Lubię żonglować emocjami. Wywiad z Anną Matusiak

Data: 2023-04-03 14:11:19 Autor: Danuta Awolusi
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Lubię żonglować emocjami. Wywiad z Anną Matusiak z kategorii Wywiad

– Od lat jako dziennikarka jestem zainteresowana właśnie sprawami „prawdziwego człowieka”. Wystarczy uważnie słuchać i być czujnym, by życie podsunęło mnóstwo gotowych, niesamowitych scenariuszy. Nikt by ich od samego życia lepiej nie wymyślił – mówi Anna Matusiak, autorka książki Naznaczona

W powieści Naznaczona splatasz wiele wątków, opowiadasz też historie bohaterów z dalszego planu. Czy łączy się to z umieszczonym na okładce książki dopiskiem przy Twoim nazwisku „Historie prawdziwe“? Domyślam się, że z racji zawodu, poznajesz wielu różnych ludzi i słuchasz, co mają do powiedzenia.

Tak. Od lat jako dziennikarka jestem zainteresowana właśnie sprawami „prawdziwego człowieka”. Wystarczy uważnie słuchać i być czujnym, by życie podsunęło mnóstwo gotowych, niesamowitych scenariuszy. Nikt by ich od samego życia lepiej nie wymyślił. Ale, oczywiście, moje Historie prawdziwe mają w sobie pewne inspiracje rzeczywiste i sporo fabularyzacji, której pomaga wyobraźnia. Bywa, że niektórym bohaterom daję nawet jakiś wątek z własnego życia lub z losów moich bliskich. Zdradzę, że część szpitalna dotycząca mamy Ivy jest mocno inspirowana historią walki o mnie, jaką stoczyła moja mama. Ona też leżała bez ruchu z nogami do góry przez sześć miesięcy, by udało się mnie uratować. Ale już na przykład Piotr kompletnie nie jest inspirowany moim tatą, dałam mu tylko podobny zawód. Lubię więc tak się bawić, mieszać w jednym kotle fikcję z prawdą i patrzeć, jakie danie z tego wyjdzie. Cieszę się, oczywiście, kiedy czytelnikowi smakuje.

Młodość jest piękna. No chyba, że zdrowie zaczyna płatać figle. Bierzesz na warsztat fascynujący motyw: przeszczep serca. Od zawsze chciałaś o tym napisać?

Nie wiem, czy akurat sam przeszczep był tematem, który zawsze chciałam poruszyć, ale na pewno zawsze czuję w sobie takie charakterystyczne ukłucie, kiedy dzieje się coś bardzo niesprawiedliwego, bardzo trudnego i bardzo niejednoznacznego moralnie. Odzywa się we mnie wtedy zarówno dusza dziennikarza, który pragnie wnikać w szczegóły, badać je, jak i przyszłego psychologa – w końcu zdecydowałam się na studia w tym kierunku, lepiej późno, niż... później (śmiech).

Fascynuje mnie to, że ta sama sytuacja może zostać uznana za karygodną i potworną albo zrozumiałą – w zależności od tego, z jakiej i czyjej perspektywy na nią spojrzymy. Nie chcę spoilerować, więc nie powołam się na konkretny przykład, ale powiem, że więzienia pełne są ludzi, których historie życia pozwalają trochę inaczej spojrzeć na popełnione przez nich zbrodnie. Absolutnie nie namawiam do usprawiedliwiania ich, bo strona pokrzywdzona ma prawo żądać sprawiedliwości i jej perspektywa zawsze będzie jednostronna. Pragnę jedynie zwrócić uwagę na to, że w życiu nic nie jest czarne albo białe. I to jest w nim najbardziej fascynujące.

Zanim jednak pojawiają się problemy z sercem, bohaterki – Iva i Niva – przeżywają pierwszą miłość. Uważasz, że to pierwsze zakochanie jest wspomnieniem na całe życie? Czymś, co zostaje w człowieku na zawsze?

Z pewnością tak jest. To taka silna miłość! To tak ogromne oddanie, że nawet jeśli nie przetrwa (a, nie oszukujmy się, w przeważającej mierze jednak te pierwsze fascynacje przemijają), często jest idealizowana do końca życia. Bo pamiętamy trzepot skrzydeł motyli w naszym brzuchu. I nawet, jeśli potem jeszcze wiele razy trzepotały, to ten pierwszy raz był wyjątkowy, bo nowy, wcześniej niedoznany.

Iva jest dzieckiem wyjątkowo wyczekanym. Piszesz o tym, jak to jest stracić ciążę. I jak trudno oczekiwać dziecka samotnie… Kobiety chętnie o tym mówią, czy to jednak twoim zdaniem temat tabu?

To wciąż temat tabu, ale coraz więcej kobiet chce się otworzyć. Zaczynamy dostrzegać, że nie jesteśmy w tym same, że ta koleżanka, tamta znajoma, znajoma tamtej znajomej, siostra kumpeli itd. też ma podobne przeżycie na koncie. Ja sama, dzięki Bogu, nie musiałam borykać się z taką stratą, ale za to walczyliśmy o życie naszego narodzonego dziecka, drżąc o nie i wylewając morze łez po bardzo niepokojącej diagnozie (co stało się inspiracją do napisania książki Kiedy się pojawiłeś). Moja mama straciła niejedną ciążę, a o mnie walczyła jak lwica, by stał się cud i żeby udało się donosić mocno zagrożoną ciążę, a potem uratować sześciomiesięcznego wcześniaka, co w czasach moich narodzin (prawie 40 lat temu) graniczyło z cudem. To wszystko nieustannie się dzieje i wcale nie jest incydentem, odosobnionym przypadkiem. Od kiedy jestem mamą, jeśli kobieta ma to wielkie szczęście, że zachodzi w ciążę bez problemu, ciąża przebiega bez problemu, poród przebiega bez problemu, dziecko jest zdrowe, rośnie i dojrzewa bez problemu i wszysto jest wspaniale – nazywam to „cudem narodzin”. Bardzo wiele, niestety, znam osób, które na jednym z tych etapów napotkały poważny problem.

Jednym z najważniejszych tematów w Twojej książce jest miłość ojca, trzeba przyznać, że nieczęsto obecna w literaturze obyczajowej. Znamy ojców nieobecnych, surowych, patologicznych. Ty piszesz o tym, który kocha, który jest gotów zrobić wszystko dla dziecka. I znów obalasz jakiś mit?

Owszem, chociaż ta miłość wcale nie jest oczywista. Mamy tu dwóch ojców – głównej bohaterki i Szymona, chłopaka który urodził się w tym samym czasie, co Iva i był synem współlokatorki z sali szpitalnej mamy Ivy. Własnego ojca poznał dopiero jako dorosły mężczyzna. Mamy też wspomnienie mężczyzny, który go wychował i którego Szymon nazywa ojcem. Wszyscy oni są... dobrzy. Ale przecież Piotr – bo ten ojciec interesuje nas najbardziej – nie należy do osób łatwych. Chciałam pokazać mężczyzn nieco inaczej, bo sama mam to szczęście, że mężczyźni w moim życiu są naprawdę w porządku. Mój tato to człowiek, na którego zawsze mogę liczyć, który jest moim osobistym ideałem mężczyzny – wiem, wiem... też współczuję mojemu mężowi (śmiech).

Mój tato jest człowiekiem który niewiele mówi, słucha i zawsze, kiedy mam problem, udzieli mi odpowiedzi naprawdę pomocnej. Nie ma sytuacji, w której powiedziałby, że nie ma siły, jest zajęty albo z jakiegokolwiek innego powodu nie może pomóc. Mama zresztą dokładnie tak samo. Jestem szczęściarą, ale o ile w przypadku mam to znacznie częściej spotykane, z mężczyznami stereotypowo (i nie tylko stereotypowo) bywa różnie. Chciałam więc pokazać tych mężczyzn, którzy zasługują, by docenić ich oddanie i serce. Mimo wszystko wierzę, że jest takich bardzo wielu.

W ogóle, mężczyźni w twojej książce są fajni. Martwiłaś się o to, że może czytelnik uzna to za niewiarygodne, ale tak nie jest. Ja wierzę! Pytanie, skąd tak silne przekonanie, że faceci nie potrafią kochać, czuć, że zawsze mają swoje za uszami?

Ale się cieszę, że to mówisz. Dziękuję! Zapewne, niestety, doświadczenie pokazuje, że mężczyźni nie zawsze się sprawdzają w różnych rolach, podobnie zresztą, jak i kobiety. Ale  statystycznie częściej zdarza się „wtopić” mężczyznom. To pokłosie naszego wychowania. Kultury patriarchalnej. Tego, że kobieta „powinna”, „musi”, etc. Oczywiście od każdej reguły są wyjątki i nie chcę generalizować, bo to by było nieuczciwe w stosunku do wielu fantastycznych facetów, jakich znam. Na szczęście to się naprawdę bardzo zmienia.

O Krystku możemy przeczytać: (…) dobrze wiedział, że gdyby nie terapia, być może nie zdołałby zrozumieć własnej wrażliwości, zbudować na niej solidnej męskości (…). Myślisz, że doczekaliśmy czasów, w których terapia nie jest już czymś wstydliwym?

O, jakże dziękuję Ci za to pytanie! Studiuję psychologię. Potem w planach psychoterapia, a za kilka lat chciałabym zawód dziennikarza zamienić na zawód terapeuty. Oba te zajęcia w bardzo wielu aspektach się pokrywają, ale jednak poczucie odpowiedzialności nakazuje mi wyedukowanie się w temacie, a nie poleganie tylko na własnej empatii, skoro już i tak wysłuchuję o największych traumach ludzi, gdy ich o nie pytam albo kiedy sami się do mnie zgłaszają, chcąc opowiedzieć mi swoją historię. Głęboko wierzę, że terapia stanie się „modna”. Moda to też niekoniecznie dobre zjawisko, ale z całą pewnością lepsze niż wstyd. Mam nadzieję, że już niebawem wszyscy będziemy mieć swojego terapeutę – tak jak mamy dentystę, ginekologa, pediatrę, fryzjera, trenera personalnego, etc. Gdybym mogła, wprowadziłabym obowiązek terapii dla każdego człowieka – po to, by świat był lepszy, a ludzie szczęśliwsi. Ale, oczywiście, trzeba chcieć samemu w to wejść, bo obowiązkowa terapia nic nie da.

Jeden z bohaterów - nie chcę zdradzać za dużo - dokonuje w imię miłości czynu, który jest moralnie wątpliwy. Ciekawi mnie, czy to prawdziwe wydarzenie?

Tak, chociaż okoliczności, powody i osoba, dla której popełnia ten czyn, to zupełnie inna historia. Właśnie o tym mówiłam, wspominając, że w więzieniach mnóstwo jest osób, które popełniły zbrodnie, ale... No właśnie: jest „ale”.  Im więcej takich historii poznaję, tym bardziej szanuję pracę sędziów i prokuratorów. W życiu nie mogłabym oceniać tych czynów. Ja je mogę tylko opisywać.

Powieść kończy się w takim miejscu, że – jak rozumiem – będzie kontynuacja? Jakie są twoje dalsze plany literackie?

A wiesz, że wcale nie mam takich planów... Pewien skrót myślowy i pewne niedopowiedzenia pozostawiłam celowo, bo sama lubię w filmach i książkach, kiedy zakończenie pozostawia mi przestrzeń do pewnego samodokreślenia sytuacji. Ale, oczywiście, piszą się nowe rzeczy, nowe historie... Oby mi tylko życia wystarczyło, bo tematów nie brakuje. I na pewno będę żonglować emocjami, bo to lubię robić najbardziej.

Książkę Naznaczona kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.