Iwona była nie tyle w dołku, ile na samym dnie - finansowym i psychicznym.
Lepiej żyć krótko i szybko niż długo i powoli...
Na początku była chęć życia. Nic prócz niej, a wszystko w niej. To nieskończoność Anaksymandra, wyłaniająca z siebie byty świadome i nieświadome, to święty ogień Heraklita, który niszczy i tworzy światy materialne i duchowe. To Duch Boży, który unosił się nad potencjalnością istnienia i tworzył cztery żywioły. A powstająca z nicości idea człowieka czekała, aż Stwórca zmaterializuje ją, poruszy i rzuci w pulsującą, rytmiczną przestrzeń odchodzenia i powrotu.
Demoniczność wciąga w niesłychane piekło. Piekło na ziemi. Wsysa człowieka jak odkurzacz koty, a ja nie lubię tracić kontroli. Zresztą kto lubi!? Kontrola umysłu, rzecz święta! Trzeba się jednak liczyć z siłami nadprzyrodzonymi.
Po łapach łatwo dostać, zwłaszcza gdy się po szczęście sięga. Moje szczęście od czerwca podrożało. Niedługo to na kartki będzie. No, za taką miłość do kwadratu, taką do końca życia, słono trzeba zapłacić.
Wiem jedno: choroba jest tylko tłem do tego, co dzieje się w życiu każdego z nas. Dzięki niej na pewno łatwiej zrozumieć, co jest dla nas ważne, a co nie. Choroba dodaje nam odwagi, byśmy walczyli o siebie.
Kiedy poznałam diagnozę, poinformowałam o niej członków rodziny i bliskie mi osoby. Nie myślałam wtedy, co to dla nich znaczy. Najważniejsze były przecież moje uczucia. Z czasem zrozumiałam, ze oni chorują razem ze mną. Że moja choroba zmieniła także ich życie.
Powrót do zdrowia i życia wymaga od pacjenta poczucia sensu. Leczenie ma sens dla pacjenta, jeśli jego życie ma dla niego sens.
Choroba nowotworowa to swoisty katalizator zmian. Burzy plan życia, który najczęściej ignoruje ryzyko załamania się osi czasu pod wpływem choroby. Jest silnym przekazem mówiącym, że czas jest ograniczony.
Przez cały okres choroby poświęcałam czas na odnalezienie siebie i na uzyskanie odpowiedzi na wiele pytań. Po co tu jestem? O co tak naprawdę w tym życiu chodzi? Czy muszę być więźniem ciężkiego życia? Czy muszę się z nim zmagać? Czy nie ma sposobu na to, aby zmienić je w radosną podróż? Tego typu rozważania prowadziły mnie przez najrozmaitsze doświadczenia.
Myślę, że w podświadomości zawsze miałam strach przed chorobą. Najłatwiej bać się raka. On jest przecież taki medialny. Wszyscy się go boją, mimo że istnieją dziesiątki chorób o gorszym przebiegu i niedających szans przeżycia.
Choroba ściągnęła mi cugle, zmusiła do zwolnienia tempa i do przyjrzenia się życiu. Nie wiedziałam, jak potoczy się leczenie, więc postanowiłam, że nastał mój czas.
Obiecałam sobie nie czytać w internecie niczego, co może mnie przestraszyć.
- Nie wygląda to dobrze, zapraszam pojutrze na onkologię...
- ?
To był ten moment, kiedy zrozumiałam, co oznacza stwierdzenie, że nagle komuś cały świat się wali. Mój legł w gruzach po kilku zaledwie słowach lekarza.
Wiedziałam, że nie jestem pierwszą ani ostatnią osobą, która po usłyszeniu diagnozy znajdzie się właśnie na rozstaju dróg. I nie zobaczy tam drogowskazu. Drogę wskaże jej albo serce, albo mózg.
Iwona była nie tyle w dołku, ile na samym dnie - finansowym i psychicznym.
Książka: Przegrana
Tagi: dno, dołek, życie, motywacja