Za Żelazną Kurtynę - wywiad z Ewą Stachniak

Data: 2012-10-09 17:50:53 Autor: zbrodniczesiostr
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Za Żelazną Kurtynę - wywiad z Ewą Stachniak z kategorii Wywiad

- Chcę czytelnika angielskojęzycznego namówić do podróży nie tylko w czasie, ale i w przestrzeni, zabrać go w podróż za dawną Żelazną Kurtynę, pokazać, że opowieści o tych odległych i nieznanych regionach są warte posłuchania - mówi w rozmowie z Małgorzatą Janusiewicz (zbrodniczesiostrzyczki.pl) Ewa Stachniak, mieszkająca na stałe w Kanadzie pisarka, autorka m.in. książki Katarzyna Wielka. Gra o władzę.

Pani poprzednie książki Konieczne kłamstwa - angielska, lecz wrocławska książka, Ogród Afrodyty i Dysonans - obie dotyczące wielkich postaci polskiej historii i kultury udowadniają Pani bardzo rzetelne podejście do faktów historycznych, drobiazgowe badania kulturowe, przetworzone jednak ma współczesny język narracji powieściowej. Skąd u Pani zainteresowania historyczne, na tyle mocne, że poświęca im Pani tak wiele czasu przy pracy nad kolejnymi książkami?

 Wywodzą się jeszcze z dzieciństwa przesiąkniętego historią. Wychowałam się na ruinach Breslau, w nowonarodzonym Wrocławiu. Przerażające powojenne zgliszcza były wszędzie wokół mnie. Nie można ich było zignorować, odwrócić wzrok, przejść na drugą stronę ulicy. Dorośli nie chcieli wiele tłumaczyć. - Była wojna - mówili. - Straszna. Opowiemy ci jak dorośniesz. Pytania o ruiny zbywali słowami, że to “poniemieckie,” nie nasze. A tajemnice i niedomówienia kuszą, rozbudzają wyobraźnię. To w książkach odnajdywałam najbardziej przekonywujące próby wyjaśnienia przeszłości — historii mojego miasta, kraju. Może dlatego chcę teraz takie książki pisać. 

Jaka jest, według Pani, wartość powieści historycznych dla człowieka współczesnego? A szczególnie anglojęzycznego czytelnika Pani książek? 

Każda wartościowa powieść musi być przede wszystkim dobrą książką. Czy akcja rozgrywa się w przeszłości, czy też w dwudziestym czwartym wieku - to jest sprawą drugorzędną. W Ameryce Północnej powieści historyczne cieszą się powodzeniem, choć po tej stronie Atlantyku nie ma nabożeństwa do historii. Liczy się teraźniejszość i przyszłość. Moje powieści powstają trochę na przekór temu przekonaniu. Chcę czytelnika angielskojęzycznego namówić do podróży nie tylko w czasie, ale i w przestrzeni, zabrać go w podróż za dawną Żelazną Kurtynę, pokazać, że opowieści o tych odległych i nieznanych regionach są warte posłuchania. 

Co takiego przyciągnęło Pani uwagę do postaci Katarzyny Wielkiej i spowodowało, że sięgnęła Pani do historii dochodzenia przez nią do władzy?

 Katarzyna zawsze istniała w mojej świadomości. Urodziłam się w Polsce, tu się wychowałam. Gdyby Katarzyna nie została carycą Wszechrosji, historia Polski, a także historia mojej rodziny — z rosyjskiego zaboru —potoczyłaby się inaczej. A to intryguje. Dodatkowo, Katarzyna była imigrantką zdecydowaną na polityczne przewietrzenie świata rządzonego przez mężczyzn. To też ciekawe.

Dlaczego narratorką powieści uczyniła Pani polską sierotę, Barbarę?

 Chciałam pokazać siłę oddziaływania Katarzyny na osoby w jej otoczeniu, jej charyzmę. No i szukałam dla siebie narratorki z którą mogłabym się w jakimś stopniu utożsamić. Barbara znajduje się na rosyjskim dworze przypadkiem. Podobnie jak młodziutka Katarzyna, jest imigrantką – rozumie więc przyszłą cesarzową doskonale. Obie są tymi obcymi, muszą przeżyć, muszą nauczyć się tego nowego dla nich świata. 

Czy mogłaby Pani zdradzić część tajemnic swojego warsztatu – w jaki sposób tworzy pani swoje postaci fikcyjne? Powstaje od razu wizja całości? Czy jednak w miarę ich pisania osobowość bohatera/ bohaterki (w wypadku Katarzyny Wielkiej - Barbary, którą poznajemy jako młodą dziewczynę) nie zyskuje jakiejś niezależności i samodzielności?

 Nie zasiadam do pisania z gotową wizją powieści, z ustaloną lista postaci. Odkrywam moich bohaterów powoli. Słucham, co mają do powiedzenia, przypatruję się im, staram się zrozumieć, na czym im zależy, poznaję ich reakcje i zachowania. Zwykle żyją swoim życiem. Odmawiają lub godzą się na współpracę, obstają przy swoim. A ja to notuję. 

Mieszkała Pani i studiowała we Wrocławiu… dlaczego właśnie Kanada i Toronto stało się dla Pani jej miejscem na Ziemi?

Przypadek lub jak kto woli, przeznaczenie. Kanada dostała mi się na loterii anglistycznych stypendiów. Był rok 1981, sierpień. W grudniu wprowadzono stan wojenny. Byłam wtedy w Montrealu, na Uniwersytecie McGill. Nie miałam wtedy wątpliwości, że chcę w Kanadzie pozostać. A Toronto — sześć lat później — to praca męża, później moja. 

Dla polskiego czytelnika zaskakujący jest język oryginału powieści i konieczność ich tłumaczenia. Jak to się stało, że zaczęła Pani pisać po angielsku?

 Jestem anglistką jeszcze z wrocławskich czasów. We Wrocławiu pisałam po angielsku, choć nie prozę lecz akademickie artykuły. Po angielsku napisałam na Uniwersytecie McGill doktorat. Moje pierwsze opowiadania powstały w połowie lat dziewięćdziesiątych i były odpowiedzią na pytania moich kanadyjskich przyjaciół, skąd jestem. Odpowiadałam na nie po angielsku, bo to jest język kraju, w którym mieszkam dłużej niż kiedykolwiek mieszkałam w Polsce. A tłumaczenia autoryzuję. 

Czy nie kusiło Pani by samej przetłumaczyć swoje powieści na język polski?

 Kusiło. Ale to oznaczałoby miesiące pracy, miesiące, które wolę poświęcić na pisanie kolejnej książki. 

Dla mnie Pani powieść opowiada o pewnym rozczarowaniu. Osobą władzy, polityką, ale też przyjaźnią niemożliwą… i sobą samą, przede wszystkim. Własnymi decyzjami i tym, że w pewnych okolicznościach stajemy przeciwko własnym zasadom. Takie wrażenie zrobiła na mnie postać Barbary, nie dostrzegłam tego w wypadku postaci historycznych. Skąd taka konstrukcja postaci?

 To słuszne spostrzeżenie. Barbara zostaje pałacowym szpiegiem nie dlatego, że pociąga ją takie życie ale z konieczności. Zostaje wplątana w sieć intryg, ponieważ nie widzi dla siebie innej drogi, by zostać zauważoną i by zapewnić sobie i swojej córce bezpieczeństwo. Polityczny triumf Katarzyny przynosi Barbarze rozczarowanie polityczną grą i romantyczną przyjaźnią. Ale jednocześnie stwarza ostatnią okazję, aby się uratować. Skąd taka konstrukcja? Myślę, że to efekt moich obserwacji świata…

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.