Fyrtel, klunkry, chynchy, szneka z glancem… i poczułam się jakbym wróciła do czasów dzieciństwa. Akcja powieści rozgrywa się w Poznaniu i w Lesznie, czyli miejscowościach, które darzę olbrzymim sentymentem, wiążących się z moją młodością. Cudownie było kroczyć ulicami i odwiedzać znane mi miejsca cofając się jednocześnie w czasie do roku 1919, gdy Polska odzyskiwała swą niepodległość.
Główny bohater Antoni Fischer, zostaje oddelegowany z frontu by wspierać w roli oficera śledczego tworzącą się poznańską policję. Gdy w budynku, w którym powstaje Uniwersytet Poznański zostają znalezione zwłoki stróża, Fischer, wbrew wszystkim twierdzi, że nie jest to samobójstwo. Brak doświadczenia nadrabia zaangażowaniem i spostrzegawczością. Okazuje się, że sprawa z pozoru prosta ma swoje drugie, polityczne dno i od jej rozwikłania może zależeć los Wielkopolski.
Fischer podczas śledztwa współpracuje z kilkoma bardzo barwnymi osobami. Tolek, znany na poznańskim terenie złodziej, który dzięki swej profesji niechcący został wplątany w sprawę. Porucznik Kaczmarek, fascynat broni i materiałów wybuchowych. Organizujący komórkę wywiadu Mikołajewski, wraz ze swymi obrotnymi pomagierami Zielonką i Stachowiakiem. Autor wykreował postacie bohaterów tak realistycznie, że z sympatią i niegasnącym zaangażowaniem śledziłam ich losy.
Powieść mówi o różnie rozumianym patriotyzmie, o wzajemnych stosunkach zamieszkujących na tych terenach Polaków i Niemców, o trudnych wyborach. Czasami na poważnie, częściej z humorem. Wielokrotnie uśmiech sam cisnął mi się na usta, a książkę, mimo znacznych gabarytów, przeczytałam jednym tchem.
To czwarty tom serii z Antonim Fischerem, ale pierwsze śledztwo, które prowadził, więc może dobrze zacząć od tego tomu? Zakochałam się w stylu autora, więc nie mogłam odmówić sobie przyjemności posiadania całej serii. Już na nią czekam.