Świat sam się nie zmieni. Wywiad z Ałbeną Grabowską

Data: 2021-07-02 09:59:49 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Świat sam się nie zmieni. Wywiad z Ałbeną Grabowską z kategorii Wywiad

– Polki wyemancypowały się względnie szybko – może dlatego, że mężczyźni nie zwracali na nie uwagi, bo byli za bardzo zajęci walką z zaborcą. Tymczasem w tle, w międzyczasie, nie dostrzegane przez nikogo kobiety zrobiły swoje – mówi Ałbena Grabowska, autorka Stulecia Winnych. Właśnie ukazała się jej nowa powieść – Rzeki płyną, jak chcą, opowieść o trzech siostrach, probujących odnaleźć swoje miejsce w świecie w czasie I wojny światowej.  

Miłość nie jest najważniejsza?

Jest najważniejsza. Trzeba tylko pamiętać, by nie pomylić miłości z wdzięcznością.

I o tym mówi Pani w swojej powieści Rzeki płyną, jak chcą – pierwszym romansie w Pani dorobku. Ale to romans nietypowy.

Tak, bo wykorzystałam ten gatunek jako pretekst, by pokazać bardzo ciekawy fragment historii Polski, by pokazać koniec I wojny światowej i wszystkie przemiany, jakie wtedy miały miejsce. Wówczas w naszym kraju kobiety po raz kolejny próbowały na nowo zdefiniować swoje miejsce w świecie. Pierwszy raz nastąpił po powstaniu styczniowym, gdy wielu mężczyzn trafiło na Syberię. Niektóre kobiety podążyły za nimi, inne pozostały w kraju i próbowały się usamodzielnić – emancypowały się, zakładały biznesy, otwierały księgarnie, introligatornie, drukarnie, apteki, wchodziły w spółki z mężczyznami, gdy nie mogły z jakiegoś powodu poradzić sobie same. Kolejna fala emancypacji nastąpiła w czasie I wojny światowej. Wszyscy mówili o wolności, o nadchodzących zmianach, kobiety zaś zastanawiały się nad tym, co wolność ta im przyniesie, co zmieni się dla nich.

Mamy więc rok 1916, niewielki Niebielów i dworek należący do rodziny Terechowiczów, w którym mieszkają trzy siostry – trochę jak u Czechowa.

Tyle, że moje bohaterki nie chcą jechać do wielkiego miasta, nie myślą tylko o wyrwaniu się z miejsca, w którym żyją. One kochają Niebielów. Po prostu w pewnym momencie dostrzegają, że nie mogą wiecznie wegetować w rodzinnym majątku w oczekiwaniu na powrót ojca. Widzą, że w ich życiu przyszedł czas na zmiany.

Właśnie – w majątku Terechowiczów brakuje mężczyzn, bo ojciec rodziny chciał walczyć o wolną Polskę. Tyle, że tymczasem przyszło mu dołączyć do armii rosyjskiej.

Terechowicz nie musiał walczyć, nie włączono go siłą do armii rosyjskiej. W czasie I wojny światowej panowało przekonanie, że zmiana sytuacji politycznej jest nieunikniona. Wielu ludzi wiedziało jednak, że nie wystarczy czekać, nie wystarczy się modlić o wolną Polskę – trzeba o nią walczyć. To przekonanie żywił też Terechowicz, dołączył więc do zaborczej armii, licząc, że z czasem powstaną i polskie jednostki. Jak wiemy z historii, tak właśnie się stało.

Pisze Pani w powieści: Wojna sprawia, że człowiek staje się biedny. Jak to się stało, że po wyjeździe Terechowicza rodzina błyskawicznie zubożała?

Kobiety z rodziny Terechowiczów wcześniej nie musiały zajmować się gospodarstwem, rachunkami, nigdy nie nadzorowały zarządcy majątku. Ten postanowił zaś wykorzystać ich łatwowierność, podsuwając bardzo niekorzystną umowę, a później wykorzystując i Terechowiczów, i podlegających mu chłopów. Ale sytuacja w majątku i tak była dobra, bo poza lekkim zubożeniem Terechowiczowie żyją niemal dokładnie tak samo, jak przed wojną.

Można żyć w środku wojny, nie widząc jej?

Tak, były takie enklawy szczęśliwości albo mniejszych represji, miejsca, w których Polacy i Rosjanie żyli we względnej zgodzie. Podobnie było na przykład w Brwinowie – Rosjanie marzyli tu tylko o tym, by spokojnie żyć, korzystać z tego, że stacjonują w Polsce, nie martwić się o niebezpieczeństwa związane z walką na froncie. Nie zależało im na nękaniu mieszkających tu Polaków.

Wojny za wszelką cenę stara się nie dostrzegać najmłodsza z Terechowiczówien, Róża. Dziewczyna bardzo bliska staremu stylowi życia, podobna w tym zresztą do swojej matki.

Oczywiście. Róża marzy tylko o tym, by jak najlepiej wyjść za mąż i wieść spokojne życie. Chce pozycji, którą zagwarantuje jej małżonek, w gruncie rzeczy nie obchodzi jej nawet to, czy mąż ją kocha. Pragnie być jedną z przedwojennych matron, uwielbianą, otaczaną troską. Chce rodzić dzieci i oczekiwać na wnuki. Pragnie spokoju i bezpieczeństwa.

Inaczej niż Amelka, jej starsza siostra.

Amelka jako pierwsza dostrzega, że to tkwienie w bezruchu, to zamrożenie jak w fotograficznym kadrze po tym, jak ojciec wyruszył na wojnę, nie przyniesie jej niczego dobrego. Rozumie, że świat się sam nie zmieni, nowe państwo nie powstanie samo z siebie, struktury się nie zbudują. Chce sama coś zmienić, zrobić coś dla innych. Wyrusza do Warszawy, kończy kursy pielęgniarskie, zaczyna pracę w Szpitalu Ujazdowskim. Oczywiście, ma potem moment zawahania, ale ostatecznie widzi, że właśnie tak powinno wyglądać jej życie, że właśnie tego pragnie.

Jest jeszcze Klara, ale celowo tę właśnie postać pozostawiłem na koniec, chociaż jest główną bohaterką powieści. Klara chyba jako jedyna kompletnie nie wie, czego właściwie chce. Stworzyła Pani tę opowieść, by pozwolić jej swoje pragnienia odkryć i odnaleźć?

Dokładnie tak – Klara to istota zupełnie bierna, z potencjałem, z którego istnienia w ogóle nie zdaje sobie sprawy. Owszem, bierze na siebie część obowiązków po odejściu służby, nie będzie przecież tylko siedzieć i płakać, ale nie przychodzi jej do głowy, że mogłaby zrobić coś więcej, zaistnieć, coś zmienić, znaleźć swe koryto podobnie jak rzeka, zastanowić się, dokąd chce płynąć. Nie widzi dla siebie perspektyw. Dostrzega, że istnieje coś więcej niż Niebielów dopiero w momencie, gdy bliżej zaprzyjaźnia się z Haliną, która prowadzi w mieście sklep i której brat ma kontakty z zagranicą, z Warszawą. To kobieta, która choć mieszka w małej wsi, wie, co dzieje się na świecie. Dzięki Halinie Klara zrozumie, że i ona może stać się elementem większej całości, walczyć o większą sprawę.

rzeki plyna jak chca

Dużo mówi się w Pani powieści o emancypacji. Ale czy nie jest to postrzeganie emancypacji w sposób za bardzo współczesny?

To prawda, że pisarze ex post muszą wyobrażać sobie, jak to drzewiej bywało, jak niegdyś myślano. Ja starałam się odtworzyć sposób myślenia ówczesnych kobiet, korzystając nie z prac historyków, ale z listów zebranych przez Towarzystwo Przyjaciół Brwinowa. Kobiety, które zostały w kraju po powstaniu styczniowym czy w czasie I wojny światowej, pisały wówczas do swoich mężów i znajdziemy w tych listach mnóstwo niezwykłych historii, podobnych na przykład do historii pierwszej polskiej fotografki, która otworzyła zakład w Warszawie po powstaniu styczniowym. W korespondencji sprzed lat czytamy o tym, że gdy mężczyźni wyruszają na wojnę, kobiety nie mogą biernie czekać, muszą wziąć sprawy w swoje ręce. Pamiętajmy, że prawo wyborcze, które kobiety uzyskały w 1918 roku, nie wzięło się znikąd. Piłsudski miał obawy przed jego wprowadzeniem nie ze względu na uprzedzenia, tylko bojąc się, że później kobiety zwrócą się w stronę endecji. Na szczęście przekonała go Aleksandra, późniejsza żona. Ale nie byłoby tego prawa, gdyby nie oczekiwania kobiet żyjących na polskich ziemiach, gdyby nie przekonanie, że kobiety też powinny móc stanowić prawo, głosować – nawet te niepiśmienne.

Czego najbardziej brakowało wówczas kobietom?

Chyba możliwości decydowania o kwestiach finansowych, zarządzania majątkiem po mężu czy ojcu lub współuczestniczenia w prowadzeniu gospodarstwa. Było już wówczas wiele kobiet wykształconych, mądrych, naprawdę zaradnych, które wciąż słyszały „Kochanie, ty sobie tym nie zaprzątaj główki swojej ślicznej”. Napisałam powieść o pierwszej polskiej lekarce, która w 1877 roku ukończyła medycynę w Zurychu, a później otrzymała propozycję dyrektorowania w Szpitalu Świętej Zofii lub Szpitalu Świętej Rodziny. Miała do dyspozycji kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset wykształconych przez siebie kobiet – profesjonalnych akuszerek, pielęgniarek, lekarek, położniczek i ginekolożek.

Polki szybko się wyemancypowały?

Względnie szybko – może dlatego, że mężczyźni nie zwracali na nie uwagi, bo byli za bardzo zajęci walką z zaborcą. Tymczasem w tle, w międzyczasie, nie dostrzegane przez nikogo kobiety zrobiły swoje.

A z romansu historycznego zrobił się nam romans emancypacyjny…

Nigdy nie chciałam o feminizmie czy kobiecości krzyczeć, pisać w swojej powieści w sposób publicystyczny. Nie wiem, kim byłaby dziś Klara, czy należałaby do jakiejś organizacji feministycznej, na kogo by głosowała. Chciałam po prostu opowiedzieć o tym, że można zmienić świat nawet wówczas, jeśli człowiek boi się świata. Tyle że do tego potrzebne są wyrzeczenia i niełatwe wybory – bo wydaje mi się, że Klara będzie musiała wybrać między szczęściem osobistym a powinnością wobec społeczeństwa.

Będzie musiała – czy to znaczy, że wróci Pani do niej?

Nie mówię radykalnie, że nigdy tego nie zrobię, choć planowałam, że książka Rzeki płyną, jak chcą będzie samodzielną powieścią. Prawdę mówiąc, zaskakują mnie głosy, że powinna powstać kolejna część tej historii. Miałam nadzieję, że czytelnicy sami sobie dopowiedzą, co stało się z Klarą i jej bliskimi, że każdy odpowiedzi na postawione w powieści otwarte pytania udzieli już samodzielnie.

Powieść Rzeki płyną, jak chcą kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.