Bajkowa, śnieżna sceneria miasteczka Port Moody i dwoje ludzi, którzy niespodziewanie zbliżają się do siebie po latach milczenia.
Abigail Sharpe, dziennikarka przed trzydziestką, ma szansę na wymarzony awans. Skrywany romans z szefem wydaje się gwarantować osiągnięcie tego celu.
Pewnego dnia dostaje wiadomość, że będzie musiała zająć się chorym dziadkiem. Abi nie jest zadowolona z takiego obrotu spraw, w końcu w Port Moody - skąd pochodzi jej rodzina - nie była już od ponad dziesięciu lat. A wszystko przez bolesne rozstanie...
W mieście spotyka swoją dawną miłość. Czy nieporozumienia z przeszłości zostaną wyjaśnione? Czy Abi zdoła oprzeć się magnetyzmowi Logana? Oboje czują się skrzywdzeni przez siebie nawzajem, ale czy fascynacja, tęsknota i pożądanie wezmą górę nad zdrowym rozsądkiem? Czy wreszcie dowiedzą się, kto tak naprawdę stoi za ich rozstaniem?
Zmysłowa opowieść o kochankach przeżywających wzloty, upadki, rozczarowania i chwile spełnienia.
"Święta w Port Moody" jest powieścią świąteczną napisaną w duecie przez Ewelinę Nawarę i Małgorzatę Falkowską. Autorki świetnie zgrały swój pisarski warsztat, absolutnie nie czuć rozgraniczenia tego, która jaki fragment napisała.
Bohaterowie to interesujące osobowości. Przyjdzie im zmierzyć się z żalem, rozczarowaniem, tęsknotą, wzajemną nieufnością. Zachowanie Abi momentami mnie drażniło. Niby kobieta czuje się zraniona, a nawet wręcz bliżej jej do nienawiści względem Logana, to i tak bardzo szybko bez jakichkolwiek oporów oddaje się mężczyźnie. Ich relacja pełna jest nieporozumień, niedomówień i intryg osób trzecich. Byłam bardzo ciekawa jaki ten wątek będzie miał finał.
"Nienawidził mnie, tak samo jak ja jego, jednak to okazało się zbyt słabym uczuciem w porównaniu do tego, co mówiły nasze ciała."
Autorki doskonale oddały ducha małomiasteczkowości. W takiej miejscowości jak Port Moody każdy zna każdego, nie może tu być mowy o anonimowości. Ale społeczność potrafi się wzajemnie wspierać i współczuć. Odnalazłam tu sporą garść magii w postaci lokalnych tradycji i zwyczajów. A wszystko to w otoczeniu rodzinnej atmosfery. Szczególnie wzruszające były dla mnie fragmenty poświęcone dziadkowi Abigail. W większości małe miasteczka wydają się nam nudne. Tu tego nie ma. Dzieje się sporo, a zimowy, malowniczy krajobraz przywoływał u mnie wspomnienia z dzieciństwa, kiedy zima była naprawdę śnieżna.
Poruszono tu szereg różnych ważnych tematów - choroba i trud opieki nad taką osobą, intrygi, rozczarowanie zwiazkiem. Jednakże pojawiające się liczne sceny miłosne nieco wybiły się na pierwszy plan. Jednakże napisane zostały z polotem i smakiem.
"Ale w życiu nie zawsze da się mieć ciastko i zjeść ciastko, choć Logan najwyraźniej miał nieposkromiony apetyt."
Historia udowadnia, że znane porzekadło ma wciąż rację bytu - stara miłość nie rdzewieje. Tylko żeby móc zaznać szczęścia i miłości trzeba zdobyć się na szczerą rozmowę.
"Święta w Port Moody" to powieść, która rozgrzewa serca i zmysły, a jej niepowtarzalny, świąteczny klimat sprawia, że nadzieja nigdy nie gaśnie. Ale czy Abigail i Logan odnajdą do siebie drogę? Przekonajcie się sami!
Nie ma nic gorszego niż zostać odrzuconym przez kobietę, którą kocha się do szaleństwa. Co prawda Hunter cieszy się szczęściem kuzyna, ale to nieodwzajemnione...
Nawet największe szczęście jest w stanie zniszczyć ktoś trzeci… Spokojne i pełne miłości życie Magdy, Alka i Poli zostaje gwałtownie przerwane...