Jak ważne jest BHP (Bezpieczeństwo i Higiena Pracy) wie każdy pracujący, nawet w najmniejszym zakładzie pracy. Uczą się nawet dzieci w szkole. A jakiego rodzaju środki bezpieczeństwa pracy powinni przedsięwziąć np. kultyści składający ofiary? Jak bezpiecznie posługiwać się sztyletem ofiarnym? Jakie zagrożenia czyhają na ich „stanowisku pracy”? Żaden normatywny behapowiec nie podjąłby się zadania stworzenie karty zagrożeń stanowiskowych, ale od czego jest PS Professional Consulting - przedsiębiorstwo doradczo-konsultingowo-szkoleniowo-behapowsko-coachingowe, świadczącym usługi skierowane do bardzo specyficznej grupy demograficznej. No bo jak inaczej można nazwać strzygi, sukuby, wije, wilkołaki i inne mniej lub bardziej mitologiczne stwory?
PS Professional Consulting tworzą Sabina Piechota, z zawodu i zamiłowania behapówka, prywatnie będąca strzygą uzależnioną od hurtowych ilości słodyczy, wszelkiej maści, oraz Piotr Strzelecki, z zawodu psycholog i coach, doradca post mortem, a prywatnie sukub.
W Brzegu niedaleko Wrocławia, gdzie swoją siedzibę ma PS Proffesional Consulting, mieszka sporo nienormatywnych, więc Sabina i Piotr nie cierpią na brak zajęć. Ilość zajęć znacznie się zwiększa, gdy behapówka i coach postanawiają zacząć prowadzić prywatne śledztwo w sprawie prób pozbawiania życia i/lub duchowej egzystencji brzeskich nienormatywnych. Jako że prowadzenie śledztwa mocno wykracza poza ich kompetencje, zwracają się po pomoc do opolskiego policjanta - Wilczka, który tak się składa, że w śledztwach wykorzystuje swój psi nos. Tak, zgadliście nazwisko, nie jest przypadkowe, policjant jest wilkołakiem. Śledztwo prowadzone przez tę trójkę zatacza coraz szersze kręgi, wciągając coraz mocniej czytelnika w szalony świat brzeskich nienormatywych.
Milena Wójtowicz w swojej powieści „Post Scriptum” tworzy nowe uniwersum na i tak już dosyć tłocznym rynku polskiej fantastyki, i robi to bardzo dobrze. Jeśli macie zły dzień i potrzebujecie czegoś na rozweselenie, to „Post Scriptum” powinno być antidotum na smutki. Przyznam, że nie raz i nie dwa parskałam śmiechem, budząc tym samym zdziwienie współpasażerów w środkach masowego transportu lub zainteresowane spojrzenie rodziny, gdy czytałam w domu. Książka powinna być sprzedawana na receptę, jako lek na chandrę :D
Celina Nowacka wcale nie paliła się do poznania Jana Zbendy. Ba, mogłaby dalej żyć sobie spokojnie, nie wiedząc o jego istnieniu, gdyby nie to, że dalsi...
Nic tak nie komplikuje małżeństwa jak niespodziewany trup... Iwona Borkowska miała prestiżową pracę, atrakcyjnego męża, interesujące hobby i urodę...