Mam duży problem z tą książką. Fabuła, wątek przyrodniego brata, małomiasteczkowy klimat to wszystko bardzo mi się podobało. Jednak trochę gorzej było z wykonaniem. I nie wiem, czy taki jest styl autorki, czy kwestia tłumaczenia, ale coś mi tu nie pasowało. Pierwsza połowa książki bardzo mi się dłużyła, z drugą było lepiej. Zobaczę przy jej kolejnych książkach, bo teraz czuję niedosyt.
Czytając "Finding back to us" miałam wrażenie jakby Callie zamknęła swoje wspomnienia w szufladzie. Nikt nie miał do nich dostępu, nawet ona. Wymazała moment wypadku z pamięci i nie chciała o nim mówić. Tak bardzo skupiła się na wsparciu siostry, że zapomniała o swojej żałobie. Potem po prostu żyła. Wydawało się jakby dopiero po latach, po ponownym spotkaniu Keitha wspomnienia i zagłuszone emocje na nowo powróciły. I to ze zdwojoną siłą.
Z jednej strony Callie chciała zapomnieć o wypadku, z drugiej tak skupiła się na obwinianiu o wszystko Keitha i nienawiści do niego za to, co się stało, że zapomniała ile ich łączyło. Kiedy doszło do wypadku oboje byli dziećmi, a Keith nie chciał nikogo skrzywdzić. Moim zdaniem Callie nie zdawała sobie sprawy, że nie mogła pójść do przodu nie rozwiązując problemu jaki miała z przyrodnim bratem.
Ich relacja była trochę zawiła. I w moim odczuciu to Callie ją komplikowała. Początkowo nienawiść była głównym uczuciem, jakim darzyła Keitha. Z czasem, a właściwe przez zachowanie Keitha, przypominała sobie ile ich łączyło przed wypadkiem. Chciała być blisko, jednocześnie go raniąc i nienawidząc. Nie potrafiła się zdecydować. Były momentu, kiedy naprawdę czułam ich więź. Zwłaszcza w drugiej połowie książki. Niestety to było tylko kilka momentów w całej książce. Może gdyby było więcej o tym co robili w dzieciństwie, byłoby inaczej. Właściwie ich romantyczne relacja była dla mnie trochę naciągana.
W książce bardzo brakowało mi perspektywy Keitha. Głównie jego emocji. Owszem było powiedziane co działo się z nim przez ostatnie 7 lat, ale to mi nie wystarczyło. On również stracił bliską osobę, a w książce nie było momentu o tym jak radził sobie z tą stratą.
Bardzo podobał mi się małomiasteczkowy klimat książki. Bohaterowie żyją z innymi mieszkańcami trochę jak rodzina. Spotykali się, spędzali czas w swoich domach. Jednak przeszkadzały mi powtórzenia, które niestety znalazłam. Te same zwroty, które przewinęły się przez książkę kilka razy były irytujące. Przez to miałam wrażenie, że kręcę się w kółko.
Ogólnie miło spędziłam czas czytając tę książkę, jednak nie sądzę, żeby jakoś bardzo zapadła mi w pamięć. Czy rozdarła moje serce? Ani trochę. Czy była emocjonująca? Powiedziałabym, że minimalnie, ale s
prawdźcie sami?
Mason i Grace studiują na tej samej uczelni, ale nie pozostają w żadnych zażyłych relacjach. Sytuacja zmienia się radykalnie, kiedy Grace postanawia nieco...
Nic nie może zniszczyć tej przyjaźni. Nic. A zwłaszcza jakieś niedorzeczne uczucie. Sophie nareszcie osiągnęła swój cel. Po ponad roku bycia nieszczęśliwie...