Przeżyć i pamiętać. Fragment książki „Inni"

Data: 2025-04-18 10:15:01 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 13 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Wybuch II wojny światowej niszczy plany, marzenia i relacje rodziny Waldorfów. Ryszard, młody prawnik, powoli przegrywa walkę z własnymi słabościami oraz brakiem akceptacji dla odmienności własnego syna. Jego brat Henryk wstępuje w szeregi Armii Krajowej. Odwaga i niezłomność mężczyzny rzucają go w sam środek dramatycznych wydarzeń.

Brutalna codzienność zmusza każdego z bohaterów do podjęcia decyzji: walczyć, przetrwać za wszelką cenę czy… ocalić człowieczeństwo?

Od trudów lat trzydziestych, przez piekło wojny, aż po gorzką iluzję wolności – „Inni” to fascynująca saga, w której osobiste dramaty splatają się z burzliwą historią XX wieku. To przejmująca opowieść o miłości, nadziei oraz stracie, która przypomina, że nawet w najmroczniejszych czasach wolno być innym i walczyć o swoje miejsce w świecie.

Inni grafika promująca książkę

Do przeczytania książki Wojciecha Maksymowicza Inni zaprasza Novae Res. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Inni. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

Rozdział 2

W LESLAU, RAICHSGAU POSEN

Julia wymusiła na mężu, żeby zaraz po wjeździe do Włocławka, zanim udadzą się do własnego domu, odwiedzili jej mamę i rodzinę brata na placu Wolności. Wzięła dzieci za ręce i zapomniawszy o zmęczeniu, jak fryga pobiegła po schodach okazałej kamienicy. Zastukała do drzwi, które natychmiast się otworzyły, a Julia z uśmiechem na twarzy omal nie rzuciła się na szyję nieznanej kobiecie z chustką na głowie zawiązaną na kształt turbanu.

– Jesteś nową służącą pana Szulca? Prowadź mnie do mojej mamy – rzuciła bez namysłu Julia.

– Tutaj nie mieszka żaden pan Szulc. To moje mieszkanie – powiedziała nieznajoma po polsku, po czym z wyższością krzyknęła po niemiecku: – Wynosić się natychmiast, bo wezwę policję!

I zatrzasnęła drzwi przed osłupiałą Julią i chowającymi się za nią dziećmi.

Nic im nie pozostało, jak udać się bezpośrednio do swojego domu, który pozostawiono pod opieką służby. Bronia popłakała się, gdy zobaczyła zmęczoną, poszarzałą twarz tulącej dzieci Julii. W niechlujnie ubranym mężczyźnie zupełnie nie rozpoznała pana Waldorfa.

– Kochana Broniu, wróciliśmy bez szwanku, ale gdzie jest moja mama? W domu brata zastałam jakąś paskudną obcą babę, chyba Niemrę. Co się z nimi stało?

– Wielmożna pani Szulc jest tutaj ze mną, cała i zdrowa. Wejdźcie, to wszystko opowiemy. Może szybko przyrządzę coś do jedzenia, a wy się umyjcie i przebierzcie. Te brudne ciuchy zaraz zabiorę do prania.

Julia, nie zważając na gadanie Bronki, przebiegła przez sień, salon i wpadła do sypialni. Tam zobaczyła usiłującą wstać z fotela matkę. Jej otoczona siwymi włosami pomarszczona twarz jaśniała radośnie.

– Kochanie moje, jesteście! Boże, jakże się cieszę! Nic wam nie jest? – zawołała starsza pani.

– Wszystko dobrze. Widzieliśmy straszne rzeczy, jesteśmy zmęczeni, ale wreszcie w domu. Co się stało ze Zdzichami?

– Oj, kochanie! Przed dwoma dniami jakichś dwóch niemieckich urzędników ubranych w takie ichne kapelusiki tyrolskie i ze swastykami na rękawach kazało się im natychmiast stawić na dworcu kolejowym. Oznajmili, że państwo niemieckie przejmuje ich mieszkanie i wszelkie inne nieruchomości. Mają godzinę na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Niczego kosztownego nie pozwolono im zabrać ze sobą. Mieli jechać do Warszawy. Mnie darowali, bo Zdzichu powiedział, że tylko ich odwiedziłam, a na ucho wyszeptał mi, żebym czym prędzej poszła do twojego domu.

Słowa te usłyszał Ryszard stojący w progu pokoju.

– Witaj, mamo. Cieszę się, że będziesz z nami, ale nie mogę zrozumieć, na jakiej podstawie okupanci wyrzucają szanowanych obywateli z domu i do tego wszystko im zabierają?

– Mówili coś o jakimś dekrecie tego ich Führera Hitlera. Że niby te tereny na zawsze będą już należeć do Rzeszy Niemieckiej i Polacy niczego nie będą mogli mieć. O Boże, tak się boję, żeby i wam się żadna krzywda nie stała. Zdzichu miał kancelarię w Warszawie, to mam nadzieję, że jakoś sobie tam poradzą. – Starsza pani zaczęła cicho szlochać, zasłaniając twarz rękoma. – Wczoraj zaaresztowano mojego najstarszego syna – przerwała, wyciągając chusteczkę z rękawa, żeby otrzeć łzy. – Janka posadzono do więzienia razem z twoim wujem, Ryszardzie, Oźminkowskim, i z prezydentem Mystkowskim. Wygląda na to, że chcą odebrać społeczeństwu osoby przywódcze i opiniotwórcze. To nie są Niemcy, których znałam z czasów poprzedniej wojny. To jakieś rzezimieszki i butna hołota.

W tym momencie do pokoju wbiegły dzieci. Stanęły jak wryte, widząc, że ich babcia płacze.

– Co ci się stało, babciu? – spytała Alicja.

– Ach, moje kochane kurczaczki, nic to. Łzy mi się pokazały ze wzruszenia i radości, że wróciliście do domu.

Ala rzuciła się babci na szyję. Jaś podszedł pomału, nie widział powodu do jakichś babskich wylewności. Powiedział „Cześć, babciu.” – i tyle. Zakręcił się i skierował do swojego pokoju. Sprawdził, czy wszystkie zabawki są na swoich miejscach. Z niesmakiem stwierdził pewien nieporządek w ich ułożeniu, którego zapewne nikt inny by nie zauważył. Szczęśliwie nie było kurzu, o to Bronka potrafiła zadbać.

Gdy już skończyły się powitania, Julia przypomniała sobie, że w sieni został Wiesiek z ich bardzo skromnym podręcznym dobytkiem.

– Mamo, zaraz wrócimy, tylko musimy pożegnać się z naszym wspaniałym pomocnikiem, który nam towarzyszył przez całą eskapadę. Rysiu, chodźmy do Wieśka.

Chłopak właśnie pałaszował chleb z miodem, który naszykowała mu Bronka. Szybko przełknął ostatni kęs i na jego umorusanej twarzy pojawił się szczery uśmiech.

– Wielmożni państwo, na mnie już czas. Szkiebry podobno wprowadziły godzinę policyjną. Muszę dojechać do mojej rodzinnej wioski jak najszybciej. Tam oddam konia i wóz mleczarzowi, może mnie zatrudni.

– Wiesławie, bardzo ci jesteśmy wdzięczni. Nie wiem, jak teraz będzie ze szkołami. Może uda ci się jeszcze trochę czegoś poduczyć? W wolnej Polsce mógłbyś zostać podoficerem. Może to, a może coś innego będzie twoim sposobem na życie. Zawsze możesz na nas polegać – powiedział Ryszard.

Trzymająca go pod rękę Julia dodała:

– Jesteś wspaniałym chłopakiem. Nigdy nie zapomnę tego, co dla nas zrobiłeś.

– Oj tam, wielmożni państwo. Będę niedaleko, ale teraz w czasie wojny praktyczniej będzie zostać na wsi. Może uda mi się państwu czasem co dobrego podrzucić. Nie ma to jak wiejska kurka czy prosiaczek. – Pokłonił się nisko i wyszedł.

Julia z Bronką umyły dzieci w balii i położyły do łóżek. Po kwadransie postanowiły zajrzeć do ich pokojów. Alicja smacznie spała, tuląc swoją ulubioną lalkę. Julia cicho otworzyła pokój Jasia, którego łóżeczko okazało się puste. Jej syn stał na balkonie owinięty w szlafrok. Usłyszały, jak stojący do nich plecami chłopiec pokazuje palcem coś na niebie i monotonnym głosem wylicza nazwy planet, gwiazdozbiorów i gwiazd.

– Dziwny ten mój synek – wyszeptała Julia na ucho do Bronki, aby go nie spłoszyć.

– Jest inny niż inni. Ale wolno być innym – odpowiedziała niania.

Kilka dni później stukanie do drzwi wyrwało Ryszarda z rozmyślań o beznadziejności aktualnego bytu. W drzwiach stał Wiesiek ubrany w długi ciemny płaszcz. Twarz mu się nieco zaokrągliła, cera wyglądała zdrowo, a buzię zdobiła zawadiacka mina.

– Wielmożny panie poruczniku, niech pan się nie obrazi, ale przywiozłem państwu trochę masła. Mnie to nic nie kosztuje. To taki prezent. Tylko proszę nic nikomu nie mówić, bo mogą nas za to wsadzić do więzienia.

– Wiesiu, widzę, że ci się dobrze wiedzie – powitał go Ryszard.

– Nie najgorzej, panie poruczniku. Ja to taki kot, co zawsze na cztery łapy spada. Szkiebry przepędziły dziedzica i cały folwark, w którym mieszkaliśmy, dały we władanie jakiemuś trojhenderowi. Jeden z tych naszych Niemców, co to udają, że zapomnieli polskiego po założeniu opasek ze swastyką. Okazałem się potrzebny, robię za jego pomocnika. Facet nie ma pojęcia o tak dużym gospodarstwie. Wygląda, że nic nie umie i nie jest zbyt bystry. Ale rozumu mu starczyło, żeby ściągnąć rodzinę, brać wszystko, na co ma ochotę, i za nic nie płacić. No i żeby się zorientować, że beze mnie sobie nie poradzi. A jak państwo odnaleźli się po powrocie?

– Nie będę oszukiwał, Wiesiu. Zupełnie nie możemy sobie znaleźć miejsca. Polskie sądy i urzędy zamknięto, a właściwie zlikwidowano. Nie mam gdzie pracować. Ale wierzę, że w końcu okupanci się zorientują, że jesteśmy niezbędni do normalnego funkcjonowania miasta. Kiedyś w końcu przyjdzie ta tymczasowa normalność.

– Może mógłbym państwu jakoś pomóc?

– Dziękuję, Wiesiu, bardzo dziękuję. Muszę jakoś sam sobie poradzić. No, może jest teraz jedna sprawa. Widzisz, nie damy rady zapewnić naszej Broni przyzwoitego bytu. Ona jest niebywale pomocna we wszystkich pracach domowych, gotowaniu, praniu, pracach w ogródku warzywnym, oczywiście niezastąpiona w opiece nad dziećmi, jak to niania…

– Wielmożny panie, oczywiście, znajdę dla niej miejsce. Coś wykombinuję i za parę dni wpadnę po nianię. Już niech wielmożnego pana głowa o to nie boli.

Julię obudziły promienie słońca wdzierające się przez szparę w kotarze. W skroniach odczuwała lekki ból. Przez chwilę nie wiedziała, gdzie jest ani co to za dzień. Miejsce obok niej w potężnym łożu było puste. Zerwała się na równe nogi. Podświadome zadowolenie z ładnej pogody ustąpiło przerażeniu. Zwierzęcemu lękowi.

Wyszła z sypialni i otworzyła drzwi gabinetu. Przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej klęczał Ryszard.

– Chodź, kochanie. Pomódlmy się razem. Kościoły są dla nas zamknięte, polskich księży przepędzono. A przecież jest niedziela, wbrew tym szaleńcom nie możemy o tym zapomnieć. Zawołaj dzieci. Nie zapomnimy o niedzieli…

Jego słowa przerwało pukanie do drzwi. Zrazu ciche, potem coraz głośniejsze. Po chwili w drzwiach stanęła Bronka.

– Wielmożni państwo, Wiesiek przyjechał. Jest roztrzęsiony. Ma jakieś ważne wiadomości.

Ryszard się zerwał. W sieni zobaczył bladego Wieśka z zaczerwienionymi oczami. Zaprowadził go do salonu i posadził na sofie, nalewając do szklanki wodę z karafki.

– Napij się, Wiesiu, nic lepszego nie mamy. Co się stało?

– Wielmożny panie poruczniku. Pamięta pan, że mieszkam niedaleko miasta we wsi Pinczata. Wczoraj Niemcy przejechali przez wieś trzema ciężarówkami i zniknęli w lesie. Pan wie, że jestem trochę wścibski, ale ostrożny przecież. Po cichu zaszedłem do lasu od drugiej strony. Specjalnie zrobiłem duże koło, żeby z daleka zobaczyć, o co chodzi. W końcu znam tam każde drzewo i każdy kamień. Silniki umilkły, stanęli na polanie. Usłyszałem ujadanie psów i potem też, jak psie szczekanie, ichnie niemieckie wrzaski.

Wiesiek sięgnął po szklankę i łapczywie wypił całą wodę.

– Trochę się tych psów obawiałem, no bo one mogłyby mnie wywąchać. Wychynąłem głowę zza krzaków i zobaczyłem z oddali, że te bestie były czym innym zajęte. Darły mordy na ludzi wyskakujących ze środkowej ciężarówki. Tak ujadały, że aż miały pianę na pyskach. Tych ludzi z powiązanymi rękoma i śladami pobicia kolbami popędzali młodzi cywile ze swastyką na ramieniu. Tacy sami, jak ci, co nas kontrolowali, gdyśmy wracali do miasta po tułaczce. Rozwiązywali ręce więźniom i wciskali im łopaty. Wrzaskami zmuszali do kopania.

Wiesiek znowu przerwał, nalał sobie wody z karafki i szybko opróżnił szklankę, wycierając mokrą twarz kułakiem. Chciał mówić dalej, ale głos mu się łamał. W końcu zmobilizował się i co rusz przerywając, opowiadał dalej:

– Te gnojki ze swastykami ustawili więźniów nad wykopanym dołem. Odsunęli się, zdejmując z ramion karabiny. Wtedy rozpoznałem wśród ofiar pana mecenasa Jana Szulca, brata wielmożnej pani Julii, pańskiego wuja, prezesa Oźminkowskiego i poturbowanego prezydenta Mystkowskiego, któregośmy widzieli, jak go aresztowali na posterunku przed miastem. Ci biedni, widać, że umęczeni, zdążyli jeszcze krzyknąć „Niech żyje Polska” i natychmiast powaliła ich salwa z karabinów. Szkopy podeszły do dołu, był przy nich jakiś oficer, miał w ręku pistolet i jeszcze parę razy strzelał w dół. Potem… gnojki wzięli się za łopaty… Zasypali dół. Ziemię przykryli gałęziami, że niby nic się nie stało. Większość odjechała dwiema ciężarówkami… Pozostawili kilku do pilnowania miejsca… Wróciłem do wsi… O wszystkim opowiedziałem wujowi i kilku znajomym chłopakom.

Zapadła cisza. Ryszard miał zaciśnięte pięści i oczy. Wreszcie cicho zwrócił się do Wieśka:

– Zapamiętaj to miejsce. Teraz musimy przeżyć i pamiętać. Przyjdzie czas i uda się przepędzić najeźdźców i ukarać winnych. Próbują zawładnąć wszystkimi sferami naszego życia. Jednak naszą pamięcią nie zawładną.

– Tak, panie poruczniku. Będę pamiętał. A teraz przy okazji zabrałbym Bronkę. Ten mój trojhender bardzo się ucieszył, gdy mu powiedziałem, że mam kogoś do opieki nad jego dziećmi. Przecież z niego teraz wielkie panisko. A to, że ona mówi tylko po polsku, w niczym nie szkodzi. Oni ledwo co znają niemiecki i między sobą mówią po naszemu. Mówił także, że potrzebuje kogoś do pomocy w papierach i buchalterii, bo wszystko musi być skrupulatnie opisane i sprawozdawane jeszcze ważniejszym szkiebrom. Toż ten majątek dostał tylko do zarządzania, a właścicielem wszystkiego jest ich kochany Führer. Pomyślałem, że może pan porucznik chciałby skorzystać z takiego zajęcia, dopóki coś lepszego się nie znajdzie?

– Dziękuję, Wiesiu, dni mijają i chyba nie mam wyjścia. Umów mnie na spotkanie z tym panem, jak mu tam…

– Helmut Trąbka, każe na siebie mówić Herr Trombka.

– Bardzo ci dziękuję. Uważaj na siebie. – Ryszard mocno uścisnął dłoń Wieśka.

Przeszedł do gabinetu. Julia zerwała się z fotela z niepokojem w oczach, a dzieci wierciły się, wyraźnie znudzone.

– Pomódlmy się, a potem wszystko ci opowiem – powiedział cicho Ryszard, przyklękając przed obrazem Matki Boskiej z dzieciątkiem.

Książkę Inni kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Błąd podczas pobierania komentarzy. Spróbuj ponownie.

Książka
Inni
Wojciech Maksymowicz0
Okładka książki -  Inni

W obliczu wojny więzy krwi stają się najsilniejszą tarczą Wybuch II wojny światowej niszczy plany, marzenia i relacje rodziny Waldorfów. Ryszard, młody...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo