Oda do starości. Wywiad z Autorem Nieznanym.

Data: 2021-12-03 15:35:01 Autor: Przemysław Garczyński
udostępnij Tweet

– Często dzieje się tak, że świata nie ratują bohaterowie o arnoldowych bicepsach, a tacy, którym jest bliżej do ułomności. Żeby móc walczyć o innych, najpierw muszą powalczyć o siebie – mówi Autor Nieznany. w rozmowie na marginesie książki Dotyka... Poderwać gęsią skórkę do lotu

Nie sposób nie zacząć rozmowy od uznania, że Autor Nieznany. musiał podczas pisania tej książki się nieźle bawić. Co więcej – bawić słowem. Nie brak tu słowotwórstwa, oryginalnych metafor czy związków frazeologicznych.

Z radości powstaje wiele dobrego. Zabawa niesie pisanie, pomaga szukać słów i obrazów. Zawsze bardzo się cieszę, kiedy uda mi się ułożyć z literek coś nowego, znaleźć w nich inne znaczenie.

Takie zabawy też są próbą opowiedzenia stworzonego świata, wyjaśnienia stanów, zjawisk. Przykładowo – co to jest i czym się objawia piachotermia. Jeśli zjawisko nie istnieje, nowe słownictwo przydaje się do jego opisania.

Zabawy językiem pomagają rozszerzać istniejące pojęcia. To ciekawe, jakie skojarzenia pojawią się po zmianie podstawy słowotwórczej w słowie np. ojczyzna i powstanie… matczyzna.

To jest też testowanie możliwości języka. Szukanie, przykładowo, stopnia najwyższego od rzeczownika. To wzbogacanie słownika, z małą nadzieją, że może takie nowosłowo czy zwrot (np. farbowanie siwych włosów to zaczeska młodości) komuś się spodoba i będzie go używać. Takie zabawy to próby. Ja lubię próbować.

Akcja Dotyka... rozgrywa się w bliżej nieokreślonej przyszłości, w której technologia przestała funkcjonować, a człowiek – przyzwyczajony do elektronicznych udogodnień – walczy o przeżycie. Sądzi Pan, że jako społeczeństwo zbyt mocno ufamy maszynom i powierzamy im działanie i myślenie, sami stając się tylko biernymi, odmóżdżonymi obserwatorami tego świata?

Technologia to część postępu. Jak wynalezienie ognia, udomowienie wilka, stworzenie alfabetu… Bardzo dobrze, że jest, rozwija się, pomaga nam się rozwijać. Nie unikniemy technologii. To ani demon, ani niepotrzebność. To naturalne zjawisko, jak słońce. Światło słoneczne i człowiek to składniki tej planety. Słońce stwarza światło i ciepło, człowiek stwarza technologię. Jedno i drugie może być i dobre, i złe. Trzeba nauczyć się z tym żyć.

W technologii jest jeden ważny element, który zresztą dotyczy nie tylko jej. To przesada w używaniu, pójściu do końca, nawet poza koniec. W takim ujęciu technologia nie różni się od innych zjawisk, przykładowo – od dziesięciu kremówek, zjedzonych jedna po drugiej.

Nie da się zabronić technologii. Tak jak nie da się zabronić świecić słońcu. I nawet ta przesada to powód do rozwoju. Ekstremalne poznanie tematu też ma swoje pozytywne skutki. Taka jest natura ludzka, ze swoją ciekawością. A ta przynosi dobre i niedobre skutki. Nigdy nie dowiedzielibyśmy się więcej, gdyby ciekawość była nieśmiała, wycofana. Zbyt duże zaufanie technologii to cena postępu. Taką ceną jest też zbyt długie przebywanie na słońcu.

Otaczający bohaterów świat nawiedzają ogromne burze piaskowe, nazwane super dust bowl. Skąd pomysł na nawiązanie do katastroficznych dla USA lat 1931–1938, zwanych właśnie Dust Bowl? Nie jest to wiedza powszechna.

Dla mnie piasek to bardzo plastyczne tworzywo. Lubię, kiedy opowieść ma wizualne otoczenie. A piasek jest bardzo malarski. Te wszystkie linie papilarne odciśnięte wiatrem na wydmach, usypane kształty, tańczące ziarenka. Piasek to płatki śniegu w lecie. Błyska miką, czerni się ziarenkami. Tańczy. Ciągnie za sobą ogon pyłu. Buduje piękną scenografię.
A piaskowe śnieżyce…

Piasek to gleba przyszłości. Chodzę sobie po Puszczy Kampinoskiej, a tam pod cieniutką warstwą ściółki… piasek. Może taki dust bowl jest bardzo blisko. Czeka tylko na sygnał. Może sypnie piaskiem z Mazowieckiego. A potem poprawi tym z Puszty Węgierskiej. I dopełni pyłami z terenów czegoś, co jeszcze pięćdziesiąt lat temu było wodą, czwartym największym jeziorem świata – Jeziorem Aralskim. A teraz jest gigaplackiem suchego pyłu. Może środkowe stany USA, glebowo, są już tutaj. I tylko drzewa powstrzymują piasek przed naszym prywatnym dust bowl.

Napisana przez Pana powieść zaczyna się sceną handlu niewolnikiem – Starym, którego wiedza i doświadczenie mogą pomóc młodym przetrwać trudne czasy. Co jednak zaskakuje – cytuję: Stary ma prawo do ostatniego słowa. (...) On decyduje, kto go kupi. Którego kupującego weźmie. Komu się sprzeda

Tak jak warto połamać język, tak warto nieco inaczej pokazać sytuacje, zdarzenia, zjawiska. Odejście od schematów, ujęcie z innej strony, wzbogacenie utrzymują czytającego przy historii. Skoro licytacja kojarzy się z jasnym podziałem ról kupujący – sprzedający, warto to zmienić.
Takie zasady licytacji to też element bajki, którą los dał starym ludziom w tej opowieści. Stary jest sprzedawany, ale to on podejmuje ostateczną decyzję, komu się kupi. Jest obiektem licytacji, ale ma mały element wolności. Taka scena do interpretacji. Jeśli chodzi o wolność, o możliwość wyboru…

Dość szybko wyodrębnić możemy trójkę głównych bohaterów – wegetariankę An, uzależnionego od technologii Adma oraz Starego, z bagażem doświadczeń potrzebnym do przeżycia. To zaskakująca mieszanka, rzekłbym – momentami wybuchowa. Czy ta trójka postaci odzwierciedla Pana zdaniem w jakiś sposób nas jako ogół obecnego społeczeństwa?

Budując tę minispołeczność, nie myślałem o takim ujęciu. Wydaje mi się, że może powstać takie wrażenie z powodu różnic, które dzielą bohaterów. Odległych od siebie charakterów, postaw, przestrzeni, własnych światów. Jest tu młodość kontra starość. Mięsożerność kontra niemięsożerność. Analogowość kontra technologia. Głód kontra sytość. Obcość kontra bliskość. Skrótojęzyk młodych kontra długomowa Starego… Są przeciwieństwa, są więc tarcia i wybuchy. A ja poważam akcję i za wybuchowością jestem jak najbardziej. Ta powstaje, kiedy charaktery i światy zaczynają się do siebie zbliżać, zderzać, przecinać. Im większa odległość, tym większa siła uderzenia.

Wśród dość oczywistych inspiracji Autora Nieznanego. wskazać można przede wszystkim fantastykę, czy też ściślej – nurt powieści postapokaliptycznych. Nie sposób jednak nie dostrzec, że nierzadko inspiracją był nasz rodzimy język, który posłużył do gry słowem, otaczająca nas rzeczywistość (tytuły czasopism i nazwy stacji telewizyjnych), a także... Biblia, a ściślej Stary Testament. To dość osobliwa mieszanka, nie uważa Pan?

Może nawet wybuchowa. I tak jak w przypadku postaci, tak łączenie odległych przestrzeni daje sporo możliwości. Przede wszystkim zmusza autora do wysiłku, żeby te przeciwne ładunki się poprzyciągały i w odpowiedni sposób wybuchły.

Takie miksowanie to przyjemna rzecz. Jest jak poszukiwanie nowych smaków; słodki ze słonym sprawdzają się świetnie… Dlatego to ciekawe, jak duchowość człowieka sprawdzi się w warunkach wyżyłowanego głodu. Jak dłoń, znająca głównie mało dotykalną wirtualność, poradzi sobie z drewnianym narzędziem. Jak poetycki język opisze najbardziej przyziemne zjawiska: piach, wnętrzności i łupanie kamieni.

Lepienie odległych elementów to interesująca podróż w nieznane. Dobrze jest się przekonać, co powstanie.

Być może to daleko posunięta teza, ale intryguje mnie postać Starego. Pojawił się, aby służyć, a zarazem ocalić ludzkość (w postaci Adma i An) od śmierci. I daleki jestem od szukania na siłę tych drobnych nitek, z których mógłbym wysnuć teorię, że jest swego rodzaju Mesjaszem, czy też doszukiwać się w nim bezpośrednio Jezusa. Czuję jednak, że nie bez powodu to właśnie osoba starsza wiekiem, niekoniecznie w pełni sprawna fizycznie, stanowi istotny element tej układanki, w jaką wciągnięty zostaje czytelnik. Na ile Dotyka... od samego początku miało być pewną, górnolotnie mówiąc, pieśnią pochwalną dla osób starszych, ich doświadczenia i należnego im szacunku?

O Mesjaszu nie pomyślałem. To, wydaje mi się, jest duże słowo. Ale taka interpretacja bardzo mnie cieszy. I na pewno jest tak, że ta opowieść to, mniej lub bardziej bezpośrednio, oda do starości. Jest to pieśń, i to jak najbardziej pochwalna. Stary ratuje ten mały świat, który go spotkał; siebie i dwójkę młodych. No i jest takim bohaterem na miarę swoich możliwości. Bo często dzieje się tak, że świata nie ratują bohaterowie o arnoldowych bicepsach, a tacy, którym jest bliżej do ułomności. Żeby móc walczyć o innych, najpierw muszą powalczyć o siebie. Tak też jest w tej opowieści. Zwykły stary człowiek wciela się w baśniowego bohatera i stara się ratować malutki świat, dzielony i łączony z dwoma innymi osobami.

An i Adm, czyli młodsze pokolenie naszych bohaterów, wypowiadają się dość... oszczędnie. Nie tyle oszczędzają zdania i ważą słowa, co wręcz sieką je na części. Ale szept ńe słsz, Ńsk ton' off..., Impl zero dźał – to tylko przykładowe wypowiedzi z jednego dialogu. Dlaczego zdecydował Pan o takim zabiegu, podczas gdy Stary wypowiada się pełnymi zdaniami?

Stary mówi starym językiem. Tym ustnym, prawie już wymarłym. Takim, którego używało się, rozmawiając z drugim człowiekiem twarzą w twarz. Młodzi używają języka swojego pokolenia. A to pokolenie rozmawiało w większości w holoprzestrzeni: ekranami, komunikatorami pisanymi, wizualnymi, myślowymi. Gdzie ważne są skróty, piktogramy, szybkość, łączenie zdania w jedno słowo. Gdzie język miał formę, ale coraz mniej był dźwiękiem. Ich aparat mowy tak się rozwinął. Został ukształtowany przez narzędzia, które służyły do rozmowy wizualnej. I te narzędzia stworzyły małodźwiękowe sposoby komunikowania się. Dlatego w mówieniu są średnio wprawieni.

Taka sytuacja, częściowo, dzieje się już teraz. A technologia to przyspiesza. Może to nieduży przykład, ale warto się przyjrzeć np. finalistom w konkursie na młodzieżowe słowo roku. Temu, jak wyglądają. To skrótowce, ścinki innych słów, przeróbki z angielskiego, większość jest urodzona w sieci. Tak rozwija się język. Kiedyś młodzi, używający takich słów, będą starzy i to będzie język urzędowo-użytkowy, taki z codziennego słownika. A kolejni młodzi wniosą swój język. I stare formy będą wymierać…

Tekst na okładce określa Dotyka... jako baśń postapokaliptyczną. Próżno tu jednak szukać smoków, krasnoludów czy elfów, nie ma rycerza w lśniącej zbroi, który uratuje królewnę z zamkowej wieży. Co z tą baśnią zatem?

Można by powiedzieć – jaka rzeczywistość, taka baśń. Rzeczywistość i opowieść są suche. A nawet bardzo wysuszone. Wszystko jest przywalone piachem, pochowane, cienkie, pomarszczone. Ale spod tych warstw wychylają się skrawki klasycznej baśni i baśniowe elementy.

Największym smokiem jest piach. Skarlałym, tym pożeranym, wymierającym – technologia. Matka Natura jest złą królową. No, może nie złą, ale piekielnie mocno wkurzoną. Rycerzem jest Stary, nawet ubranie ma srebrne, prawie jak zbroja. Królewną jest An. Księciem Adm. Wampira jest zaklętą w ciało zwierzęcia dobrą wróżką. Krasnoludów faktycznie nie ma, ale jest Anti – ludziołak. Są też elfiki, czy raczej duszki ognia, dobrego piasku i powietrza. Suchotniki. Skryte, ciche, cierpiące od złego piachu, wiatru i bezwody. Nie ma też zamkowej wieży, bo nawet Stary (mag jaskiniowych technologii) nie wie, jak ją zbudować z samego piasku.

Cała ta sucha baśniowość to zabieg łamiący konwencję gatunku, jaki znamy.

A największą baśnią jest tutaj „baśniowy” świat, stworzony przez Matkę Naturę dla starych. To w takiej rzeczywistości mogą oni żyć życiem kogoś ważnego, zauważonego, potrzebnego.

Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden szczegół, który trudno przeoczyć, mając książkę w ręku. Jej obwoluta jest... trójwymiarowa. Skąd pomysł na taki niespotykany na rynku książkowym zabieg? Czy to próba podkreślenia tego, że sama opowieść też jest wielowymiarowa?

Przyznaję, że o takiej interpretacji nie pomyślałem, ale jest bardzo miła. Tak najogólniej mówiąc, okładka jest zawsze pierwszym opowiadaczem historii. To ważna rola. To wstęp do treści. Jest jak plakat filmowy, jak trailer serialu. W okładce Dotyki… animacja postaci jeszcze bardziej pomaga opowiadać treść. Taka forma pokazuje, że do każdego elementu można podejść z innej strony. Jeśli coś jest nieruchome, można to poruszyć. Jeśli ma ramy, można poza nie wyjść. Animowana okładka to też trochę eksperyment, trochę na pokaz. Taki mały cekin.

Książkę Dotyka... Poderwać gęsią skórkę do lotu kupicie na Allegro!

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.