Gdy wybucha wojna, przegrywają wszyscy. Wywiad z Sabiną Waszut

Data: 2021-08-10 11:54:24 Autor: Adrianna Michalewska
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Gdy wybucha wojna, przegrywają wszyscy. Wywiad z Sabiną Waszut z kategorii Wywiad

– Emigranci, tacy jak bohaterowie mojej książki, musieli pokonać wiele trudności. Niestety, czasem sami wpędzali się w kłopoty, nie czytając podpisywanych umów lub ufając niewłaściwym ludziom. O niezwykłych losach emigracji międzywojennej opowiada Sabina Waszut, autorka serii Emigranci, której drugi tom, zatytułowany Listy z czarnych miast, właśnie trafił do księgarń.

Jesteś Ślązaczką?

Całe życie mieszkam na Śląsku i czuję się Ślązaczką. Rodzina mojej mamy pochodzi z Chorzowa, tata natomiast urodził się na wsi pod Częstochową. Choć dziś Częstochowa jest drugim co do wielkości miastem województwa śląskiego, z historycznym i językowym Śląskiem nie ma wiele wspólnego. Na takich pół-Ślązaków mówiło się tu niegdyś Krojcok, na szczęście dawno nie słyszałam tego określenia. Śląsk ma się w sercu, nie musi być wpisany w metrykę urodzenia.

Śląsk to teren szczególny, piękne obszary, zamki, ale i pyszna kuchnia. Co jest najlepsze na Śląsku?
 
Ślązaczki słynęły z zamiłowania do porządku. Jeszcze moja babcia myła okna praktycznie co tydzień. Oczywiście głównym powodem tak częstego sprzątania była sadza, która zbierała się na parapetach i oklejała szyby. W przemysłowym mieście trzeba było bardziej dbać o czystość.

Czasy się zmieniły, ale zamiłowanie do ładu wokół pozostało, nie tylko do tego w domach i w przestrzeni publicznej, ale również w głowie. Odnoszę wrażenie, że Ślązacy są bardzo poukładani. Sama lubię mieć wszystko zaplanowanie, fatalnie znoszę chaos. Pasuje mi ta śląska cecha, choć być może tylko ja ją dostrzegam.

Ze śląską kuchnią, o której mówi się tak wiele dobrego i która wydaje się być wyznacznikiem śląskości, mało mam wspólnego. Nie lubię gotować. Nie jestem też smakoszem. Zadowalam się potrawami, które można szybko przygotować, choć oczywiście na rosół i roladę robioną przez moją mamę jeżdżę do rodzinnego domu bardzo chętnie.

Historia Listów z czarnych miast rozpoczyna się u progu odzyskania przez Polskę niepodległości. Jednak był to proces, który wymagał szeregu decyzji, np. tych dotyczących losów Górnego Śląska. Co się wydarzyło w latach 1918-1921?

Na temat powstań śląskich zostało napisanych wiele książek i prac naukowych. Historycy dogłębnie analizują ten wycinek naszej historii. Trudno jest w kilku słowach opisać wydarzenia tamtych lat. Współcześnie wciąż toczy się dyskusja, czym były powstania, wielu uważa te zbrojne wystąpienia za wojnę domową i ja się do tego poglądu poniekąd przychylam.

Wojnę domową?

Po pierwszej wojnie światowej, która przyniosła wiele zmian politycznych i społecznych, poseł Wojciech Korfanty na wystąpieniu w Reichstagu zwrócił się z żądaniem zwrotu odrodzonej Polsce powiatów Górnego Śląska, Śląska Średniego, Poznańskiego, polskich Prus Zachodnich i polskich powiatów Prus Wschodnich. To wystąpienie wywołało ogromne poruszenie i stało się preludium dla trzech Powstań Śląskich i plebiscytu. Powrót Śląska do macierzy nie był ani łatwy, ani oczywisty. Należy pamiętać, że przez setki lat na tych ziemiach mieszkali obok siebie Polacy, Niemcy i Ślązacy. To tu krzyżowało się ze sobą wiele granic politycznych, ale także kulturowych. Sąsiedzi mieszkający na jednej ulicy, w jednym domu, często posługiwali się różnymi językami.

Sytuacja gospodarcza regionu w tamtym okresie była trudna. Dochodziło do strajków w kopalniach i hutach. Padały strzały. Stosunki stawały się coraz bardziej napięte.

28 czerwca 1919 roku został podpisany traktat wersalski, na mocy którego o podziale Śląska miał zadecydować plebiscyt. Zarówno strona polska jak i niemiecka rozpoczęły bardzo intensywną akcję propagandową. Dochodziło także do coraz częstszych aktów przemocy.

Jak to wyglądało?

16 sierpnia 1919 roku wybuchło pierwsze powstanie. Trwało zaledwie kilka dni. Powstańcy w obawie przed represjami uciekli z terenu Górnego Śląska. Rok później 19 i 20 sierpnia walki wybuchły po raz drugi.
W końcu 20 marca 1921 odbył się plebiscyt, o którym szerzej piszę w książce. Jego wynik był niekorzystny dla strony polskiej. Niekorzystna dla Polski propozycja podziału Śląska doprowadziła do wybuchu trzeciego powstania. Ostatecznie Śląsk został podzielony decyzją Rady Ambasadorów, choć podział nie był odzwierciedleniem wyników plebiscytu.

Mówiąc o powstaniach nie można zapominać, że po obu stronach zginało wielu walczących. Czasem stojący naprzeciw siebie znali się, przyjaźnili, mieszkali w jednym domu. W Listach z czarnych miast, staram się nie oceniać, nie staję po żadnej ze stron, bo obie miały swoje racje. Pochylam się nad tymi, którzy polegli, bo historia o nich najczęściej zapomina.

Przyznam, że mam mieszane uczucia, gdy obchodzone są kolejne rocznice upamiętniające tamte wydarzenia. Każda wojna, każda walka, to wyłącznie tragedia, gdy wybucha, przegrywają wszyscy.

W powieści opowiadasz historię rodziny Bednarzy, którzy jadą z Niemiec do Polski na plebiscyt dotyczący przyłączenia Śląska do Niemiec lub do Polski. To nieco skomplikowane…

Tak jak skomplikowana jest historia tego regionu.

Rodzina Bednarzy pochodziła z Radlina, ale na początku XX wieku wyjechała do Westfalii za pracą, której w tamtym regionie było więcej, szczególnie dla górników. Gdy na mocy ustaleń traktatu wersalskiego o podziale Śląska miał zadecydować plebiscyt, strona polska zaczęła domagać się, aby Ślązacy mieszkający poza Śląskiem mogli przyjechać na głosowanie. Niemcy zgodzili się na ten zapis i natychmiast zaczęli agitować emigrantów, aby w plebiscycie zagłosowali za Niemcami. Organizowano pociągi wiozące ludzi na Śląsk, oferowano noclegi, dodatkowe dni urlopu. Oczywiście po głosowaniu te same pociągi odwoziły głosujących z powrotem do ich położonych na terenie Niemiec domów. Polska strona nie poczyniła żadnych kroków, które mogłyby zachęcić emigrantów do zagłosowania za Polską.

Emigranci głosujący w plebiscycie stanowili 19,3 % wszystkich głosujących, a większość z nich ostatecznie zagłosowała na stronę niemiecką (180 tys. za Niemcami, 10 tys. za Polską).

Moi bohaterowie podjęli inną decyzję. Bednarze przyjechali na plebiscyt z zamiarem pozostania na Śląsku i wierzyli, że będzie to polski Śląsk.

Jak wiemy wyniki plebiscytu nie zadowoliły strony polskiej. Dlaczego?

Obecnie można tylko marzyć o takiej frekwencji, jaka była wówczas. W głosowaniu uczestniczyło 98 % głosujących, z czego 60% oddało głos za Niemcami, a 40% – za Polską. W miastach głosowano najczęściej za pozostawieniem Śląska w granicach Niemiec, na wsiach za przyłączeniem do Polski. Plebiscyt nie przyniósł rozwiązania, niemożliwym był bowiem taki podział Śląska, jaki wynikł z preferencji głosujących. Inną linię podziału zaproponował Wojciech Korfanty przy wsparciu Francji, inną Anglicy i Włosi. Ostateczna decyzja zapadła w październiku 1921 roku. Polska otrzymała 1/3 obszaru plebiscytowego, ale za to z większością zakładów przemysłowych.

Przebieg linii granicznej budził wiele zastrzeżeń. Granica przecinała ulice, a nawet podwórka. Dochodziło do sytuacji kuriozalnych, czasem dom stał w Polsce, a stodoła w Niemczech. Jadąc z Piekar do Chorzowa (oba te miasta zostały włączone do Polski), trzeba było dwukrotnie przekraczać granicę. Powstania, plebiscyt i późniejszy podział Śląska, z całą pewnością nie ułatwiły życia jego mieszkańcom.

Bohaterowie Twojej powieści wybierają kolejną emigrację. Udają się do Francji. Jak wyglądała taka emigracja w początkach XX wieku?

W pierwszym tomie, powieści Emigranci. Podróż za horyzont, opisuję wyjazd rodziny Gajdów do Brazylii. W porównaniu z tamtą emigracją ta francuska była zdecydowanie mniej dramatyczna, oczywiście patrząc na całokształt, bo jednostkom bywało bardzo ciężko.

Francja po wielkiej wojnie była wykrwawiona. Brakowało ludzi do pracy, dlatego chętnie otwierała drzwi robotnikom, szczególnie górnikom ze Śląska czy z Westfalii. Mimo podpisanych umów międzypaństwowych i licznych zapewnień, na miejscu nie wszystko okazywało się kolorowe. Emigranci, tacy jak bohaterowie mojej książki, musieli pokonać wiele trudności. Niestety, czasem sami wpędzali się w kłopoty, nie czytając podpisywanych umów lub ufając niewłaściwym ludziom.

Podkreślasz w Emigrantach..., że kopalnie we Francji były znacznie słabiej rozwinięte niż te na Śląsku. Co to znaczy?

O gorszych warunkach pracy panujących we francuskich kopalniach wspominał Simon Juskowiak, którego poznałam w Lille, a którego ojciec i dziadek pracowali w tamtejszej kopalni, czytałam o tym również w licznych wspomnieniach emigrantów. Uskarżano się przede wszystkim na nieprzestrzeganie zasad bezpieczeństwa pracy oraz na ogromną zachorowalność na pylicę, spowodowaną dużym zapyleniem.

Szukając szczegółowych informacji, natknęłam się na zapiski dotyczące największej katastrowy górniczej we Francji. Doszło do niej na kilka lat przed przybyciem do Mericourt moich bohaterów, w roku 1906, w miejscowości Courierres. Zginęło wówczas 1099 górników. Przyczyną katastrofy była eksplozja pyłu węglowego od zapalonej lampy naftowej. W tamtym okresie w śląskich kopalniach używało się już głównie lamp elektrycznych.

Problemem było również słabe przeszkolenie oraz brak nowoczesnego sprzętu francuskich ratowników. Konieczne stało się sprowadzenie ratowników z Niemiec. Dopiero im udało się uratować część górników.

Czy Polacy wybierający Francję stawali się Francuzami? Jaki był ich status?

Polacy emigrujący do Francji utrzymywali ścisłe związki z Polską. Organizowali się w licznych stowarzyszeniach kulturalnych, kościelnych i oświatowych. W Lille zaczęto wydawać polonijne czasopismo „Narodowiec”. Tworzono polskie szkoły. Niestety, to przywiązanie do ojczyzny spowalniało proces integracji czy nawet nauki języka. Polacy tworzyli własne enklawy, niechętnie bratając się z Francuzami. Oczywiście z biegiem lat to się zmieniało, kolejne pokolenia przyjmowały francuskie obywatelstwo, zmieniały nazwiska.

Dziś francuska polonia wydaje się być nadal bardzo przywiązana do kraju, choć będąc w Lille i rozmawiając z mieszkającą tam rodziną emigrantów, doszłam do wniosku, że to przywiązanie, to bardziej ciekawość, rodzaj folkloru niż realne więzi.

Źródła podają, że w latach 1920-1923 do francuskich kopalń z Polski wyjechało pół miliona Polaków. Wśród polonii francuskiej był też ojciec Violetty Willas, słynnej polskiej śpiewaczki i rodzina polityka Edwarda Gierka. Pomiędzy dzisiejszymi francuskimi politykami możemy spotkać potomków dawnych emigrantów, np. Michela Poniatowskiego.

W przemysłowym regionie Nord-Pas-de-Calais potomków pierwszych emigrantów wciąż jest bardzo dużo. Gdy tylko przyjechałam do Lille, w restauracji, w której zamawiałam kolację, spotkałam kelnera, który opowiedział mi historię swojej rodziny. Okazało się, że jego babcia pochodziła z Będzina.

Również na okolicznych cmentarzach odnalazłam mogiły z polskimi nazwiskami. Polsko brzmiące nazwy ulic też nie są rzadkością.

Bohaterowie Twojej powieści powoli uczą się życia na obczyźnie. Niektórzy trafiają do kopalń, inni szukają szczęścia w biznesie. A co robiły ich żony?

Żony górników, zarówno Polki jak i Francuzki, w większości nie pracowały. Czasem do pracy zmuszała je sytuacja finansowa. We francuskich kopalniach zezwalano na pracę kobiet, pracowały również dzieci. Podobno Edward Gierek zatrudnił się w kopalni, mając zaledwie trzynaście lat.

Żony emigrantów ze Śląska próbowały prowadzić tradycyjne domy. Opiekowały się dziećmi, gotowały, dbały o przydomowe ogródki, czego ponoć francuskie kobiety nie robiły. Wśród Francuzów uprawianiem warzyw zajmowali się w wolnych chwilach mężczyźni.  

Z całą pewnością kobiety były wówczas uzależnione finansowo od mężczyzn. Należy pamiętać, że bez obecnych udogodnień prowadzenie domu było ciężką, wielogodzinną pracą. Trudno było więc znaleźć czas na inną. Mężczyźni również pracowali po kilkanaście godzin dziennie w niewyobrażalnie ciężkich warunkach. O podziale domowych obowiązków nikt wtedy nie myślał, a prawo do rozporządzania swoimi zarobkami kobiety zyskały dopiero w 1907 roku.

Wielu Polaków wróciło po II wojnie światowej do kraju. Niektórzy jednak zostali. Jakie są wspomnienia o tej emigracji w dzisiejszych śląskich domach? Czy zachowały się zapiski, zdjęcia, a może są muzea czy wystawy, które ten okres upamiętniają?

Zanim zaczęłam przygotowywać się do pisania powieści, niewiele wiedziałam o francuskiej emigracji. Na szczęście bardzo szybko udało mi się zdobyć książkę Pamiętniki emigrantów. Francja wydaną w Warszawie w 1939 roku, a w Muzeum Emigracji w Gdyni trafiłam na wystawę „Carboland”, na której prezentowanych jest mnóstwo zdjęć, dokumentów, a nawet makieta domu.

Teraz, gdy Listy z czarnych miast są już dostępne w księgarniach, trafiają do mnie kolejne wspomnienia. Okazuje się, że wielu czytelników ma w rodzinie kogoś, kto mieszka we Francji bądź z francuskiej emigracji powrócił.

Listy z czarnych miast to drugi tom serii Emigranci. Wiem, że przygotowujesz już kolejną historię. Opowiesz nam o niej?

Nie chcę jeszcze zdradzać zbyt wiele. Powiem tylko, że tym razem moi bohaterowie nie wyjadą z własnej woli. Trzeci tom, który zaczyna się w 1940 roku, będzie historią wywózki polskich rodzin mieszkających we Lwowie i w Stanisławowie do Kazachstanu.

Książkę Emigranci. Listy z czarnych miast kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.