Zło jest silne, ale nie jest wieczne. O totalitaryzmie w powieści „Sen o Glajwic"

Data: 2022-07-11 11:34:26 Autor: Adrianna Michalewska
udostępnij Tweet

W poszukiwaniu człowieka doskonałego często można stworzyć potwora. To nie jedynie błyskotliwy bon mot, ale podsumowanie koncepcji pedagogicznej, która stała się podstawą fabuły powieści Wojciecha Dutki, zatytułowanej Sen o Glajwic.

O tym tak mało się mówi, że naziści, przejmując władzę nad szkołami, rozpoczęły wściekłą obsesję sportu. Chłopcy mieli zostać tytanami o stalowych ciałach, zdolnymi do płodzenia czystych rasowo niemieckich dzieci, a dziewczyny miały je rodzić, zajmować się domem i gotowaniem, czasami tylko jakimś pretensjonalnym romansem w stylu: Helga kocha Hansa, ale on kocha Elfriede. To był świat starego Schneidera, w którym nie było wątpliwości, dwuznaczności, żadnych elementarnych metafor, a wszystkim rządziło jedno prawo – prawo silniejszego.

Świat schyłku lat trzydziestych w środkowej Europie, słabnącej pod naciskiem reżimu Adolfa Hitlera, nie pozostawiał miejsca na indywidualizmy. Hasło Ein Volk, ein Reich, ein Führer (pol. Jeden Naród, jedna Rzesza, jeden Wódz) dawało jasny sygnał: Kto nie jest z nami, jest przeciw nam. Wszystko, co według programu NSDAP odbiegało od wyznaczonych przez jej propagandystów norm – bez względu na to, czy była to sztuka (oczywiście zdegenerowana), muzyka (jak powyżej), kultura czy filozofia, jeśli nie wpasowywało się w wąski nurt hitlerowskiej wizji świata, rządzonego przez jeden naród, nie miało prawa istnieć. Niewygodne książki palono, niewłaściwe obrazy rekwirowano, nieodpowiednich ludzi eksterminowano w obozach koncentracyjnych.

Aby przygotować społeczeństwo Rzeszy do posłuszeństwa i patrzenia w tym samym kierunku, w którym spoglądał wódz-wizjoner, już od dzieciństwa stosowano brutalne metody indoktrynacji. Chłopcy i dziewczęta systematycznie zostali usuwani spod wpływu rodziców czy Kościoła i kierowani do organizacji, początkowo sportowych, później o charakterze paramilitarnym, których zadaniem było stworzenie idealnego niemieckiego człowieka, posłusznego, silnego i gotowego na wszystko dla wodza. O ile wychowanie chłopców zmierzało w jednym kierunku – mieli zostać silnymi i sprawnymi żołnierzami, o tyle dziewczętom wpajano wizję ich przyszłości opartą na byciu matką młodych Niemców. Pokorną, posłuszną i dumną ze swej życiowej misji – stanowienia żywego inkubatora dla przyszłych wyznawców Adolfa Hitlera.

Od 1936 roku przynależność do Hitler Jugend, niemieckiej organizacji młodzieżowej, zajmującej się ideologicznym kształceniem młodzieży w III Rzeszy była obowiązkowa dla dzieci powyżej dziesiątego roku życia. Organizacja dzieliła się na kilka instytucji, odpowiednich dla wieku i płci angażowanych do niej dzieci i młodzieży. Najmłodsi zapisywali się do Jungvolk i Jungmädel, młodzież powyżej 14 roku życia do Hitler Jugend i Bund Deutscher Mädel, w skrócie BDM. Nie pozostawiano miejsca dla tych, którzy odmawiali przynależności do przybudówek NSDAP. Cały naród miał wielbić Adolfa Hitlera i żyć tylko dla niego. Cały naród miał być doskonały, silny i monolitycznie spójny w swojej wierze w wodza.

A co z tymi, którzy odstawali od idealności?

Proste. Nie było dla nich miejsca.

W swojej najnowszej powieści Sen o Glajwic Wojciech Dutka zaprasza czytelnika w mroczne czasy tuż przed wybuchem II wojny światowej. Niemieckie Gleiwitz w 1932 roku jest niczym oglądany przez mikroskop symboliczny model III Rzeszy, w którym ścierają się wizje niezależnego kraju, w którym jest miejsce dla wszystkich i zunifikowanego wielkiego obozu bezimiennych wyznawców nazizmu, który porządkuje i układa im świat, nie uważając na jego różnorodność. W Gleiwitz, w męskim gimnazjum, gdzie każdy próbuje przeżyć, o duszę młodych, niczym Bóg i Mefistofeles, walczą profesorowie stojący po obu stronach etycznej barykady. Od tego, kto zwycięży, zależy przyszłość, a ta maluje się w czarnych barwach.

Ciemność nie spadła z nieba ani też nie wydostała się z mrocznych korytarzy kopalni i pyłu węglowego, ale gęstniała w całych Niemczech powoli, rok po roku, żniwa po żniwach, wzrastała w sercach ludzi i w pewnym momencie mieszkańcy Gleiwitz nie dostrzegli brudnej, ciemnej wody, która leniwie przelewała się przez ich szacowne miasto. Nie byli w stanie jej zobaczyć.

O ile organizacje skautowskie są zjawiskiem dosyć powszechnym (nie były niczym nowym w chwili dojścia Adolfa Hitlera do władzy), tak powołana w 1922 roku Hitler Jugend nie miała za zadanie jedynie zagospodarowania wolnego czasu niemieckich dzieci i młodzieży. HJ współpracowała ściśle z partią NSDAP i kształciła jej przyszłych członków. To partia i jej wódz byli dla HJ najważniejsi. Ważniejsi niż rodzice, rodzeństwo, Kościół i przyjaciele. Partia była wszystkim. Dawała rozrywki, mundur, prostą, opartą na bezgranicznym posłuszeństwie wizję świata, a także gwarancję, że nie jest się samemu. Poczucie przynależności do grupy zapewniało spokój, ale dawało też prawo do bezkarnego uczestniczenia w ulicznych bójkach z przeciwnikami, prawo do nękania niewygodnych politycznie ludzi i do zwykłych kradzieży i wandalizmu, odpowiednio kierowanego, aby gnębić przeciwnika, przy całkowicie biernej postawie policji i służb porządkowych.

Świat młodzieży z powieści Wojciecha Dutki to demoniczny dualizm, w którym każdy wybór wiedzie do tragedii. Wierność sobie czy próby przeciwstawiania się rosnącej przemocy to działania skazane na porażkę. Przystanie do HJ i realizowanie jej założeń to sprzedanie duszy za względny spokój. Nie ma w tych realiach bezpiecznej zatoki, w której można się schronić, aby przeczekać sztorm. To nie nauczyciele i dyrektor szkoły decydują o tym, co jest prawe i uczciwe. Wszyscy stają się zakładnikami spokojnego życia, w którym należy zamykać oczy na zło. W zamian dostaje się wypłatę i wsparcie od tych, którzy decyzją o jutrze. Inna droga nie istnieje. Chyba, że ktoś jest gotów na śmierć, do której droga wiodła przez gestapowskie katownie lub obóz koncentracyjny, który łamał nawet najtwardszych zwolenników wolnych Niemiec.

Dawny nauczyciel wynosił latryny, sprzątał, zawsze wykonywał polecenia i esesmani z Dachau zauważyli, że Herr Professor jest więźniem usłużnym, pogodzonym z losem, niekonspirującym i nierobiącym problemów. Oczywiście – stał się więźniem pogardzanym, człowiekiem złamanym, w którym nie było już buntu, żaru, namiętności ani niezgody na niesprawiedliwość, która charakteryzuje jednostki twórcze, ekspresywne i wybitne.

Faszyzm na terenach III Rzeszy był szkołą nienawiści. Jak pisze w swojej książce Szkoły nienawiści. Historia faszyzmów europejskich 1919-1945 profesor Jerzy Borejsza, specjalizował się w poszukiwaniu wrogów. Definicję tę przypisywano każdemu, kto odważył się wyrazić niezgodę i wątpliwość wobec lansowanego modelu życia i sprawowanej władzy. Niemiecki wyznawca Adolfa Hitlera był otoczony wrogami z każdej strony. Wrogowie rasy, narodu, ludu, państwa i wiary stanowili wystarczający powód do tworzenia instytucji i organizacji, której jedynym celem była walka z przeciwnikiem. Pod hasłem walki z mitycznymi wrogami następowała mobilizacja wszystkich, począwszy od dzieci, przez młodzież, aż po ludzi w zakładach pracy, a celem tej mobilizacji było unicestwienie wymyślonego wroga. To dawało prawo do zabijania, kradzieży i niszczenia mienia tych, którzy byli przeciwni ideologii NSDAP. Żyjący w wiecznym zagrożeniu obywatele III Rzeszy musieli szukać ucieczki w objęciach instytucji, która zapewni im bezpieczeństwo. Ta ucieczka od wolności, jak pisze profesor Borejsza, była przedstawiana jako szansa na normalność. Oczywiście rzeczywistość była zupełnie inna.

W książce Wojciecha Dutki widzimy jak płynne są granice pomiędzy normalnością i szaleństwem. Jak przebiegały one w poprzek klas gimnazjalnych, pokoju nauczycielskiego, przyjacielskich grup i wreszcie jak bardzo dzieliły rodziny. Strach, którym nazistom udawało się podszywać każdy cal codzienności mieszkańców Gleiwitz, był jedynym panem tego upiornego świata. Obiecany spokój i jasna wizja przyszłości stanowiły jedynie ułudę, zasłonę i prawo do kolejnego nieustającego zniewolenia. Zniewolenia w grupie, zniewolenia w imię jasnej przyszłości, zniewolenia, które zwalnia od poczucia winy i obowiązku krytycznego myślenia.

Pomimo ciągłego wypierania przez Niemcy winy za dopuszczenie do nazizmu i jego konsekwencji, nie ulega wątpliwości, że dla wielu wyznawców Adolfa Hitlera świat narodowego socjalizmu był niezwykle atrakcyjny. Nie mogło być inaczej, skoro poglądy ich wodza przyciągały jak magnes, skoro zapełniały stadiony i ulice wyznawcami, gotowymi na wszystko. Rozumiemy, że po dramacie I wojny światowej, która przyniosła niezwykły spadek jakości życia, rozpad imperiów, niewyobrażalną biedę i brak perspektyw dla milionów Europejczyków wizja mocnego opiekuńczego państwa, jaką propagował Adolf Hitler, była kusząca.

Bezrobotny nauczyciel gimnazjalny z powieści Wojciecha Dutki szuka stabilizacji. Takiego spokojnego i bezpiecznego życia szukały miliony ludzi na całym kontynencie. Faszyzm obiecywał świat, którego fałsz stał się oczywisty wiele lat po jego powstaniu. Dając minimalne warunki do egzystencji, likwidując bezrobocie, organizując prace społeczne i zapewniając spokój na ulicach, zapewniał podstawę do życia, którego nikt nie chciał utracić. Ludzie, kupieni skromną, ale bezpieczną codziennością, nie potrafili i nie chcieli dostrzegać fałszu ideologicznego, opierającego się na nieustannym wskazywaniu winnych.

Totalitaryzm zastąpił religię, która kazała się pochylać nad słabszym i szanować innego. Dał prawo do nienawiści i braku konsekwencji niemoralnego i nieetycznego postępowania. Jak długo było ono sankcjonowane przez nowego boga – nieomylnego wodza – tak długo było prawem. Kiedy wyznawcy nowej religii dostrzegli, że zostali oszukani, terror zatrzymywał ich w miejscu i nie pozwalał na powrót do dawnych czasów. Strach zamykał im usta, a wyparcie jako podstawowy proces psychologiczny, pozwoliły na trwanie w świecie, który stał się koszmarem.

- Widzi pan, panie kolego, że współczucie wobec słabszych to jedyna dystynktywna cecha różniąca nas od barbarzyńców, którymi byli Spartanie. Gdzie jest dziś owo polis? Powiem panu. Jest dziurą na Peloponezie. Miłego dnia.

Zło jest silne, ale nie jest wieczne. Choć nieustannie uczestniczymy w próbach rehabilitacji nazizmu i banalizacji zła poprzez poszukiwanie jego „normalnych wymiarów”, rozumiemy, że granica pomiędzy dobrem a złem jest jasna i wyraźna. Faszyzmy Europy XX wieku znalazły tysiące opracowań, a mimo to są wciąż próby odnowienia nazizmu, zarówno w Niemczech, jak i w całej Europie. Książka Wojciecha Dutki ukazuje, jak proste metody, indoktrynacja młodych umysłów, zapełnianie ich w miejscach, w których zabrakło jasnego przekazu ze strony odpowiedzialnych za kształtowanie młodych ludzi rodziców i nauczycieli, powodują nieodwracalne straty i relatywizm moralny. Całe dwudzieste stulecie przyniosło zarówno totalitaryzmy, jak i niezwykły rozwój myśli technologicznej. Wydaje się jednak, że ta sytuacja wciąż trwa i obecny wiek nie jest po tym względem znacząco inny. Wciąż obserwujemy, jak ścierają się dobro i zło, a każde z nich zabiega o nasze względy. Mądrzejsi o doświadczenia ludzi z XX wieku, mamy szansę na powstrzymanie zła w zarodku, zanim stanie się normą i prawem.

Książkę Sen o Glajwic kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Cytaty za: W. Dutka, Sen o Glajwic, Warszawa 2022

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.