego bohatera, którego z jakichś powodów każdy z Panów darzy szczególną sympatią lub sentymentem – kto by to był i dlaczego?

JP: Lubię wszystkich naszych bohaterów. Najbardziej tych nieoczywistych, więc skoro muszę wybrać, to może Wieszak?

RM: Choć także lubię wszystkich bohaterów, żadnego z nich nie chciałbym spotkać w realnym życiu. Być może najlepiej pisało mi się właśnie Wieszaka. To postać, którą dość późno wymyśliliśmy, ale którą bardzo polubiłem. Na pewno taką jest też Krystyna, może – Młotek, dużo sympatii mam też do Maliny, choć to oślizgły typ. Generalnie lubi się wszystkie postaci, które się wymyśli. To tak jak z naszymi dziećmi. Kochamy wszystkie, choć przecież nie koniecznie wszystkie są ideałami.

Książkę Cała ferajna kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.